-Zamknij się w końcu, bo zaraz sam to zrobię.

Warknąłem przytrzymując go za czarną, zniszczoną koszulkę. Choć byłem niższy to i tak nie czułem się gorszy. Widząc jego zadowolenie wymalowane na twarzy pełnej blizn, co mimo wszystko dodawało mu atrakcyjności, jeszcze bardziej się we mnie gotowało. Jednym mocnym pchnięciem, rzuciłem nim o ścianę. Jego ciało z hukiem uderzyło, po czym opadło na ziemię bezwładnie. Głowa zaczęła krwawić z lewej strony nad uchem, ale nadal był przytomny.

-Co... tylko na tyle cię stać?

Nie wahałem się ani chwili, by zadać mu jeszcze cztery kopnięcia w brzuch i trzy razy z pięści w szczękę. Na te zagrania reszta gangu ruszyła w moją stronę. Ktoś przekręcił mnie do przodu, ale na czas, kolanem uderzyłem w jego czułe miejsce. Jongdae zwijał się z bólu przytrzymując bolesnego miejsca. Wydobył z siebie głośny odgłos.

-Który następny?

Zapytałem zadowolony. Seokjoon biegł w moją stronę już chcąc zadać mi cios, ale w odpowiednim momencie przytrzymałem mu nadgarstek, wykręcając do tyłu. On tylko jęknął. Wezbrałem w sobie wszelkie siły i przytrzymałem jego łokieć od odwrotnej strony i starałem dolną część wypchnąć do tyłu. Słychać było tylko trzask, którejś z jego kości i okrutny krzyk rozpaczy. Aby mieć pewność, że nie wstanie, znów złożyłem soczyste walnięcie w nos, który był jeszcze bardziej krzywy, niż wcześniej.

Trójka z głowy... jeszcze jeden.

Nim zdążyłem się obrócić, całe szczęście w porę przykucnąłem, bo ręka Jungkooka już chciała wylądować na mojej szyi. W momencie, sprawnie chwyciłem za zapalniczkę i plastikową, zielonkawą butelkę. Podniosłem się i pomachałem mu przed twarzą z cwanym, wręcz szalonym uśmiechem. Chłopak otworzył szeroko oczy w zdziwieniu, nie rozumiejąc chyba o co chodzi. Z czasem załapał, bo cofnął się o trzy kroki do tyłu.

-N-nie zrobisz tego.

Wydukał z siebie przerażony. Trzeba go jeszcze trochę postraszyć.

-Założymy się?

Odkręciłem korek i zacząłem wylewać zawartość na beton, a później i samego Jeona. Brunet zaczął uciekać. On był najmłodszy z nas wszystkich, więc wiedziałem, że z nim pójdzie gładko, ale nie wiedziałem, że aż tak.

Zaśmiałem się pod nosem zadowolony i wylałem już resztki płynu. Widząc leżących na ziemi wrogów, aż miałem ochotę napluć im w twarz, ale w tym momencie ktoś uniemożliwił mi ruszanie się. To był Jin, który ostatkiem sił chwycił za moje ręce zaciągając do tyłu, tak mocno jakbym miał wrażenie, że moje ścięgna i mięśnie zaraz miały się pourywać. Przygryzłem wargę, bo to sprawiło mi zdecydowanie ból.

-Chyba nie myślałeś, że to koniec.

Wyszeptał z dziwnym, nieopisanym szaleństwem w tonie, po czym poczułem, że przykłada lufę do moich pleców.

Już po mnie...

-To koniec Suga. Było naprawdę miło, ale twój czas minął.

Dokładnie mogłem odczuć, jak mosiądzowa kulka przebiła kolejno warstwy mojej skóry. Zacisnąłem mocno powieki z rozprzestrzeniającego się bólu. Coraz ciężej mi się oddychało, a krew w dużych ilościach wypływała. Obraz zaczął powoli się rozmazywać, a puls serca idealnie mogłem poczuć. Kiedy już byłem na skraju przytomności usłyszałem krzyk rozchodzący się w mojej głowie jakby, przez echo.

-Yoongi! Niee!

Zdołałem ujrzeć jedynie niewyraźny zarys sylwetki, którą skądś kojarzyłem. Mój oddech stał się nierówny i szybki. Było mi coraz ciężej.

Ten głos... nie może być... to tylko złudzenie przez utratę krwi Yoongi. Nie licz na to... nikt ci nie pomoże... a tym bardziej nie on.

~Hoseok~

Właśnie wracałem od Taehyunga, bo chciałem opowiedzieć mu to wszystko, co miało miejsce dzisiejszego dnia. Potrzebowałem jego rady, jak nigdy w życiu. Zdziwił się nieznacznie, na wspomnienie o Min Yoongim, ale starał się mnie zrozumieć, jak miał w zwyczaju. Polecił mi, abym poszedł do Yoongiego, ale dopiero następnego dnia. Żeby brunet przemyślał, to wszystko i się uspokoił. Jednak ja nie potrafiłem odłożyć to na jutrzejszy dzień. Czułem się winny całej tej sytuacji, a łzy spowodowane moją osobą na twarzy tego drobnego mężczyzny, tylko bardziej mnie przybijały.

Z zamyśleń, jednak wyrwał mnie dźwięk broni, która była mi bardzo dobrze znana. Była to broń sygnałowa, o bardzo mocnym wystrzale. Nie czekając dłużej ruszyłem w stronę dochodzącego odgłosu. Całe szczęście miałem przy sobie własną broń na wszelki wypadek. Okrążyłem nieznany mi budynek. To co tam ujrzałem, sprawiło, że straciłem dech. Jacyś ludzie leżący nieprzytomnie na ziemi. I najgorsze- mężczyzna, który stał nad krwawiącym, ledwo oddychającym Yoongim. Plama krwi pod jego ciałem była tak duża, aż zacząłem panikować, gdyż wiedziałem, że mam mało czasu.

-Yoongi! Niee!

Czym prędzej ruszyłem w stronę wysokiego mężczyzny, zadając mu cios z półobrotu. Podkładając jeszcze nogę, by stracił równowagę. Kiedy znajdywał się już na ziemi, chwyciłem za kajdanki, które miałem w kurtce i zamknąłem jego ręce, uniemożliwiając mu jakichkolwiek ruchów. Przyparłem jego barki stopą, przez chwilę, a jak mężczyzna stracił przytomność, mogłem w końcu go zostawić. Teraz najważniejszy był Yoongi. Przyłożyłem głowę do jego torsu, by sprawdzić czy serce jeszcze bije.

Dzięki bogu...

Zadzwoniłem na komisariat, żeby przyjechali skuć tych ludzi, którzy zrobili krzywdę mojemu smerfowi.

Wiedząc, że karetka przyjechałaby dopiero za piętnaście minut, wolałem już sam go tam zanieść na własnych barkach. Podniosłem jego zwiotczałe ciało i zarzuciłem jego ręce na moją klatkę piersiową. Biegłem tak szybko jak nigdy, aby jak najprędzej znaleźć się w najbliższym szpitalu. Jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nawet na szkoleniach nie braliśmy czegoś takiego.

W tamtym momencie liczyło się tylko jego zagrożone życie.

-J-Jung... wró...wróciłeś...

Ostatnimi siłami czarnowłosy wydał z siebie te słowa, przez które łzy tworzyły ścieżki na moich policzkach.

***




The culprit is only one! «~YOONSEOK~»Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ