- Ian jest spokojny, wszystkie te awantury są spowodowane zachowaniem Kaia – odpowiedziała Chloe, spojrzała w oczy Jamesa – dobrze, że nie ma tu Kaia, ale Ian nie robi nic złego – dodała wkładając ręce do kieszeni – naprawdę myślisz, że on ma coś wspólnego z tą całą, jak to ująć, sytuacją?

- Sam nie wiem, ale Kai umie być przekonujący. Pamiętasz, jak mówiłem, że nikomu nie można ufać? - zabrał rękę z jej ramienia – myślę, że powinniśmy iść dalej.

- Taaa – Chloe ruszyła przed siebie – jakoś tu teraz cicho, w ogóle nie słychać pozostałych.

- Może tak zrobiony jest ten budynek, sam nie wiem, nie myśl o tym, zaraz spotkamy resztę.

Zaraz po wyjściu z pomieszczenia grupa postanowiła się rozdzielić. W poszukiwaniu utraconego jedzenia Chloe i James skierowali się w prawo od strony drzwi, Katie, Lisa i Nathan w stronę przeciwną. Ian został w pomieszczeniu. Kai nie chciał iść zresztą, ponieważ chciał pilnować Iana, aby nic im nie zrobił. Coraz mniej ufał towarzyszowi.

James i Chloe po krótkim czasie zdążyli stracić z oczu resztę załogi.

- Nie wiem czy tak zaraz. Dopiero stamtąd wyszliśmy. Poza tym marzę o znalezieniu resztek jedzenia, nie o ponownych kłótniach – Chloe wzruszyła ramionami. Szli przez ciemny korytarz. Lampy dawały niewielkie światło takie, aby można było widzieć zarys korytarza. Chloe zaczynała czuć kłujący ból łydek. Nie pokazywała jednak oznak zmęczenia Jamesowi, który wydawał się być w dobrej formie. Nie wiedziała ile czasu minęło od ostatniej drzemki. Według zegarka Katie, któremu powódź nie zaszkodziła, od powodzi do wyprawy minęły tylko dwie godziny. Chloe czuła jednak jakby minęła cała wieczność. James wydawał się jednak wypoczęty i niezrażony tym, że stracili jedzenie szybciej niż powinni.

- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał James marszcząc brwi.

- Zastanawiałam się tylko nad czymś. Swoją drogą popatrz - mówiąc to obrócił się wokół własnej osi z wyciągniętą prawą ręką mającą pokazać to, co ich otacza – jesteś tutaj jedynym ciekawym zjawiskiem.

***

Ian siedział oparty o ścianę i patrzył przez otwarte drzwi – czemu posłuchałem się reszty – pomyślał – to tylko trochę siniaków, a oni zrobili ze mnie kalekę, a teraz oni zniknęli nie wiadomo gdzie.

- Ile ich już nie ma? - zapytał Kai'a.

- A czy to ja mam zegarek? - zirytowany Kai przewrócił oczami. Od jakiegoś czasu bawił się spinką. Nie lubił siedzieć w miejscu, zaczynało go nosić.

- Myślałem, że masz może poczucie czasu. Daj spokój – powiedział Ian rozprostowując nogi – nie mam ochoty na jakieś przepychanki słowne.

Znowu nastała cisza. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był sypiący się z dziury w suficie piach. Ian zauważył, że Katie nie miała racji. Wcale nie sypał coraz bardziej. Prawdopodobnie po prostu jest to stary budynek i pewnie w suficie zrobiła się szczelina.

- Co o tym myślisz? - zapytał Kai'a pokazując niewielką ilość piachu na podłodze.

- Nic. Taka ilość nas przecież nie zabije. Zanim naleci tego więcej reszta wróci i pójdziemy dalej – odparł Kai wzruszając ramionami.

- No zobaczymy, trochę nas ta woda jednak przerzuciła, a plecak jest lżejszy – stwierdził Ian – poza tym chodziło mi raczej o to, co powiedziała Chloe. Myślisz, że jesteśmy na jakiejś pustyni?

- Nie wiem Ian, siedzę tutaj. Na razie jesteśmy zamknięci w jakimś pokoju, znajdującym się w jakichś tunelach. Nie zastanawiałem się nad tym co jest nad nami.

MrokWhere stories live. Discover now