Życie jest piękne

364 22 3
                                    


     Czuję. Wiatr owiewa twarz. Unoszę się lekko. Pod moją łopatką znajduje się coś twardego. Moja głowa i ciało zostają objęte ciepłą powłoczką. Zaraz... tak! Ja czuję! Klatka piersiowa unosi się i opada. Czuję. Pod sobą mam trawę. Muskam ją palcami. Czuję. Usiłuję rozchylić powieki. Czuję. Udaje się. Oślepiający blask przenika do wnętrza głowy. Promieniuje. Po chwili mija.

- Tris? – słyszę nad sobą. Ciepła powłoczka oplata mnie ciaśniej. To nie powłoczka!

- Tobias? – bełkotam z trudem, otwierając powoli oczy.

- Tris! – Tobias unosi mnie i przytula do siebie. Na tyle mocno, by miał pewność, że jestem blisko niego, na tyle słabo, bym nie doznawała bólu.

   Naraz słyszę dobiegające zewsząd wiwaty. Słyszę Christinę, jej charakterystyczny niski śmiech, Caleba, płaczącego ze szczęścia, Evelyn ( śmiech tej kobiety nie można porównać do żadnego innego ).

   Tobias trzyma mnie w ramionach. Łzy wpływają strugami po jego twarzy, sprawiając, że wydaje się dużo młodszy niż jest. Wpatruje się we mnie, jak w ósmy cud świata, gładząc dłonią moje rozmierzwione włosy.

- Czemu płaczesz? – pytam, także łkając i uśmiechając się jednocześnie. Jeszcze nie dociera do mnie, że żyję i jestem na tym świecie.

- Wiesz – rozpoczyna sarkastycznie – płaczę, kiedy ktoś, kto jest moim całym światem, - dodaje poważniej, po chwili wytchnienia – umiera.

W tym momencie i ja się rozklejam. Przygryzam dolną wargę, by zamaskować słone ślady łez. Przykładam czoło do jego czoła.

- Dziękuję – szepczę.

- Nie mogłem patrzeć i bezczynnie stać – odpowiada na tyle cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć. Ujmuje moją twarz w dłoniach. Są ciepłe, miękkie i mokre od łez. Czeka aż ostatnia z nich spłynie po moim policzku, po czym całuje mnie. Już wiele razy czułam jego usta, ich smak. Teraz jest jednak inaczej. W całej namiętności tego doznania wyczuwam nie tylko pożądanie czy troskę, coś więcej. Czystą, bezinteresowną miłość.

- Kocham cię – szepcze z wargami przylgniętymi do moich warg.

- Wiem – odpowiadam. Pierwszy raz odkąd jesteśmy razem, zamieniliśmy się rolami. To ja mówię „wiem". Znaczy to bardzo wiele.

     W końcu odrywamy się od siebie na tyle, by nasze czoła mogły się zetknąć.

Tobias zdejmuje chustkę od mojego boku. Ze zdziwieniem i radością stwierdzam, że nie jest tak zakrwawiona, jak mi się wydawało.

- Bardzo cię boli? – pyta z troską. To takie urocze, że się tak o mnie martwi.

- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Tris! – słyszę za sobą. To Evelyn i Johanna.

- Tris, tak bardzo cię przepraszam – zaczyna Evelyn. – Powinnam Ci była uwierzyć. Chciałam tylko zatrzymać Tobiasa przy sobie, nie zważając na to, że dzięki temu mogę go stracić... - mamrota.

- Przepraszam – zwiesza głowę. – Wybaczysz mi? – pyta.

Wierzę jej. O, jak bardzo jej wierzę.

- Oczywiście – mówię.

Matka Tobiasa podchodzi bliżej. Kuca na tyle nisko, by nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.

- Mój syn miał rację. Jesteś naprawdę niezwykła – uśmiecha się. Pięknie się uśmiecha.

- Jestem Niezgodna – odpowiadam.

- Mogę zerknąć na twoją ranę? – wtrąca Johanna. Zawsze dba o dobro innych. Ona ma to chyba w kościach.

      Mój chłopak pomaga mi się przewrócić na bok. Johanna odsuwa rąbek mojego podkoszulka. W skórze widnieje stalowy pocisk. Naokoło niego wytworzyła się czerwona otoczka, wskazująca na stan zapalny. Poza tym, nic bardziej niepokojącego.

- Hm, interesujące – mówi. – Muszę wyciągnąć nabój. Wytrzymasz?

Kiwam głową. Co to w ogóle za pytanie? Hello? Umarłam!

Johanna bierze głęboki wdech. Chwyta opuszkami palców pocisk. Tobias podtrzymuje mnie mocniej.

- Raz, dwa... - odlicza.

Zamykam oczy.

- ...trzy!

Czuję mocne ukłucie. Myślałam jednak, że będzie dużo gorzej.

- Już! – mówi Johanna z aprobatą. Na pewno jest z siebie dumna. Pokazuje mi nabój. Obracam go w ręce. Zatrzymam go - decyduję. Wypuszczam powietrze. Cztery i Evelyn pomagają mi przewiązać chusteczkę w pasie. Mówię mu, że sama dam radę wstać, ale on nawet nie chce
o tym słyszeć. Bierze mnie na ręce.

- Tris! – Christina i Caleb biegną w moją stronę.

- Chris! – wołam do niej. To moja najlepsza przyjaciółka.

     Wszyscy oplatając nas ciasnym kołem. Tobias niechętnie stawia mnie na ziemi, ale rozumie, że gdyby tego nie zrobił, zapewne założyłabym mu dźwignię. Caleb obejmuje mnie. Mimo, że nas zdradził i że musiałam tyle przez niego wycierpieć, to w końcu mój brat.
I kocham go całym sercem.

- Chodźcie – mówi Cara, która dopiero teraz pojawiła się, łapiąc mnie niezbyt mocno za ramię.    – Pokażę wam dom.

- Jaki dom? – pyta Tobias.

- Nowy dom. Nasz dom – wtrąca Evelyn.

- To na co jeszcze czekamy? – zastanawia się Christina. Zawsze mówi, co myśli. Ach, jak dobrze jest znowu żyć.

Razem z Cztery biorą mnie pod ręce i wspólnie kierujemy się w nieznanym mi kierunku. Nie ważne gdzie idziemy, jesteśmy razem. A razem nic nam nie grozi. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Tobias – mówię ze wzrokiem zbitym w ziemię. Świat zaczął nagle wirować. Barwy zlewają się   w plamy. Kształty przestają być wyraźne. Chce mi się wymiotować.

- Tris? – pyta Cara.

Upadam. Moja twarz uderza o twardy grunt. Trawa amortyzuje upadek. Nie wiem, dlaczego, ale przeczuwałam, że to się tak skończy.

Tobias błyskawicznie wkłada mi rękę pod kolana. Drugą obejmuje moje plecy. Delikatnie, tak jak zawsze,

- Gdzie mam iść? – pyta. Widzę u niego odrobinę zdenerwowania.

- Idziemy do szpitala – woła Evelyn.

     Matka Tobiasa prowadzi nas wzdłuż skraju lasu. Rozglądam się nerwowo dookoła. Próbuję zapamiętać jak najwięcej. Chłonę zapachy, kolory. Cztery widzi mój strach, więc tylko całuje mnie w czoło.
     Po paru minutach naszym oczom ukazuje się oszklony budynek. Liczy około trzech pięter. Potem już więcej nie widzę. Mdleję.

Niezgodna Jak powinna się skończyć  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz