XXVI

251 17 1
                                    

A ciemność mnie nie opuści.

Było światło. Pełno. Rażące w oczy. Nie dające zamknąć oczu. Rozdzierające.

A potem mrok. Duszący. Przygniatający z wszystkich stron. W którym toniesz.

Toniesz.

Aż nagle żółta poświata. Przyjemne?

Mrużę oczy, wpatrując się w blask świecy tańczący na suficie. Czuję jak moja skóra płonie, jakby w środku mnie szalał ogień. Z trudem łapię oddech, który zamiast pomóc, dusi. Przed oczami raz po raz stają mi białe smugi, jakby błyskawice. 

-Jednak żyjesz- odzywa się zaskoczony kobiecy głos.

Ogarniam wzrokiem sale, w której się znajduję. W wejściu skrzydła medycznego stoi pielęgniarka. Przygląda mi się chwilę, jednak gdy widzi moje rozpaczliwe oddechy, szybko podbiega i gmera przy szafce z lekami. 

-Odpocznij jeszcze- szepcze, posypując mnie jakimś proszkiem. Nie chce zasypiać, chce to wykrzyczeć, jednak powieki już opadają z trudem, popychając mnie w ciemność.

Znów tonę.


Kiedy ponownie się budzę, Pomfrey bada mnie, posuwając rękę w w powietrzu wzdłuż mojego ciała. Widzę skupienie na jej twarzy, niewyjaśnioną zagadkę w jej zmarszczonych brwiach. Unosi głowę i posyła mi lekki uśmiech.

-Jest lepiej- oznajmia.-W twoim ciele była czarna magia, śladowe ilości, ale były- wyjaśnia.

Ś l a d o w e?

-Musiałam zbić gorączkę, udrożnić ci drogi oddechowe i wiele innych rzeczy. A to nie koniec. 

-Ile tu leżę?- chrypię, a ogień atakuje moje gardło, co ona zauważa.

Pielęgniarka unosi mi głowę i wlewa jakąś miksturę, dającą ukojenie.

-Około tygodnia- odpowiada wymijająco, a ja mrużę oczy.- Ale musisz...

Przerywa jej pukanie, drzwi się uchylają i pojawia się młoda dziewczyna. Chyba jej stażystka, może córka, także odziana w fartuch.

-Pani Pomfrey, pan...-zaczyna, rzucając spojrzenia na mnie, jednak pielęgniarka ucisza ją machnięciem ręki. Poprawia mi kołdrę i obie znikają za drzwiami. 

-Musi odpoczywać- słyszę stanowczy głos Poppy.

-Chwila rozmowy pani Pomfrey- upiera się drugi głos, w którym rozpoznaję Pottera.

-Ona parzyła, a pod jej skórą pojawiały się błyskawice, a Pan chce się z nią widzieć! Nie dopuszczę do tego.

Reszta rozmowa zlewa się w jeden bełkot, a ja rozmyślam o tym co usłyszałam. Zamykam oczy, słyszę kroki zdecydowanej kobiety, która postawiła na swoim. 


Następnego dnia, gdy już się obudziłam, nastał już zmierzch. Po chwili zjawiła się także pani Pomfrey z srebrną tacą.

-Musisz to zjeść, skarbie- mówi, wskazując na miseczkę z jakimś złotym płynem.

Chciałam podnieść rękę by złapać za łyżeczkę. Wtedy poczułam nagły wstrząs, jakby kopnął mnie prąd i sparaliżował. Pielęgniarka szybko odłożyła na szafkę tacę i znów wzięła ten proszek. Potem złapała za łyżeczkę i pomogła mi zjeść złotą ciecz. 

Gdy podnosiła srebrną tacę, przez chwilę ujrzałam w niej odbicie. Nie byłam pewna, czy było to moje, wyglądałam jakoś inaczej. 


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 30, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Clove ~ Wnuczka VoldemortaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz