• 14 •

969 63 15
                                    


/ POJAWIAJĄ SIĘ WULGARYZMY /

Dlaczego musimy cierpieć, żeby później zaznać choć odrobiny szczęścia? Żeby uczyć się na własnych błędach? Żeby się wzbogacić, wzmocnić? Nie wiem. Ale wiem na pewno, że życie jest niesprawiedliwe. Że cierpią osoby, które na to nie zasługują. Tak już jest. Zawsze tak było. Ból jest nierozerwalnie związany z ludzkim losem. I trzeba się z tym pogodzić.

Kolejny dzień. Szkoła. Nie wierzę, że to mówię, ale chce tam iść. Przez kilka ostatnich dni czułam się jak w więzieniu. Zamknięta, samotna, nieustannie kontrolowana. Sam na sam ze swoimi myślami, doszłam do wniosku, że jestem tchórzem. Że znowu chowam głowę w piasek. Obiecałam sobie, że tym razem będzie inaczej. Ale nie będzie, z jednym małym wyjątkiem. Teraz mam przy sobie przyjaciół. Wtedy ich od siebie odepchnęłam.

Elmira zawsze mnie nienawidziła. Wykorzystywała każdą możliwą okazję, by mnie upokorzyć i ośmieszyć. Po śmierci rodziców nie miała wyjścia. Jest moją jedyną rodziną, musiała wziąć mnie pod swój dach. Byłam dla niej ciężarem. Przed przyjaciółmi zgrywała kochaną ciotkę, a w domu urządzała mi prawdziwe piekło. Ona i jej oczko w głowie, najlepszy we wszystkim synuś Tomas. Nieustannie mnie z nim porównywała. Zawsze byłam tą gorszą. Głupszą. "Nadającą się jedynie do pracy w burdelu". Nie mogłam tego wytrzymać. Pewnej nocy miarka się przebrała. Pobiła mnie do nieprzytomności. Obudziłam się na podłodze z potwornym bólem głowy. Ostatkiem sił spakowałam do plecaka ciuchy, zabrałam pieniądze i zadzwoniłam do Ambar.

Wyznałam jej całą prawdę i przeprosiłam za wszystko. Obiecała, że nigdy już tam nie wrócę i nie pozwoli, aby ktokolwiek mnie skrzywdził. Pamiętam jak płakałam, mocząc jej koszulkę. Mimo tych wszystkich okropnych wydarzeń, czułam ulgę. Ulgę, spokój i nadzieję, że uda mi się zacząć od nowa, że zostawię za sobą wszystkie wspomnienia związane z tamtą kobietą i stworzę nowe, szczęśliwe, z prawdziwą rodziną. Tak było. Do czasu. Przeszłość wraca. Wraca i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Wychodzę z samochodu, uprzednio żegnając się z Ambar. Poprawiam plecak na ramieniu i rozglądam się wokół w poszukiwaniu bruneta. Muszę przeprosić. Wytłumaczyć się. Dzwonił do mnie kilkanaście razy, ale nie odebrałam. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Nie chcę kłamać ani oszukiwać. Matteo zasługuje na poznanie prawdy. Ale nie teraz. Nie jestem gotowa, by ją wyznać.

Zbliżam się do budynku szkoły i wytężam wzrok. Dostrzegam go. Przepycha się z Simonem. Biegiem rzucam się w tamtą stronę, ignorując dzwonek na lekcje. To nie jest teraz istotne.

- Odpierdol się od niej - syczy Simon. Szarpie bruneta za koszulkę i przygwożdża go do ściany. Matteo śmieje się kpiąco, zaciska dłoń i uderza nią prosto w twarz Alvareza. Widzę, jak krew tryska z jego nosa. Wzdrygam się i przykładam dłoń do ust, powstrzymując pisk.

- Nie pozwolę, żebyś zniszczył ją tak jak Ninę - warczy Matteo, okładając chłopaka pięściami. Mruży oczy ze złości.

- O czym ty mówisz? - Spoglądam raz na niego, raz na Simona. Jestem zdezorientowana. Brunet przeczesuje włosy dłonią i nawilża usta językiem.

- Zabił ją - odpowiada cicho drżącym głosem. Zaciska dłonie w pięści, tak mocno, że bieleją mu knykcie. Widzę jak napina wszystkie mięśnie. Nic nie rozumiem. Jego słowa docierają do mnie dopiero po czasie. Simon? Zabił? Ale kogo? Jak?

- Nie słuchaj go, skarbie, dramatyzuje - wtrąca. Ignoruję go. Czuję szybkie i bolesne bicie serca. Strach emanuje z każdej cząstki mojego ciała.

- Dramatyzuje? - Matteo prycha z pogardą. - Zabawiłeś się nią. Zgwałciłeś. Wiedziałeś, że ma depresje. Tej samej nocy, której to zrobiła, zadzwoniła do ciebie. Nie zrobiłeś nic. Stwierdziłeś, że to głupi żart. Że próbuje wziąć cię na litość. Że chce, abyś do niej wrócił. - Śmieje się perfidnie. - Zabiła się przez ciebie.

- Ty też nie jesteś święty - warczy Simon. Podnosi się z ziemi, dłonią przytrzymując się ściany. Chwieje się na nogach. - No dalej. Opowiedz Lunie, jak straciłeś najlepszego przyjaciela.

- Kleiła się do mnie! Nie chciałem tego!

- Ale jakoś nie miałeś problemu, kiedy wskoczyła ci do łóżka - odszczekuje zirytowany. Matteo wzdycha cicho.

- Byłem pijany...

- Kurwa, Matteo, pijany czy nie, to nie powinno było się wydarzyć. Wiesz co? Teraz jesteśmy kwita. Ty straciłeś przyjaciółkę, a ja miłość swojego życia.

- Słyszysz, co mówisz? - Brunet popycha Simona. - Jesteś chory! - Alvarez uderza plecami o ścianę. - Nie wierzę. - Matteo kręci głową. - Zrobiłeś to, żeby się zemścić? Dlaczego, do kurwy, nie mogłeś zrobić tego mnie?! Dlaczego wykorzystałeś do tego Ninę?! - Balsano zaślepiony złością okłada chłopaka pięściami. Simon krwawi i jęczy z bólu.

- Matteo, proszę... - mówię słabym głosem i delikatnie chwytam go za dłoń. Widzę, jak szklą mu się oczy. Tak bardzo chcę go objąć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że nie warto.

- To moja wina. To wszystko przeze mnie. Zabiłem własną przyjaciółkę. - Nie słyszy mnie. Odsuwa się od Alvareza i nerwowo krąży po trawniku. Tępo wpatruje się w jakiś punkt. Jakby był nieobecny. W zupełnie innym śmiecie. Bierze swój plecak i idzie w stronę parku. Nie odstępuję go na krok. - Zabiłem ją... - Szarpie za swoje włosy. Siada pod drzewem, obejmuje kolana ramionami i lekko się kołysze. - Zabiłem swoją przyjaciółkę.

- Matteo, spójrz na mnie.

- Jak mogłem do tego dopuścić? To nie ona powinna umrzeć. Powinienem znaleźć się na jej miejscu - szlocha cicho. Ręce mi się trzęsą, a krew pulsuje w skroniach. Siadam przed nim. Chwytam jego twarz w swoje dłonie. Patrzy na mnie. A ja nie mogę znieść jego widoku w takim stanie. Opuszkami ścieram wilgotne ślady łez na jego policzkach.

- To. Nie. Jest. Twoja. Wina - mówię, wyraźnie akcentując każde słowo. Matteo obserwuje moje usta. Moje serce bije jak oszalałe, a z spomiędzy warg wydobywa się krótki, urywany oddech. Nagle staje się coś, o czym nawet nie śniłam. Brunet chwyta mnie za kark i mocno przyciąga do siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Siadam mu na kolanach. Jesteśmy tak cholernie blisko. Pogłębiam pocałunek. Rozchylam wargi, pozwalam, by wsunął język głębiej, by rozpoczął wraz z moim miłosny taniec. Motyle w brzuchu budzą się do życia i fruwają szaleńczo w jego wnętrzu. Przechodzą mnie przyjemne ciarki, które skutecznie odganiają wydarzenia wcześniejszych dni, spychając je na dalszy plan. Boże. To najlepsze uczucie, jakiegokolwiek doznałam.


Szept miłości || LutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz