Rozdział 21.

2.3K 170 13
                                    

Gabrysia:

Budząc się rano, szybko pożegnałam się z Arturem, który musiał niestety wracać do domu, ponieważ nigdy nie było wiadomo czy moja matka nie postanowi wyważyć nagle drzwi od mojego pokoju. A ja nie miałam najmniejszej ochoty na tłumaczenie się, co jakiś chłopak robi u mnie w pokoju.

Uśmiechnęłam się ostatni raz do Artura, który właśnie ostrożnie wychodził przez okno. Wyglądało to komicznie, ale czego nie robi się dla innych. Zamknęłam po chwili okno i wyszłam z pokoju, by doprowadzić się do porządku.

Na dole panowała dziwna cisza, jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Weszłam do kuchni, by zalać sobie płatki z mlekiem i w spokoju zjeść śniadanie.

-Hej Gabrysiu. - usłyszałam nagle męski głos. Spojrzałam się za siebie, by zobaczyć po chwili swojego ojca.

-Nie mam ochoty na rozmowę. - oznajmiłam.

-Kiedyś w końcu musimy porozmawiać.

-Wy nie umiecie rozmawiać. Wy tylko cały czas mnie oszukujecie. Wiecznie jakieś kłamstwa...

-Gabi, posłuchaj. - przerwał.

-O... Jakieś nowe kłamstwa? - zdziwiłam się. - No dajesz.

-Gabi... Wiem, że możesz być zła, ale to wszystko już się stało. Nie cofniesz czasu.

-Więc po co zaczynaliście? Czemu wykorzystaliście fakt, że nic nie pamiętam?! - Krzyknęłam, odsuwając od siebie miskę z mlekiem.

-Próbowaliśmy Cie chronić. Zrozum. Byłem tego przeciwny, ale matka się uparła, a ja nie miałem za dużo do gadania. Ona po prostu się o Ciebie bała.

-Po pierwsze zacznijmy od tego, że to nie jest moja matka. - stwierdziłam. - matka nie robi takich rzeczy.

-Naprawdę zależy Ci na kimś, kto Cię porwał i przetrztmywał w jakimś okropnym miejscu? Kim dla Ciebie jest ten cały Łukasz, że masz gdzieś swoją rodzinę, która chce Cie chronić...

-Chodzi o sam fakt, że mnie oszukaliście... Wy mnie nie chronicie. Wy mnie trzymacie pod kloszem i próbujecie wcisnąć jakieś nowe, chore życie.

-To nie tak Gabrysiu. - powiedział spokojnie.

-A jak? Dlaczego okłamaliście mnie w sprawie Luizy? Dlaczego powiedzieliście, że nie mam żadnych przyjaciół? I dlaczego mój telefon jest tak pusty... Żadnych zdjęć, żadnych numerów... Naprawdę byłam taka zła, że nikt ze mną się nie kontaktuje? Jesteście okropni! Nie pomyśleliscie, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw albo po prostu zacznę sobie przypominać fakty? - wydusiłam przez łzy w oczach.

-Tak było łatwiej. - powiedział.

-Jasne... Łatwiej. - odpowiedziałam, wychodząc z kuchni i mijając przy tym kobietę, która zwie się moją matką.

Zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Spojrzałam po podłodze i wzięłam pierwsze lepsze ciuchy, które na siebie szybko założyłam, by za chwilę wybiec z domu jak najdalej tylko mogę.

Rodzice nawet nie próbowali już mnie zatrzymywać. Wiedzieli, że to nie ma najmniejszego sensu.

Szłam przed siebie. Nie interesowało mnie to czy znam drogę czy nie. Chciałam po prostu usiąść gdzieś w spokoju. Prawdopodobnie wyglądałam, jak siedem nieszczęść, ale to też miałam gdzieś.

Po dwudziestu minutach znalazłam się na jakiejś polanie, która była całkowicie pusta. Usiadłam zmęczona pod pierwszym lepszym drzewkiem i spojrzałam się w dal. Było mi naprawdę przykro, że własna rodzina próbuje zrobić ze mnie kogoś kim nie jestem, wciskając mi same kłamstwa.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni, by napisać wiadomość do Artura.

Długo zastanawiałam się, co mogłabym mu napisać, ale po czasie stwierdziłam, że w tym momencie chce jedynie, by ktoś w końcu powiedział mi dokładnie całą prawdę.

Wiadomość do Artur: Możesz podać mi numer Łukasza?

Nie musiałam czekać długo na odpowiedź.

Artur: Ale po co?

Ja: Proszę. Wytłumaczę Ci później. Po prostu mi go wyślij.

***

NaznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz