ROZDZIAŁ 7

3 1 0
                                    

-To co, wszystkie gotowe?-Tak!-Noo, pięknie! Chodźcie dziewczyny, zdjęcie zrobię.-poleciła Ania, a my ustawiłyśmy się przy niej koło lustra. Wszystkie miałyśmy na sobie żółte sukienki, czarne buty i dodatki. Makijaż też podobny. Jak klony.-Piękne!-spojrzała na ekran swojego iPhona i od razu wstawiła zdjęcie na Instagrama z podpisem #BorussenSisters♥-To jedziemy?-Jasne. A wyślesz nam, to sobie też wstawimy, okej?-Ciężarnej się nie odmawia!-Widzisz Agatko, teraz możesz wszystko!-zaśmiałam się-Ty, racja. Ewuniu, mogłabyś polecieć jeszcze szybko po wodę dla mnie?-A wypchaj się kochana!-Wiesz co?! Kiedyś ci to wypomnę! I nawet na zdjęciu cię nie oznaczę!-To wtedy ci go nie polubię!-Kurde, szczwana jesteś. To coś innego potem wymyślę!-Oczywiście!-zaśmiała się serdecznie Ewa.
Po niecałych dziesięciu minutach dojechałyśmy na miejsce. Zostawiłyśmy samochody na parkingu obok i zwartą grupą weszłyśmy do klubu. Na nasz widok, ochroniarz od razu przepuścił nas bez kolejki. Przeszłyśmy przez ciemny korytarz. Jedyne oświetlenie dawały halogeny w podłodze ustawione rzędem. W końcu weszłyśmy na dużą salę równie ciemnych kolorów. Lampy rzucały mocne światło na sam środek parkietu, tworząc poza nim kameralny wystrój. Od razu wszystkich oczy skierowały się prosto na nas. No tak, nie codziennie się zdarza, że do klubu wchodzi grupa kobiet wyglądająca praktycznie jak klony w żółto-czarnych strojach. Puszczałyśmy między sobą roześmiane spojrzenia. Poszłyśmy na drugi koniec sali, gdzie znajdowały się miejsca dla vip'ów. Tam siedziała cała drużyna z opadniętymi szczękami.


-Cześć!-przywitałyśmy się chórem.-Witamy, witamy pięknie panie!-wyszczerzył się Łukasz i wszyscy wstali przywitać swoje partnerki. Już się bałam, że będę skazana na Reusa, ale na szczęście stałam koło Ann, więc Mario przytulił nas dwie na raz.-Dzięki, uratowałeś mnie.-zaśmiałam się-Czyżby Inga bała się bliskiego spotkania trzeciego stopnia z Marco Reusem?-zaśmiał się Mario-Nie, ale chyba bardzo lubisz swojego przyjaciela, prawda?-No tak, a co?-Bo on by tego spotkania mógł nie przeżyć.-Oj bez przesady.-To było bez przesady. Z przesadą to by było, gdybym powiedziała, że wypruję mu flaki.-Przerażasz mnie, dziewczyno. Ale..-Iiinga moja piękna!-wydał się na pół sali Mats, poderwał mnie z ziemi i okręcił dookoła siebie.-Poostaw mnie!!!!-piszczałam, a całe towarzystwo zaczęło się śmiać.-Widzicie dziewczyny. Nie było nas i z tego smutku aż się upili, a teraz są szczęśliwi jak małe dzieci.-E-e-e! My..njiiic njje.piliśmy.-Tak, zwłaszcza ty Marcelku.-No bo ja tu naaaaajbaardzie tfrzeźśfffwy jestem...-Oczywiście!-zaśmiałam się-Marcel przyszedł na 18:30 i trochę namieszał wszystkiego, a że ma słabą główkę, to rezultaty są takie..jakie są..-wyjaśnił Leitner-To co, po kolejeczce?-zapytał Mats-Taaaaaaaak!-wydarł się pijany Marcel-Marcelowi już chyba wystarczy, co?-Inguniu moja droga, ale my dzisiaj przecież pijemy za twoje zdrowie!-Marcelku mój drogi, ale ty już tyle wypiłeś, że ja do końca życia będę zdrowa i szczęśliwa.-To wypijmy za jeden dzień dłużej!-powiedział wesoło, a ja opadłam na klubową kanapę z bezsilności. Kątem oka zobaczyłam uśmiechniętych, idących w naszym kierunku Błaszczykowskich. Agata stanęła pod ścianą, a Kuba do mnie podszedł.


-Inga, możesz na sekundkę?-uśmiechnął się do mnie-Jasne, a coś nie tak? Zaczynam się bać..-Nie, wszystko w porządku, nie masz czego. Chodź.-zaśmiał się Kuba i oboje skierowaliśmy się do Agaty.-Chciała mnie pani widzieć, a więc jestem i melduję się.-Spocznij szeregowy! Haha. Chciałam...-My.-Co?-ChcieliśMY-poprawił żonę Kuba-A, no tak. Chcieliśmy cię poprosić, żebyś została matką chrzestną dla naszego dziecka.-Ja? Ale...-Nie chcesz? Jeśli tak to zro...-Nie, nie, bardzo mi miło, że akurat mnie o to prosicie, ale ja po wakacjach wracam do Polski...-Ale przecież będziesz nas odwiedzać, prawda?-No jasne! Co to za pytanie.-Czyliiii?-Czyli czuję się zaszczycona, że mogę zostać chrzestną waszego dziecka.-uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam Agatę potem Kubę.-A właśnie, gratulacje! Agatkę już uciskałam i teraz ty padniesz moją ofiarą-zaśmiałam się i jeszcze raz mocno przytuliłam blondyna-Dziękuję, dziękuję. Idziemy im powiedzieć?-Pewnie!


Ruszyliśmy w stronę naszych miejsc.-Kochani, muszę wam coś powiedzieć-zaczęłam, a wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. -Będę matką...-spojrzałam na ich miny. Lewy usiadł, Götze opadła szczęka, a Reus zakrztusił się drinkiem.-...Chrzestną -dokończyłam, a z przodu mnie usłyszałam odetchnięcie, głównie Roberta-My zaraz zawału dostaniemy przez ciebie... A czyją?-A to już głos oddaje innym -posłałam oczko Błaszczykowskim, którym uśmiech z twarzy nie schodził i przysiadłam się koło Roberta-Będziemy mieli dziecko. Drugie.-oznajmił dumnie Kuba. Potem falom gratulacji nie było końca. A co na koniec powiedział Marcel?-Trzeba to opić!-Zaczynasz dobrze gadać! Weź ktoś poleć zamówić!-polecił Robert


-Inga, możemy pogadać?-podszedł do mnie Mario-Jasne Mario, coś się stało?-W cztery oczy.-Pewnie. Chodź.-wstałam i poszliśmy w kierunku ustronniejszego miejsca niedaleko baru.-Inga...Ja wiem...Kurde.-Mario, głęboki oddech i prosto z mostu-Dobra. Chodzi o ciebie...nie, źle jeszcze raz. Bo jesteś dla mnie jak przyjaciółka, siostra...Po prostu bardzo cię lubię, ale bardzo lubię też Marco i...chciałbym, żeby bliskie mi osoby przynajmniej się lubiły, przyjaźniły...-Przecież nic nie stoi na przeszkodzie!-C-co?-spojrzał na mnie zbity z tropu.-No tak! Czy ja mówię nie?-To dlaczego się unikacie?-Ja caały czas czekam.-Na co?-Na normalne zachowanie i zwykłe przepraszam!-Za co ja mam cię przepraszać?!-nagle z nikąd wyłonił się Marco Reus we własnej osobie.-Noż nie dość, że podsłuchuje czyjeś rozmowy, to jeszcze głupiego udaje. To już drugi powód do przepraszania.-Inga..-upomniał Mario, ale ani ja, ani Reus w tym momencie nie zwracaliśmy na niego uwagi-Poszedłem zamówić drinki...-No proszę, jaki uczynny!-Ja stąd idę. Mam dość-powiedział Mario, wyminął nas i wrócił do stołu-Czego ty ode mnie oczekujesz, co?-Zwykłego, cholernego przepraszam!-Za co?!-zapytał z lekką irytacją patrząc mi prosto w oczy-Za miłość do ojczyzny! Cholera jasna! Czy ty masz sklerozę, czy uważasz mnie za wielką debilkę?!-Nie, uważam cię za pewną siebie, o silnym charakterze choć dziwnie niedostępną i zamkniętą w sobie kobietę, za to niewiarygodnie piękną i inteligentną.-Przestań sobie robić jaja! Jesteś okropny! Potrąciłeś mnie, przez ciebie mam zniszczoną moją ulubioną bluzkę, wyśmiałeś mnie, a co najważniejsze i najgorsze nie przeprosiłeś! Tu już nie chodzi o moją zniszczoną bluzkę, ale o to cholerne przepraszam! I jeszcze z wyrzutem do mnie, że to niby przeze mnie?! Nie masz uczuć, wrażliwości! Okropna, zadufana w sobie, chamska, gburowata świnia...-zaczęłam mu wyrzucać wszystko, choć chyba dość za ostro go potraktowałam.

  W pewnym momencie złapałam się na tym, że zaczynam coraz wolniej mówić i coraz głębiej zatapiać się w jego morskich oczach, które z sekundy na sekundę stawały się coraz ciemniejsze. Nawet nie zauważyłam, kiedy nasze usta złączyły się w delikatnym, ale za to pełnym pasji pocałunku, który stawał się coraz bardziej nachalny, namiętny, zaborczy... Gdybym nie była przyparta do ściany, złamały by się pode mną nogi. Czułam się tak niesamowicie... Jakbym latała. Odpłynęła na daleką, rajską wyspę...A zdrowy rozsądek...chrzanić zdrowy rozsądek.

W końcu obojgu nam zabrakło oddechu. Dosyć niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Czułam się jak w amoku, na haju...Za wszelką cenę omijałam szukające spojrzenie Marco. Wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam do stolika.


O dziwo siedzieli przy nim tylko Ania z Mario i o czymś dyskutowali. Kiedy tylko mnie zobaczyli rozmowy ucichły. Wzięłam do ręki moją kopertówkę i kiedy już zaczynałam zawracać, przede mną pojawił się Marco.


-Inga...-zaczął. Chwyciłam zza siebie pełną szklankę jakiejś cieczy, która po chwili znalazła się na nieskazitelnie białej koszuli blondyna. Jak się okazało kawa z lodem. Chyba jednak szczęście mi dzisiaj sprzyja.-Ochłoń trochę..-powiedziałam lekko łamiącym się głosem i wyszłam szybkim krokiem z klubu mijając tańczące pary.W końcu "dobrnęłam" do wyjścia. Zawiało mnie dość chłodne powietrze jak na czerwcową pogodę. Wzięłam głęboki oddech i z całej siły wypuściłam powietrze. Co jakiś czas przejeżdżały samochody. Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi od klubu...

...Is To Live Your Dreams......Where stories live. Discover now