°2°

78 12 10
                                    


Otworzył oczy, jednak nie mógł odróżnić kształtów. Biała poświata drażniła go, sprawiała, że miał ochotę przycisnąć dłonie do twarzy. Dodatkowo irytowała go cisza, która aż piszczała mu w uszach, przyprawiając o ból głowy.
Zamrugał kilka razy, aby wyostrzyć obraz. Biały sufit. Białe ściany. Rurki z przezroczystym płynem, przymocowane do jego dłoni.

Momentalnie otrzeźwiał. Szarpnął ręką, próbując oswobodzić się z igieł, powbijanych w jego ciało. Parę kropli krwi spłynęło, plamiąc szorstką kołdrę.

- Hej, uspokój się - ciepła dłoń złapała go za przedramię, uniemożliwiając ruch - Cholera, chcesz porozrywać sobie żyły?

Josh skupił wzrok na osobie, która trzymała jego rękę.
Niezbyt wysoka, rudowłosa dziewczyna z ustami wykrzywionymi z niezadowolenia, wycierała strużki krwi z wierzchu jego dłoni. Ubrana w jasnozielony strój, składający się z nieco za dużej bluzki z kołnierzem i spódnicy przed kolano, wyglądała za poważnie, aby chłopak odważył się odtrącić ją od siebie.

- Wiesz gdzie jesteś? - kobieta spojrzała w oczy Josha.

Milczał chwilę, nie dlatego, że nie znał odpowiedzi, a dlatego, że jego gardło było suche i trudność sprawiało mu nawet przełknięcie śliny.

- Egrh, w szpitalu - odezwał się zachrypniętym głosem.

Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem.

- Poczekaj chwilę - powiedziała, po czym zamaszystym krokiem wyszła z sali.

Josh siedział otępiały. Próbował się skupić, przypomnieć sobie jakim cudem tu trafił. Ostatnio w szpitalu był piętnaście lat temu, kiedy jako czternastolatek, poobijał sobie żebra, spadając z dachu garażu, na który wspiął się wraz z siostrą. Od tamtego czasu nigdy więcej nie musiał korzystać z usług lekarzy, był okazem zdrowia. Nie mógł więc pojąć, jakim cudem leżał teraz w białej szpitalnej pościeli, z igłami powbijanymi w żyły na jego dłoni. Nie dane mu było jednak dojść prawdy w samotności, ponieważ do pomieszczenia wpadła ta samo rudowłosa pielęgniarka, z którą Josh rozmawiał parę chwil wcześniej. W jednej ręce trzymała plik białych kartek, a drugą podsuneła krzesło pod łóżko chłopaka, tak by siedząc, mogła widzieć jego twarz.

- Więc... jesteś w szpitalu St. Anna w Columbus - zerknęła na żółtowłosego, a kiedy nie zauważyła szoku na jego twarzy, kontunoowała - Przyjęto cię do nas wczoraj, straciłeś przytomność na ulicy. Nie miałeś przy sobie dokumentów ani telefonu, nie mogliśmy uzupełnić karty pacjenta. No więc, muszę zadać ci kilka pytań... jak się nazywasz?

Chłopak już wiedział. Oczyszczanie wycięczyło go do tego stopnia, że zemdlał. Jego brzuch napiął się na samo wspomnienie tego rytuału.

- Joshua William Dun - wyszeptał.


Po wpisaniu niezbędnych danych do karty pacjenta, kobieta wyszła z sali na dobre.
Dochodziło południe.
Żółtowłosy myślał. Za dwie godziny miał mieć spotkanie z psychologiem w kościele. Jednak z relacji pielęgniarki wynikało, że lekarz kazał zatrzymać go na obserwacji, przynajmniej do jutra. Czy było to koniecznie? Chłopak doskonale wiedział, że omdlenie było spowodowane tylko i wyłącznie tym, że był wyczerpany po Oczyszczaniu. Nie musiał zostawać w szpitalu, nie musiał opuszczać zajęć w kościele. Zacisnął dłonie w pięści. Jeżeli chciał wyzdrowieć, być normalnym, to nie mógł sobie pozwalać na opuszczanie wykładów.


Powoli podniósł się z łóżka. Delikatnie wyciągnął z żył igły. W szpitalnej szafce znalazł swoje ubrania. Wyszedł z sali, kierując się w stronę rejestracji. Za ogromnym białym blatem siedziała ta sama ruda dziewczyna, która chwilę wcześniej spisywała jego dane. Spojrzała na Josha pytającymi oczyma.

God, If You Are Above | joshler /Where stories live. Discover now