Część pierwsza

Zacznij od początku
                                    

Harry zdjął biały fartuch, złożył go ładnie w kosteczkę i odłożył na jego stałe miejsce. Umył ręce i pożegnał dwie kelnerki, które jeszcze zostały by wyczyścić stoliki. Potem wyszedł na sale gdzie zastał Liama włączającego alarm. Uśmiechnął się na jego widok i obaj podeszli do siebie.

- Jakieś plany? – spytał Payne i sięgnął po swój cienki płaszcz.

- Raczej nie. No może Louis planuje jakieś przytulanie czy film. – zaśmiał się Harry wiedząc, że jego mąż będzie liczył na wspólne pieszczoty z dala od dzieci. – A wy?

- Niall odwiózł Polly do dziadków, ale mamy przy sobie Nolana, więc.. nie wiem jak to będzie – odparł z lekkim uśmiechem. Polly była siedmioletnią dziewczynką, którą zaadoptowali pięć lat temu. Natomiast Nolan to dwuletni maluszek z okienka życia. Liam i Niall tylko się zgłosili i wcale nie liczyli na to, że im się uda. Harry powiedział, że to dobry pomysł na kolejne dziecko, a oni go posłuchali. Tydzień później dostali informację, że mogą a nawet muszą zaadoptować malutkiego Nolana.

- Ale ten brzdąc chyba wam nie przeszkodzi. – mruknął Harry niskim i zawadiackim głosem. Liam nic na to nie odpowiedział. Nie chciał się przyznawać, że nie kochali się z Niallem od właściwie tych pięciu miesięcy i teraz szczerze na to liczył.

- Dobra, na razie. Do jutra - pożegnał się z Tomlinsonem i wyszedł zostawiając rozbawionego Harry'ego. Teraz jedyne co mu zostało to zgasić światła i pójść do domu, więc tak zrobił. Nie zamykał drzwi, bo wiedział, że Michael zaraz wróci i on to zrobi.

W korytarzu zdjął buty i po cichu, tak by nikt go nie usłyszał, przeszedł do kuchni. Nalał sobie odrobiny soku i wypił wszystko jednym haustem. Z salonu słyszał dźwięki telewizora i wiedział, że tam znajdzie męża i córkę.

- Maraton beze mnie? - odezwał się stając w progu. Matylda nie zwróciła na niego uwagi, zbyt zajęta oglądaniem Toma i Jerry'ego. Za to Louis spojrzał na niego powoli obracając głowę w jego kierunku i uśmiechnął się. Harry zrobił to samo, marszcząc przy tym nos po czym podszedł do małżonka, nachylił się do niego i ucałował najpierw w czoło, a później wprost w stęsknione usta. Louis chwycił dłońmi koszulę Harry'ego i przyciągnął go do siebie, tak że ten prawie na niego upadł, ale przytrzymał się podłokietnika. Zaśmiali się w swoje usta i usłyszeli parsknięcie Matyldy, co jeszcze bardziej ich rozbawiło.

- Idę malować - zaświergotała Ealy po czym zeskoczyła z kanapy i pognała do swojego pokoju. Louis nie tracąc czasu osunął się na kanapę ciągnąc za sobą Harry'ego. Młodszy nie protestował, od razu wygodnie ułożył się na mężu, swoją wagę unosząc na ramionach.
Cmoknął Louisa w usta i od razu przeszedł z pocałunkami na jego żuchwę i szyję - najbardziej wrażliwe miejsce szatyna. Poczuł jak Louis sunie dłońmi po jego plecach, a potem zatrzymuje je na jego udach. Uwielbiał jego malutkie dłonie na swoim ciele.

- Dzień dobry - obaj usłyszeli dziewczęcy głos, co sprawiło, że Harry odskoczył od męża jak poparzony, a Louis chichotał w swoją dłoń.

Sally stała razem z Michaelem w progu salonu. Chłopak wyglądał jakby miał zaraz zabić swoich rodziców, natomiast ona była wręcz rozbawiona. Państwo Tomlinsonowie nigdy nie kryli się ze swoimi uczuciami, a już w szczególności nie w swoim domu. Sally już nie raz przyłapała ich na obściskiwaniu.

- Cześć, kochanie - oparł Louis machając do blondynki. Dziewczyna odwzajemniła gest i ominęła Michaela kierując się na górę.

- Idziesz? - zaśmiała się do Michaela, który nadal stał ciskając piorunami w Harry'ego.

- Zaraz - odparł chłopak wracając do kuchni. Harry podążył za nim, by wszystko wyjaśnić.

- Możesz powiedzieć Matyldzie, żeby już zeszła? Musimy jechać na judo - powiedział Louis do Sally, poprawiając przy tym swoją koszulkę, którą Harry lekko podwinął.

- Dobrze. - odparła Sally i poszła na górę. Louis natomiast wyruszył Harry'emu na ratunek. Ledwo zdążył chwycić męża za ramię, a Michael z ukrywanym uśmiechem wyburczał coś w stylu "jesteście niemożliwi" i pognał do swojego pokoju. Louis zaśmiał się i ucałował Harry'ego w policzek.

- Co mówił? - mruknął Louis stając naprzeciw Harry'ego. Chwycił w dłonie jego loczki i nawijał na swoje palce wpatrując się w malinowe usta męża.

- Coś tam, że za dużo się całujemy - odparł Harry. Jego dłonie powędrowały na biodra Louisa.

- Ja uważam, że zdecydowanie za mało - Louis szepnął nachylając się do bruneta i złączył delikatnie ich wargi. Nie spodziewał się, że gwałtownie zostanie przysunięty do młodszego uderzając swoim brzuchem o jego. Szybko owinął ramiona wokół jego szyi, a Harry pogłębił pocałunek, w dłoniach ściskając pośladki szatyna.

- Bleeeh - burknęła Matylda wchodząc do kuchni. Klepnęła udo Harry'ego i wczołgała się na krzesło przy stole. Zaśmiała się widząc oburzone miny rodziców. - Jedziemy już? - ułożyła głowę na ramionach i spojrzała na Louisa.

- Jedziemy - odparł kręcąc przy tym głową. Naprawdę ostatnio nie mieli z Harrym dla siebie chwili. Chyba, że w nocy. Ale wtedy to już spali.

Ealy wstała z krzesła i wybiegła z kuchni do korytarza, by się ubrać. Louis z szafy pełnej kurtek wyjął jej torbę na trening. Wczoraj wszystko wyprał i pięknie pachniało. Czego Harry nie zauważył, oczywiście. Pewnie nawet by nie zauważył gdyby Louis wyniósł stół z kuchni albo telewizor z salonu. On nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Bardziej interesowało go, czy lodówka jest pełna warzyw i czy Matylda umyła zęby.

Louis truł mu od tygodnia, żeby naprawił łóżko ich córki, bo jedna nóżka się chwieje. Właśnie dziś miał okazję, więc zabrał odpowiednie narzędzia i odprowadzony szczęśliwym wzrokiem Louisa poszedł do pokoju Matyldy, tak by nie zauważyła. Nie lubiła, gdy ktoś wchodził do jej pokoju bez pytania. Trenowała judo, więc mogła uderzyć.

Dziś była wyjątkowo świetna. Przebiegła trzy kółka i wcale się nie zmęczyła, zrobiła 20 brzuszków, robiła idealnie każde ćwiczenie, które trener nakazał, i podczas jednej walki - wygrała, oczywiście. Louis był z niej tak bardzo dumny. Rozwijała się i robiła to co kochała i była z tym szczęśliwa. I Louis też.

- Moja mała wojowniczka - mruknął Louis kiedy Matylda wyszła z szatni. Z uśmiechem podbiegła do taty i przytuliła się. - Jeszcze trochę i będziesz mogła nas wszystkich bronić.

- Już mogę! - odparła dumna. Louis ucałował ją w głowę i mocniej owinął szalik wokół jej szyi. Na zewnątrz już było zimno.

- Oczywiście, że tak.

Wpakowali się do samochodu i ruszyli do domu. Ealy ciągle podśpiewywała z jakąś wokalistką w radio, a Lou nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Jego córka była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Bo jaka inna dziewczynka trenuje judo, bawi się starymi żołnierzykami jej brata, uwielbia malować i pomimo tego, że ubiera się na różowo to naprawdę jest groźna, impulsywna, niezależna i kocha psocić. Jego malutka, dziewięcioletnia księżniczka.
Przed samym domem Louis zauważył, że Matylda prawie zasnęła, zmęczona całym dniem. Musiał wyjąć ją zamroczoną z fotelika, jednak nawet nie zrobił kroku, bo Ealy od razu się przebudziła i zapragnęła stanąć na własnych nogach. Nigdy nie umiała spać w ramionach rodziców, więc zawsze starali się, by nie zasypiała na ich łóżku, bo wtedy robił się problem z przeniesieniem jej, a Ealy wyrwana ze snu to zła Ealy.

- Chcę spaaać. - ziewnęła ciągnąc za sobą swoją torbę. Louis zapisał sobie w głowie, by znów ją wyprać.

- Zaraz się położysz tylko jeszcze się umyj i zjedz kolację. - powiedział Louis do córki. Otworzył drzwi i pozwolił jej wejść pierwszej. Torbę zostawiła w korytarzu, po drodze do schodów zdjęła buty, jeden od drugiego w odległości dwóch metrów, kurtkę powiesiła na barierce schodów i na czworaka weszła na górę. - Zaraz przyjdę nalać ci wody! - krzyknął za nią. Schował torbę do szafy i sam się rozebrał. Z kuchni słyszał radio i mruczącego Harry'ego, więc poszedł na poszukiwania męża.

Harry szykował sałatkę grecką, jego ulubioną. Właśnie mieszał sos, kiedy Louis stanął przy nim i sięgnął po kawałek sera feta. Harry w odpowiedzi cmoknął go w skroń.

- Sally jest? - spytał nalewając wody do czajnika. Miał ochotę na mocną kawę.

- Poszła niedawno. Mówiłem, żeby została na kolację, ale powiedziała, że jej mama jest zła, że tak rzadko jada u siebie w domu. - parsknął brunet polewając sałatkę sosem. Wymieszał i zamierzał dać mężowi, żeby spróbował.

- W sumie to ma trochę racji. - przyznał szatyn. Usiadł do stołu z kolejnym ciastkiem, które wytrącił mu Harry i zamiast tego do ust włożył mu łyżkę sałatki.

- Zacznij jeść zdrowo - westchnął Harry lekko rozbawiony. To nie tak, że uważał, że Louis jest gruby od słodyczy, bo nie był. Był cudnie krągły, ale mógłby czasem cukiereczki zamienić na kukurydzę; byłby zdrowszy po prostu.

- Daj mi spokój - westchnął Louis nieco oburzony. Harry nie będzie mu mówił jak ma się odżywiać. Zalał sobie kawę i spokojnie czekał na swoją porcję sałatki.

- Ja chcę tylko dobrze -

- Nieważne - Louis przerwał mężowi. Wiedział, że zaraz zawoła dzieci na kolację, więc musiał czym prędzej poruszyć ten temat. - Nie uwierzysz co mi Matylda powiedziała. - zaczął tym swoim oburzonym głosikiem, co spowodowało śmiech u jego męża.

- Co takiego? - oparł głowę na dłoniach i z uśmiechem dał znać Louisowi, że słucha bardo uważnie.

- U niej w szkole robią dzień matki i-

- Czemu tak późno?

- No bo ta babka, która zajmuje się takimi akcjami była chora i dopiero wróciła. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że Matylda spytała się wychowawczyni co ma zrobić skoro ma dwóch ojców. A wiesz co ta szmata jej odpowiedziała? - warknął Lou lekko różowy na twarzy, był zdenerwowany. - Że niech przyjdzie jeden z nas jako matka. Rozumiesz to?!

- Haha, taaa. Rozumiem. Ale to nie powód, żeby się tak denerwować, słonko - zaśmiał się Harry. Louis zawsze za bardzo dramatyzował, co jednak sprawiało, że był uroczy. Sięgnął po jego dłoń na stole i splótł razem ich palce.

- Ale tu chodzi o to, że ci chorzy ludzie nadal myślą, że jak jest para gejów to jeden robi za kobietę. To jest chore!

- Zgadzam się, ale nie musisz sie tak denerwować, Lou. To nie jest ważne. Ci inni ludzie nie są ważni.

- Tylko-

- Cii - szepnął Harry przysuwając się do męża. Objął ramieniem jego drobne ciało i oparł czoło o jego skroń. - Nie przejmuj się tym. Żaden z nas nie jest przecież kobietą, Lou, obaj dobrze o tym wiemy. Jesteś bardzo męski - westchnął wprost do jego ucha, wywołując lekkie dreszcze u szatyna, który zaśmiał się na to. - A dzień matki nie jest dla nas. Jak będzie dzień ojca, to pójdziemy we dwóch i będziemy trzymać się za ręce - dodał niższym głosem i lekko przygryzł płatek ucha Louisa. Szatyn śmiał się, bo to lekko łaskotało, ale było też dość pociągające. Złapał w obie dłonie twarz męża i mocno go pocałował. Musiał przyznać, że Harry jak zawsze miał rację. Był cholernie mądrym i gorącym tatuśkiem.

Someone ElseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz