Rozdeptana nadzieja...

264 21 1
                                    

... Czy aby na pewno?

ROZDZIAŁ 15

- Wygraliśmy! - krzyknął jakiś strażnik, jednak gdy do osady wbiegło chyba z tysiąc innych ogrów, jego entuzjazm szybko minął. 

- Chora żmija! - złapali Cerces i zawlekli ją do osobnej celi. Była nieprzytomna, więc nie mieli z tym trudności.

- A ciebie...- wskazał na mnie, najobrzydliwszy z napastników - Czeka już tylko śmierć! - spuściłam głowę. To by było zbyt piękne, gdyby Cerces nas tak szybko uratowała - Ale nie z naszej winy - uśmiechnął się, a inne ogry zaczęły mnie odwiązywać od słupa.

- Zostawcie mnie wy okropne, obrzydliwe potwory! - miotałam się, jednak gdy dwóch trzymało moje ręce, a jeden mój łańcuch, to ucieczka była wręcz niemożliwa.

Najpierw zabrano Nevrę i Miiko, a następna byłam ja. Gdy byliśmy w samym sercu ciemnego lasu, to wtedy przywiązano mnie ciasno do drzewa i obsmarowano miodem. Czyli już wszystko wiem.

- No proszę, teraz jesteś nadzwyczaj słodka! - Zarechotał ogr klęczący przede mną, a ja tylko posłałam mu nienawistne spojrzenie i splunęłam mu w twarz, na co on niezbyt przychylnie zareagował. Wstał krzycząc coś w niezrozumiałym dla mnie języku, po czym kopnął mnie z całej siły w brzuch, że aż się skuliłam.  - To cię czegoś nauczy, nędzny człowieku - odszedł z resztą, zostawiając mnie samą. Gdy ból trochę się zmniejszył, zaczęłam zlizywać z swoich ramion słodką ciecz, najszybciej jak mogłam. Po chwili z drzewa zbiegła najzwyczajniejsza w świecie wiewiórka i zaczęła mi pomagać. Powoli zaczynało się ściemniać, a ja wciąż mam miód na rękach, związanych z tyłu i na brzuchu. Próbowałam ignorować narastającą ciemność i liczbę wiewiórek zjadającą mnie, ale gdy usłyszałam niedaleko szelest liści, czułam się jak zając podczas polowań. Błagam, żeby to był Ezarel..... Błagam, żeby to był Ezarel...  Zza krzaka wyłonił się mężczyzna w masce, który tylko stanął przede mną, przyglądając mi się.

- Pomóż mi! - szepnęłam, jednak on tylko zaśmiał się pod nosem - Szybko, na co czekasz, co?!

- Znajome? - wstrząsnęło mnie.

- O czym ty gadasz?! Pośpiesz się, proszę! - oczy zaczęły mnie szczypać

- Cerces - mruknął tylko, a ja pozwoliłam łzom spływać po moich policzkach

- Ona jest po naszej stronie. Starała się nam pomóc! 

- Ona to wywołała - przerwał mi, poważnym tonem - Jest córką Wyroczni, sprowadzającą nieszczęścia.

- Miałam zabić dziecko tutejszego bóstwa?! -  zaczęłam się miotać, jednak to na niewiele się zdało - Ona jest człowiekiem! Tak samo jak ja!

 - Nie zginęłaby. Znalazłaby się tam, gdzie jej miejsce. Z Wyrocznią. - wyjaśnił spokojnie. Nie potrafiłam przyjąć jego słów do wiadomości. - Jeśli teraz to wszystko dobrze poprowadzisz, to wrócisz do domu. Musisz zabić Cerces - szybko rozwiązał moje ręce i wszedł w krzaki.

- Czekaj! A ty mi nie pomożesz? Może zmienią wtedy o tobie zdanie! - Wbiegłam za nim, jednak gdy przeszłam na drugą stronę drzew, go już nie było. Jak on to robi? Zobaczyłam Nevrę, który cały poobijany jest również przywiązany do drzewa, więc cicho podeszłam za niego i zaczęłam odwiązywać skomplikowany węzeł

- Reita? - usłyszałam głos chłopaka, przez co tylko drgnęłam wystraszona

- Już cię uwalniam - szepnęłam z satysfakcją, gdy w końcu uwolniłam wampira od drzewa. On tylko przytulił mnie mocno, jednak nie wiedząc, że jestem cała w miodzie, trochę się do mnie przylepił. Odeszliśmy w miarę bezpieczne miejsce i wtedy zastanawiałam się co zrobić z resztkami miodu na moich rękach i kimonie.

- Masz - Nevra zdjął swoją koszulkę, która najwyraźniej służyła mu jako piżama i podał mi ją. - Ubierz to, może wtedy ponuraki cię nie zjedzą. Poczułam jak zalewa mnie rumieniec, ale posłusznie zabrałam od chłopaka koszulkę. 

- M-Możesz się obrócić - podniósł jedną brew z uśmiechem. - Nevra, bo inaczej to ciebie rzucę Ponuraku.

- No już, już- podniósł ręce do góry, jakby ktoś w niego celował i odwrócił się niechętnie, a ja cała zarumieniona ściągnęłam niepewnie swoje kimono i ubrałam wielką koszulkę od chłopaka. Ubrania z miodu odłożyłam na bok i zaczęłam je obdzierać ostrym patykiem. - co ty robisz? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Upozoruję śmierć - uśmiechnęłam się pod nosem - dobra, jeszcze coś muszę zrobić z tym - pokazałam chłopakowi moją rękę z miodu, a on ją chwycił i polizał mój palec - N-Nevra! - odsunął się z uśmieszkiem, pozostawiając w mojej głowie tylko mętlik

- Lubię patrzeć, jak się rumienisz - mrugnął do mnie, a ja niepewnie zlizałam resztki słodkiej cieczy. Gdy w końcu byłam w miarę czysta, cała zawstydzona zabrałam szczątki kimona i zaniosłam w miejsce, do którego byłam przywiązana. Ostrym kamieniem przecięłam sobie rękę i wylałam trochę mojej krwi na ubranie i drzewo. 

- Tyle wystarczy, nie? - zerknęłam na Nevrę, która stał jak wryty, patrząc na moją krwawiącą dłoń - wszystko gra? - zapytałam niepewnie, a on tylko zacisnął pięści i zatkał nos

- Ta... Przepraszam - powiedział 

- Chodzi o krew? - przytaknął głową, a ja ukradłam liść z krzaka obok i zakrywając nim ranę oraz obwiązując sobie czystym paskiem, urwanym z kimona zrobiłam sobie prowizoryczny bandaż. Zabrałam głęboki oddech i krzyknęłam najbardziej jak tylko mogłam, po czym zabierając zdezorientowanego chłopaka uciekłam najszybciej jak się dało, głęboko w las.

- Co ty robisz?! Mieliśmy okazję ich uratować. Wszyscy śpią - oznajmił, marszcząc brwi.

- Jakby mnie napadło dzikie zwierze, to miałabym siedzieć cicho? - zerknęłam na niego, zatrzymując się, by złapać oddech - Może jeszcze zaprosić na herbatkę? - skrzyżowałam ręce. - Nie chcę popełnić tego samego błędu co Cerces. Trzeba dokładnie wszystko przemyśleć, wysłać Kero wiadomość i najważniejsze, muszę się przebrać - pokazałam na koszulkę od Nevry z zaschniętą krwią chłopaka. - Choć, wracamy do naszego obozu - mruknęłam i poszłam z nim przed siebie.



Eldarya: Opowiadanie bez tytułuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz