Po trzech dniach pojawił się Potter. Wkroczył u boku pani Pomfrey, która mimo, że ze mną było już lepiej, miała skwaszoną minę.

-Niech dyrektor się nawet stołka nie zagrzewa- rzuca pielęgniarka, krocząc w stronę swego gabinetu.

Dyrektor. Czyli to już się stało. Portret Beetle'a kolejnego byłego dyrektora Hogwartu zawisł na ścianie. 

-Clove- zwraca się do mnie Potter, a ja rzucam na niego spojrzenie i szybko zwracam je na okno.

Siada na stołku obok mojego łóżka, a ja czuję jego świdrujące spojrzenie.

-Wyjaśniłem już wszystko z twoimi rodzicami- oznajmia, a ja marszczę brwi.

Jak to wyjaśnił? 

-Twoja mama wyjaśniła mi, że na ferie świąteczne byliście zwiedzać starożytne cywilizacje Majów. Podobno w pewnym momencie gdzieś zniknęłaś. Te budowle Majów są przesiąknięte czarną magią, więc możliwe, że gdzieś przez przypadek ją chłonęłaś- wyjaśnia.

-Weszłam w jakiś okrąg kamieni, nie wiedziałam o tym- kłamię, czując, że powinnam potwierdzić jego słowa.

-To nie twoja wina- kwituje, kiwając głową.-Przez czarną magię mój patronus cię zaatakował, czując jakieś zagrożenie. Twoja mama mocno się zaniepokoiła, chciała cię zabrać z zamku, jednak przekonałem ją, że pani Poppy należycie się tobą zajmie- śmieje się, po czym poważnieje.-Jestem ci po części winien przeprosiny za mojego patronusa...

-Nic nie jesteś mi winien- przerywam mu szybko i nagle przebiega mnie wstrząs.

Pielęgniarka szybko zjawia się przy moim łóżku, a Potter wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Ja już pójdę, jesteś pod odpowiednimi rękami- żegna się wstając.-Muszę zwrócić uwagę Ministerstwa na te budowle Majów. 


Wieczorem, poczułam nagły przypływ energii. Gdy zauważyłam pani Pomfrey niosącą tacę z lekarstwami, usiadłam pewnie na łóżku, na co ona uśmiechnęła się ciepło. Położyła tacę na szafce obok, a ja wyciągnęłam rękę po miskę z złotym płynem, lecz nie złapałam za nią. Moja ręka zawisła w powietrzu, a ja wpatrywałam się w nią z przerażeniem.

Była biała, bielsza niż zwykle, tak że światło odbijało się o nią. Przecinały ją srebrzyste smugi, iskrzące delikatnie. Wyciągnęłam spod kołdry drugą rękę i ujrzałam ten sam obraz.

-Miałam ci o tym powiedzieć, Clove- przerywa cisze pielęgniarka, siadając na stołku.- Skóra powinna wrócić do swojego dawnego koloru.

-Na szczęście- mówię z ulgą.

-To nie wszystko, skarbie.- Na twarzy pielęgniarki pojawia się grymas. Sięga do szafki stojącej obok i wyciąga lusterko.

-Gdy trafiłaś do mnie cała byłaś srebrna- szepcze, podając mi lustro.

Szeroko otwieram oczy. Twarz jest biała i poprzecinana smugami jak ręce. Jednak włosy, zwykle czarne, mają pasma srebrnych włosów, połyskujących w świetle świec. Oczy niegdyś bezkreśnie czarna, mają srebrną otoczkę wokół źrenic. Wpatruję się w swoje odbicie, tak bardzo mi teraz nie znane.

-Nie da się tego odczarować?- pytam się pielęgniarki, na co kręci głową.

-Próbowałam. Włosy powoli robią się czarne, jednak obawiam się, że nie wszystko będzie takie jak kiedyś.

Kiedy już podała mi wszystkie leki, wyszła i zgasiła światło. Zawsze kiedy to robiłam od razu szłam spać, zbyt zmęczona na cokolwiek. Dzisiaj jednak mam głowę pełną myśli, które nie dają zamknąć powiek. Odwracam się zirytowana ku oknom, gdzie księżyc świeci w pełni. Przyglądam się kosmykowi srebrnych włosów, które lśnią w blasku księżyca. 

Ciekawe jak to będzie wrócić do ludzi, do swojego domu. Te spojrzenia. Śmiesznie. Reakcja Dashana. 

Dashan. Czemu mnie nie odwiedził? Czemu nawet nie próbował? Czuję szpilę gniewu, jednak szybko znika, tak szybko jak pojawia się obojętność. 

Opatulam się szczelniej kołdrą, wpatrując w ciemność. Gdy już czuję, jak powieki zaczynają mi opadać, dostrzegam jakiś ruch. Jakby kształt sylwetki. Ignoruję to, ostatnio dużo mam takich kształtów przed oczami. 

Zamykam oczy, jednak szybko je otwieram, czując jakieś dziwne ciepło obok. Opieram się na łokciu i dostrzegam obok poduszki kartkę pergaminu złożoną wpół. Rozglądam się za doręczycielem, jednak pokój jest pusty. Nikogo.

Otwieram kartkę, na której zielonym atramentem zapisano wiadomość. Po chwili pergamin zaczyna płonąć na mojej ręce, zostawiając po sobą szmaragdowy dym. Wracam do łóżka, zasypiając wpatrzona w zielony pył tańczący na tle księżyca.

"Nie bierz więcej żadnych lekarstw"





Clove ~ Wnuczka Voldemortaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن