Rozdział 19

74 9 0
                                    



Szczęście rzadko bywa nagrodą; częściej jest niespodziewanym prezentem.

Pam Brown.



Zmęczenie. To uczucie towarzyszyło mi od kilku dni. W tej chwili osiągnęło kulminację. Te dziewczyny mnie wykończą! Siedziałem jak na skazaniu i starałem się jeść póki jeszcze mogłem. Miałem pewność, że moja siostra gdy tylko stwierdzi, że jest gotowa do wyjścia, trzeba będzie się ruszyć i wyjść.

Michael nagle szturchnął mnie w bok. Spojrzałem na tego dziwnego człowieka, który szczerzył się jak głupi. Wciąż nie mogłem otrząsnąć się z tego, czego się dzisiaj dowiedziałem. Gdy dojechaliśmy do zjazdu prowadzącego na leśną drogę, myślałem, że może mnie gdzieś zakopie pod świerkiem. W końcu zatrzymaliśmy się przed niewielkim dworkiem. Fasada, cała biała, wyglądała jakby była bramą do lepszego świata. Wszędzie wokół posadzone zostały różnokolorowe kwiaty. Całość stanowiła piękny i spokojny obraz. Wchodząc do środka nie wiedziałem, co może mnie tutaj czekać. Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, iż byłem zaskoczony. Szok do tej pory mnie nie opuścił.

W progu obszernego salonu przywitał go człowiek, który powinien nie żyć od kilkunastu lat. A jednak stał przed nim cały i zdrów. Rafael Morgan, były szef jednostki, która rozbiła pierwszą organizację Czarnego Kruka. Choć samego przywódcy nie udało się zmieść z powierzchni ziemi, był to niewątpliwy sukces w tamtym czasie dla każdego, kto brał udział w akcji.

- Nie rozumiem, co z tym wszystkim ma wspólnego Michael? – zapytałem Rafaela.

Spojrzał na mnie z zamyślonym wyrazem twarzy. Podniósł filiżankę i wypił łyk kawy.

- Można powiedzieć, że odnaleźliśmy się we właściwym czasie. Nigdy nie wierzyłem w los, fatum, przeznaczenie, czy jakkolwiek to nazwiesz. Zmieniłem zdanie, dopiero gdy udało mi się przeżyć. Uczyłem na Harvardzie biochemii. Tam właśnie poznałem tego zdolnego człowieka, który właśnie dowiedział się, że jego własna matka oddała dzieci, by pławić się w luksusie. – Wyciągnął papierosa z cygaretki i zapalił. Cały czas przyglądał mi się uważnie. – Wciągnąłem go do Orłów.

- Chwila, to tylko bajka – wtrąciłem się.

- Chciałbyś tak myśleć. To jednak jest prawda. Najemników mamy wielu, jednak tylko wyspecjalizowane jednostki działają na zlecenie najwyższej władzy. Michael przeszedł stosowne szkolenie. Nawet szybko się zaadaptował. Może ze względu na wściekłość, jaką miał w sobie w tamtym czasie – zastanawiał się drapiąc po brodzie. – Nie wysyłano go jednak na regularne misje. Pracował bardziej na miejscu, tak można rzec.

- A teraz? – ciekawość kiedyś pewnie będzie moją zgubą. Teraz jednak cholernie chciałem wiedzieć, kim jest brat Leny.

- Był dwukrotnie w Australii – uśmiechnął się pod nosem.

- Naukowo – zauważył Michael, siadając obok mnie podając szklankę z wodą. Podziękowałem mu kiwnięciem głową, znów skupiając się na Rafaelu.

- Co tutaj robisz? – postanowiłem prosto z mostu zapytać o to, co mnie nurtowało.

- Pomagam przyjaciołom, choć oni o tym nie wiedzą. Wolałbym również, by na razie tak pozostało – spojrzał z zamyślonym wyrazem twarzy na mnie i Michaela. – Słyszałem o tobie Sebastianie. W naszych kręgach jeżeli o kimś się wspomina, to znaczy, że jest kimś szczególnym. Taki swoisty wybraniec – zaśmiał się przy ostatnim stwierdzeniu.

Broken AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz