Rozdział 11.

7K 471 46
                                    

Łukasz:

Po godzinie siedzenia w barze z Luizą i po długiej rozmowie na temat naszej jutrzejszej podróży do rodzinnego miasta Gabrysi miałem serdecznie dosyć wrażeń na dzisiaj. Marzyłem tylko o tym, by położyć się do łóżka i zasnąć. Wchodząc do mieszkania, zdjąłem buty i niedbale rzuciłem je w kąt. Zamknąłem drzwi od mieszkania i od razu ruszyłem do sypialni.

Nie mogłem przestać myśleć o Gabrysi. Moje myśli cały czas się plątały. Raz wierzyłem, że niedługo będę miał dziewczynę blisko siebie, a innym razem wszystkie moje nadzieje ulatywały i bałem się, że już nigdy jej nie zobaczę. Te myśli dręczyły mnie codziennie.

Położyłem się na łóżku, nie martwiąc się o to, że jestem w ciuchach. Nie miałem ochoty na nic. W tym momencie chciałem tylko mieć Gabrysię przy sobie i żeby wszystkie zmartwienia poszły w zapomnienie. Moje życie w tym momencie to jedna wielka monotonia. Praca, dom. Dom, praca. Nie mogłem normalnie funkcjonować bez tej dziewczyny. Nie wiem co ona w sobie ma, że tak na mnie działa, ale wiem, że jest ona naprawdę wyjątkowa. 

Leżałem tak już od godziny, myśląc cały czas o tym samym i nie mogąc zasnąć. Nie mogłem się doczekać aż nadejdzie ranek i pojadę szukać jakichkolwiek śladów, które mogłyby prowadzić do Gabrysi. Na zegarze wybiła już 01:43, a ja leżałem jak ten kretyn i nie mogłem spać przez cały ten stres. Czy życie naprawdę musi być takie okrutne, że zsyła na naszą drogę osoby, które w jakiś sposób niszczą coś co chcemy stworzyć? Wiem. Też jestem taką osobą. Gdyby nie ja, to Gabrysia miała by życie jak normalna nastolatka, a doszło do tego, że nie wiem nawet gdzie się podziewa i czy wszystko z nią w porządku. 

Te myśli dręczyły mnie jeszcze przez najbliższe pół godziny, aż w końcu nie wiadomo jak, ale udało mi się zasnąć.                                                                                      

                                                                                       ~*~

Budząc się rano, wstałem najszybciej jak tylko mogę i bez zastanowienia ruszyłem do łazienki. Za godzinę miałem pociąg. Nie wiadomo czemu, ale na samą myśl, że mogę dowiedzieć się czegoś konkretnego na temat dziewczyny, twarz układała mi się w uśmiech. Wiem, nie mam się jeszcze z czego cieszyć, ale mam wrażenie, że to będzie dla mnie jeden z tych dobrych dni. 

Gdy byłem już ogarnięty, szybko ubrałem na siebie świeże ubrania i ruszyłem do wyjścia. Miałem dużo czasu, by dojść na przystanek, ale nie wiadomo z jakiego powodu chciałem być tam jak najszybciej. 

Po kilku minutach drogi, będąc już na miejscu, zacząłem szukać wzrokiem Luizy, ale nie szło mi to najlepiej. Nie zauważyłem nawet, gdy dziewczyna stanęła nagle obok mnie i zaczęła się ze mnie śmiać. 

-Kogo tak szukasz? - zapytała, śmiejąc się. 

-No nareszcie. - westchnąłem. - Tutaj jesteś. Myślałem, że już nigdy Cię nie znajdę. 

-Jasne. - burknęła. - Dlatego ja biorę sprawy w swoje ręce i to ja szukam Ciebie.

-Bardzo śmieszne. - odpowiedziałem.

-No wiem. - westchnęła. - Ale nie przyszłam tu, żeby się śmiać. - dokończyła i poszła przed siebie.

-Idziesz czy nie? - zapytała.

-Już. - Odburknąłem, po czym ruszyłem w jej stronę. Dalej szliśmy w ciszy. Myślę, że nikomu z nas nie chciało się zaczynać zbędnych rozmów. Ten dzień jest stresujący już od samego początku, więc po co jeszcze jakieś zbędne rozmowy, które nie sprawią, że strach minie? 

Po kilku minutach czekania na pociąg, które z resztą ciągnęły się w nieskończoność, pociąg w końcu przyjechał, a my bez żadnych słów weszliśmy do środka i poszukaliśmy wolnych miejsc. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo pociąg był prawie pusty. Może to i dobrze? Nie lubię zbędnego towarzystwa, które tylko bardziej stresuje. Usiadłem skołowany na jednym z wolnych miejsc przy oknie, patrząc daleko przed siebie. Luiza usiadła tuż obok, tępo się we mnie wpatrując. 

-Na co Ty tam tak patrzysz? - zapytała.

-Sam nie wiem. - odburknąłem. - I tak nie mam nic lepszego do roboty w tym momencie. 

-No niby tak. - westchnęła, by po chwili zamilczeć.

-To jaki w końcu masz pomysł na to wszystko? - zapytałem.

-To znaczy co masz na myśli? - powiedziała nie patrząc na mnie. 

-No jaki masz plan, żeby podejść tych ludzi, którzy teraz mieszkają w domu Gabrysi? - wyjaśniłem. 

-A no tak. - przytaknęła. - właśnie.

-No właśnie. Mi nic nie powiedzą. - oznajmiłem. - Ostatnim razem jak tam byłem, powiedzieli, że nie mają pojęcia, co się stało z poprzednimi mieszkańcami... Oni tylko kupili ten dom... Ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Nie da się tak szybko sprzedać domu. 

-Też nad tym myślałam. Myślisz, że to jacyś ich znajomi? 

-Szczerze to już nie wiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby matka Gabrysi pracowała w jakiś tajnych służbach. Na ten czas już nic mnie nie zdziwi. - powiedziałem, na co Luiza wybuchła śmiechem. 

-Nie przesadzajmy. - oznajmiła, a ja odpowiedziałem na to lekkim śmiechem. 

-Wiesz o co chodzi. - zacząłem. - To wszystko jest jakieś chore. Sama zobacz. Udałoby Ci się w dwa tygodnie postanowić, że sprzedajesz dom, spakować wszystkie swoje rzeczy, które nazbierałaś tam przez pół swojego życia razem z rodziną, sprzedać dom i wyjechać? Bez żadnych śladów? Musieli zostawić jakiś ślad, bo przecież nie można tak po prostu sobie zniknąć i zostawić swojego dawnego życia. - dokończyłem. 

-Masz rację. - powiedziała smutno. - Myślisz, że uda nam się ją odnaleźć? 

-Nie wiem.  Ale zrobię wszystko, by mieć ją znowu przy sobie. - Oznajmiłem i skierowałem swój wzrok na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie z nadzieją. 

***

Hej :) Jest kolejny rozdział. Znowu mnie długo nie było, no ale nie będę Was kłamać. Nie mam weny i czasu. Zbliżają się powoli wakacje, więc trzeba poprawiać jakieś nieudane oceny :D Ale nie martwcie się. To, że rzadko tu ostatnim czasem bywam, nie oznacza, że kończę z pisaniem :) To dopiero początek i nie mam zamiaru zostawić jakiś niedomówień :) Książka będzie napisana do końca!!! :) Piszcie jak Wam się podoba nowy rozdział i jak myślicie, co może stać się dalej? :D Jesteście KOCHANI :*

NaznaczonaWhere stories live. Discover now