Rozdział 26

84 6 0
                                    

Kto pragnie pokoju, musi się gotować na wojnę.

Winston Churchill.


- To nie jest twoja sprawa, powtarzam! – warknęłam, nie wiadomo który już raz. Jednak nic się nie zmieniało w spojrzeniu ciemnych oczu. Nieugięty i mroczny wzrok, wbity był we mnie od dłuższego czasu.

- Lenie też nie powiedziałaś, prawda? – odszczeknął się Michael, coraz bardziej zaciskając pięści, jeśli w ogóle było to możliwe. – Cała Rosalie Stanford! Nigdy nie potrzebowała żadnej pomocy!

Kłóciliśmy się od chwili, gdy przed kilkoma godzinami rodzeństwo Delaverte wyruszyło do miejsca, w którym tymczasowo zatrzymali się Lena i Sebastian. Brat mojej przyjaciółki, nie wiadomo nawet kiedy, dotarł do informacji, co do wydarzeń sprzed lat. Jakby tego było mało, okazało się, że facet który mnie skrzywdził, znów pojawił się w Wilkes-Barre. Był ponoć wielokrotnie notowany, jednak za każdym razem jakoś zarzuty względem niego były wycofywane. Nie wiedziałam, czym to było spowodowane, ale w ostatnim czasie w ta mała mieścina była istną przystanią dla wyjętych spod prawa zbirów. Gdzie się podziało moje kochane, spokojne miasteczko?

- Nie musiała tego wiedzieć. On był kilometry stąd! A wy, też się przeprowadziliście, jeszcze dalej – odparłam, po czym pod nosem dodałam jakby mimowolnie – Z resztą, wydaje mi się, że ona sama coś podejrzewała.

- Oczywiście! Przecież to moja siostra! Nie jest idiotką, chociaż jej zachowania ostatnio do najmądrzejszych nie należą – gniewnie spojrzał na mnie.

Dawno nie czułam się tak swobodnie, będąc sam na sam z mężczyzną. Jednak musiałam w końcu sobie uświadomić, iż jest tak dlatego, że Michael był dla mnie zawsze jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. Ostatnio jednak, zaczynał mnie poważnie wkurzać. Mieszał się obecnie już do wszystkiego. Przyglądałam się, jak ten rozgniewany facet krążył wciąż po pokoju. Miał minę, jakby chciał komuś porządnie przygrzmocić. Miotał się zupełnie jak lew zamknięty w klatce. Oczy przypominały rozgrzane węgle. Cały spięty, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Pod opiętą koszulką wyraźnie rysowały się mięśnie. Mimo lęku, który nieustannie mi towarzyszył nie mogłam nie dostrzec, jaki Michael był wysportowany. Było to dziwne u kogoś, kto głównie siedział z głową w książkach. Pokręciłam głową cały czas niedowierzając w to, co widziałam.

- Jak sobie radzi Lena? – zapytałam, przerywając na chwilę nerwowe przemierzanie salonu przez Mike'a.

- Dobrze. – Z westchnieniem opadł na fotel stojący naprzeciwko kanapy, na której siedziałam z notatnikiem na kolanach. – I to mnie najbardziej zastanawia, martwi i sam nie wiem...

- Wiesz, zakochanej dziewczynie niewiele przeszkadza to, co się wokół niej dzieje. Nawet jeśli jest to śmiertelne zagrożenie – zaśmiałam się, powracając do lektury listy gości na imprezę ciotki, a raczej na planowaną, przez narwańców, zasadzkę.

- Taaa... Ale jeśli ten dupek dzieciaka jej zrobi, to go zabiję! - skrzywił się, jakby sama myśl o tym była dla niego ogromnie nieprzyjemna.

- To chyba akurat od ciebie nie zależy, to po pierwsze – zaznaczyłam z rozbawieniem. – A po drugie, dobrze ci radzę, nie wpieprzaj się do cudzego życia miłosnego. Wiem, że to najgorsze co można zrobić.

- Tak? A niby skąd? – zapytał szczerze zaciekawiony.

- Bo sama tak zrobiłam i gorzko tego żałowałam – przyznałam, choć nie wdawałam się w szczegóły. Michael nie musiał wszystkiego wiedzieć.

Broken AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz