XX

683 57 4
                                    

Błysk. Krzyk. Lustro.

Otwieram szybko powieki i rozglądam się po pustej łące. Lustro. jedno z luster  tej przeklętej sali. Czemu utkwiło mi tak w pamięci? Nie wiem. Nie zbyt się przyglądałam odbiciom, rozwalając wszystko. Ale co tam było?

Czuję jak ktoś zakrywa moje oczy dłońmi. 

-Weź je i to szybko.

-Bo co?-odpowiada mi głos.

Uderzam pięścią w jego brzuch. Dashan krzywi się z bólu.

-Bo to.

Próbuje się uśmiechnąć. Z jękiem siada na trawie i spogląda na mnie.

-Zapamiętam to sobie- rzuca żartem masując brzuch.

-Może czegoś się nauczysz.

Kręci głową.

-A co taka "delikatna dusza towarzystwa" tu robi sama?

-Myśli. Ty też powinieneś kiedyś spróbować.

Prycha. Szmera w kieszeniach po czym wyciąga małe pudełko.

-Muszę iść. Trzymaj- mówi, podając mi czekoladową żabę.

-Po co mi to?

-Aby zjeść..?- uśmiecha się i odchodzi wolnym krokiem  do grupki kumpli.

Otwieram opakowanie i chwytam szybko żabę, która już chciała uciec na wolność. Wyciągam kartę pudełeczka i spoglądam kto jest na niej przedstawiony. Blizna, okulary, czarne włosy.

Potter.

Zaciskam pięść. Zgnieciona karta zaczyna płonąć, tak jak płonie moja nienawiść.

To wszystko zaczęło się od niego.

*****

Siedzę na fotelu przy oknie. Czuję jak Sparrow mnie obserwuje. 

-Co?- rzucam przez ramię.

-Nie mogę na ciebie patrzeć.

-No to nie patrz.

Wzdycha. Podchodzi do mnie i kładzie rękę na moim ramieniu, jednak szybko ją cofa.

-Nie o to...

-Nieważne. Nie obchodzi mnie to- przerywam mu.

Dalej przyglądam się mojej drużynie ćwiczącej na mecz. Na mecz z Krukonami, którzy ich zmiotą. Znajduję wzrokiem szukającego, tego samego, którego ja zastąpiłam. Mocno trzyma się miotły, tylko czasami odrywając rękę od niej. Ani myśli, aby narazić się jakkolwiek dla złapania znicza.

-Nie daje ci to spokoju- przerywa milczenie Dante.

-Wiesz co mi nie daje spokoju?- odwracam się gwałtownie do niego.- Ty. A teraz wybacz, ale muszę już iść- przepycham się obok niego, trącając go łokciem.

*****

Już po karze, siedzę na kolacji. Po chwili przysiada się do mnie Dashan. 

-Królowa samotna? Gdzie dwórki?- rzuca wesoło.

Przewracam oczami.

-Wcale nie jesteś śmieszny.

-Albo to ty nie znasz się na żartach- kwituje.

Kręcę głową. On kiwa. Wykrzywiam usta. Uśmiecha się.

-Kojarzysz tamtych?- pyta przerywając tą dziwną sytuacje. 

Podążam za jego wzrokiem. Po drugiej stronie stołu siedzą dziewczyna i chłopak. Oboje w białych włosach, o bladej skórze i bladych wargach. W milczeniu jedzą, patrząc tępo w przestrzeń. Widziałam ich ostatnio na selekcjonowaniu odchodów z magicznymi właściwościami, które zapewnił nam Vnake. 

Kiwam głową. 

-Straszni, co nie?- drwi Dashan.

Jeszcze raz się im przyglądam. Bije od nich jakiś chłód, ale nie robi to na mnie wrażenia.

-Nie- odpowiadam krótko.- Może dla innych.

-Ach, zapomniałem!- uderza się otwartą dłonią w czoło.-  Ty nie boisz się niczego. Przecie jesteś do nich podobna, tylko, że zupełnie inna.

-To nie ma sensu- prycham.

-Ma. Jesteś do nich podobna, bo też trzymasz ludzi na dystans.

-Ciebie nie trzymam- stwierdzam.- Niestety.

Uśmiecha się na te słowa, ukazując swoje białe zęby.

-No bo jesteś te zupełnie inna. Ne pewno jesteś ładniejsza.

W co ty grasz?

Przetwarzam co powiedział, powoli obmyślając plan działania. Uśmiecham się, udając zawstydzoną.

-Widzisz...-zaczynam, powoli sunąc rękę ku niemu.

Zauważa to i unosi brew.

-Widzisz... Te piękno cię kiedyś zabije- syczę, rzucając w niego miską z sosem z chilli. 

Wstaję i odchodzę od niego. 

Przeciera ręką oczy z sosu.

-Ale przede wszystkim jesteś od nich groźniejsza- rzuca z przekąsem.

Wyczuwam, że się uśmiecha.

*****

Noc. 4 osoby śpiące. Jedna mająca szeroko otwarte oczy. Ta jedna wstaje i wychodzi na korytarz. Kieruje nią coś niewytłumaczalnego. Nie obawia się, ze ktoś ją przyłapie. Po prostu idzie. Wchodzi na schody, które pojawiają się za odsuwającą się ścianą. Idzie w górę. Otwiera drzwiczki i spadam na miękki mech. Wstaje i czeka, bo wie, ze musi. Mgła delikatnie muska pnie drzew, drzewa otaczają postać o trupio bladej cerze. Ręce zwisają luźno bo jej bokach. Cisza. Nie słychać nic prócz jej oddechu.

Nagły podmuch wiatru, jednak dziewczyna nie ruszyła się na krok. Czeka cierpliwie. Wiąże ją niewidzialna lina, nie pozwalając na ruch. 

Coś się zmienia. Nie wiadomo co, jednak się pojawiło. Najpierw pojawiają się jarzące oczy odcinające się od cieni drzew. Potem wychodzi cały. 

Oddech dziewczyny nie jest jedynym. Do jej oddechu dochodzi inny.

Dopiero po chwili przekonuje się, że stanęła twarzą w twarz z czymś, z stworem.




Clove ~ Wnuczka VoldemortaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz