Rozdział 35

147 3 2
                                    

Po tym,  jak Ver opuściła pokój, żeby nieco ochłonąć, Mario stał sam na środku pomieszczenia. W pewnym momencie niespodziewanie otworzyły się drzwi za jego plecami.
- Jesteś nieziemska, kotku – powiedział cicho pod adresem Ver, ale odpowiedział mu jakiś męski głos:
- Dzięki. - A potem podniósł wzrok i dostrzegł Mario. To był głos Marco. Zapiszczał niczym bezbronna niewiasta napadnięta przez szaleńca z horroru. Mario odpowiedział tym samym i w tej właśnie chwili z bioder zsunął mu się ręcznik, który próbował złapać i znowu zaczął się nim prędko zasłaniać, jakby został nakryty na kąpieli.
- Dlaczego jesteś nagi?!
- Dlaczego wchodzisz bez pytania?!
- To mój dom!
- A moja prywatność!
- Mam prawo wchodzić do każdego pokoju bez pukania.
- To po co tu wszedłeś?! 
Marco oplótł całe pomieszczenie wzrokiem, po czym minął Mario na pięcie i ruszył w stronę stolika nocnego. Mario obkręcił się jednocześnie, żeby jego ex-przyjaciel nie miał przyjemności oglądać jego pośladków. Tymczasem Marco wziął do ręki pierwszą lepszą parę białych skarpetek z komody.
- Robiłem właśnie pranie - odpowiedział z dumą, a jego wzrok zjechał na usilnie trzymany przez Mario ręcznik.
- O masz, właśnie tego ręcznika szukałem. - Wyciągnął ku niemu dłoń, ale Mario natychmiast uniknął konfrontacji ręcznik-ręka Marco.
- Łapy przy sobie, zboczeńcu! - zawołał.
- Ty też mógłbyś się do tego stosować, podły zdrajco! - warknął Marco. - Trzymaj łapy z dala od mojej siostry. Myślicie, że nie wiem, co robicie w moim domu, kiedy nie patrzę? 
- Jesteśmy dorośli.
- Nie, Mario. - Marco szturchnął go palcem wskazującym w klatkę piersiową. - To ja tu jako jedyny jestem dorosły. - Po tych słowach skierował się w stronę drzwi i zakołysał skarpetkami, zanim opuścił pokój. Na odchodne wycedził tylko triumfalnie:
- I wcale nie robiłem prania.
- Zdążyłem się domyślić! - zawołał za nim Mario, nim drzwi się zamknęły.
W tym samym momencie Ver wyszła z toalety i zastała Mario, trzymającego w dłoni zmięty ręcznik.
- Co to za krzyki? - zapytała. - Marco znowu się panoszy?
- A nawet więcej niż panoszy... - mruknął Mario, a Ver natychmiast podreptała na korytarz i schody. - Czekaj, co ty chcesz zrobić?!
Dziewczyna podeszła do swojego brata leżącego na kanapie i wyrwała mu pilot z ręki, po czym przełączyła kanał na jakieś telezakupy - "Potrzebujesz nowego robota kuchennego?.."
- Co jest?! - zawołał Marco. - Przełącz na "Miłość w Meksyku"!
- Nie - odpowiedziała stanowczo jego siostra.
- Co to ma znaczyć? Nie rób sobie jaj i oddawaj pilota! Muszę wiedzieć, czy Diego naprawdę przyprawia rogi swojej trzeciej kochance.
- Nie obejrzysz tej durnej telenoweli, dopóki nie przeprosisz Mario.
- Ver - szepnął jej chłopak - naprawdę nie trzeba.
- Ty się lepiej idź i ubierz - warknął Marco. - Chyba, że coś jeszcze będzie tutaj grane... - Wykonał jakieś dziwne ruchy palcami.
- Zbereźnik! - zawołała Ver i odruchowo zmieniła kanał w telewizji, gdy wyrwał jej pilota z ręki.
   "Nowe pieluszki Pampers Aktiw Bejbi..."
- O, o, o! - Marco klasnął w dłonie. - To zła wróżba, moja droga.
- My nic... Od kiedy z ciebie jest taki wróżbita? Może ty jesteś zazdrosny! - zauważyła Ver. - Nie dbasz o Lenę i gadasz, że macie kryzys, dlatego wyżywasz się na moim związku? A może to już kryzys wieku średniego, co?
- A może jesteś gejem? – wtrącił Mario. Obydwoje spojrzeli na niego, a on tylko wzruszył ramionami. - No co, takie rzeczy też się zdarzają.
- Wiecie co? - Marco podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi wejściowych. - Mam was dość. Zadzwońcie jak skończycie.
- Marco Reusie, dokąd się wybierasz? - Ver zabrzmiała niczym surowy rodzic, ale Marco pokazał jej jedynie środkowy palec i wyszedł.
Spojrzał na telefon i SMS-a, którego odebrał od Leny: "Musimy porozmawiać". Może powinien pójść do niej teraz i dowiedzieć się, czemu ostatnio jest taka drażliwa? A kłótnia z Ver stała się do tego dobrym pretekstem.
*
Stojąc pod drzwiami mojej ukochanej, zapukałem. Nie minęła chwila, a w drzwiach pojawiła się ona. Spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, a potem rzuciła mi się na szyję. Nie wiedziałem, co mógł oznaczać ten nagły wulkan uczuć, w końcu niedawno się ze mną widziała, a zaczęła ściskać mnie tak mocno, jakbyśmy nie spotykali się przez gruby miesiąc.
- Nie uwierzysz! - woła i odsuwa się ode mnie, a jej twarz rozjaśnia śnieżnobiały uśmiech.
Stoję ze zdziwioną miną, gdy ona łapie lekko moją dłoń i kładzie ją delikatnie na swoim brzuchu. Przez chwilę nie dociera do mnie ta prosta informacja, ale czuję jakieś mrowienie wewnątrz siebie, gdy wypowiada te trzy proste słowa:
- Marco, będziesz tatusiem.

Chyba straciłem przytomność.

Stoję na boisku, trybuny są puste, a ja mam na sobie strój piłkarski i korki.
- Cześć - słyszę za plecami. Odwracam się i widzę małą dziewczynkę w takim samym stroju. A z drugiej strony chłopca.
- Cześć - odpowiadam niepewnie i macham ręką. Dziewczynka trzyma piłkę pod pachą.
- Zagrasz z nami? - pyta.
Słyszę ciche szemranie. Rozglądam się i dostrzegam, że całe boisko pełne jest chłopców i dziewczynek w piłkarskich strojach. Odsuwam się do tyłu i wystawiam dłonie przed siebie.
- To tylko sen. To mi się śni.
- Zagraj z nami, Marco - skandują dzieci i zbliżają się do mnie z każdej strony jak lawa. 
- A kysz, siło nieczysta! - wołam, ale czuję się przygnieciony przez dzieci.
- Marco, wszystko gra? - przez tłum przeciska się troskliwy głos. - Wszystko w porządku, kochanie?
Otwieram oczy. Leżę na chodniku przed wejściem do domu Leny. Moja ukochana klęczy nade mną ze zmartwionym wzrokiem.
- Nie cieszysz się? - pyta, kiedy próbuję się podnieść.
Obejmuję ją lekko.
- Jasne, że się cieszę. - Dotykam jej brzuszka. - Będziemy mieć małego Marco Juniora, albo małą... Da się utworzyć damską wersję mojego imienia?
Lena uśmiecha się tylko i całuje mnie w policzek.

Dziewczyna z piłka ⚽️Où les histoires vivent. Découvrez maintenant