Rozdział 7

117 11 0
                                    

Człowiek może wstrząsnąć swoim życiem na dobre i złe.

Tim Guénard.

Nie wiem jakim cudem udało mi się uniknąć bezpośredniego zderzenia z jednym z drzew, ale jednak tak się stało. Samochód, który jechał prosto na nas podążał teraz po poboczu nie zatrzymując się nawet na chwilę. Nasz pojazd z kolei zjechał do rowu, i tam się zatrzymał. Podczas hamowania rzuciło nami, skutkiem czego uderzyłam czołem o kierownicę. Odwróciłam się w stronę Rosalie, która na szczęście była cały czas przytomna. Również na mnie spojrzała z przerażeniem w oczach.

- Jesteś ranna – wyszeptała.

- Nic mi nie jest. Z tobą wszystko dobrze?

- Chyba tak, chociaż czuję, jakby wszystkie wnętrzności przewróciły mi się od środka.

- Musimy stąd wyjść – powiedziałam, rozglądając się wokół.

Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Nagle zostały wyważone od zewnątrz. Moim oczom ukazał się mężczyzna w kasku. Po chwili, gdy tylko go zdjął zobaczyłam znów te same, intensywnie niebieskie oczy, co w kawiarni. Czy on nigdy nie da mi spokoju? Jednak w tej chwili liczyło się dla mnie to, że tutaj był i chciał nam pomóc. Reszta pytań, pozostawiona zostanie bez odpowiedzi przynajmniej na jakiś czas.

Przyglądał mi się przez chwilę, po czym przesunął spojrzenie za mnie, na Rose. Podał mi dłoń, którą ochoczo schwyciłam. Wyciągnął najpierw mnie, później Rosalie z samochodu, spod którego maski zaczął się wydobywać dym.

- Masz gdzieś tu gaśnicę? – zapytał, gdy już postawił Rose na asfalcie.

- Nie mam pojęcia, ale raczej powinna być – odparłam niepewnie, po czym szybko wyjaśniłam widząc jak jego oczy przybierają gniewny wyraz – To samochód mojego brata.

- Ciekawy jestem, czy wie, że jego siostrzyczka gwizdnęła mu samochód – mruknął bardziej do siebie, jednak i tak bardzo dobrze go usłyszałam.

- Nie twój zakichany interes.

- Hohoho! Widzę, że panna, nie zbliżaj się, dorosła i dostała pazurków.

Nie odpowiedziałam. Miałam go dość już po tych kilku minutach. Był taki sam, jak kilka lat temu, tylko nie wiem dlaczego, ale teraz wydawał się bardziej irytujący niż wcześniej. Podeszłam do Rose, która dziwacznie się uśmiechała w moją stronę. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią w niemym pytaniu – o co jej kurczę chodzi? Po chwili posłała mi rozbawiony uśmieszek.

- Dzięki za ratunek. Jestem Rose, dla przyjaciół – przedstawiła się uśmiechając grzecznie do Sebastiana, który uścisnął jej wyciągniętą dłoń. Zdrajczyni.

- Nie ma za co. Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać. Sebastian.

Ta wredna podróbka mojej przyjaciółki roześmiała się na jego słowa. Roześmiała! Tego już było dla mnie stanowczo za dużo. Nie wiedziałam, czy to było wynikiem adrenaliny, która wciąż krążyła w moim krwioobiegu, czy też faktycznie w końcu zaczęłam dorastać, ale nie miałam zamiaru potulnie stać i przyglądać się im, jak się ze mnie naśmiewają. To nie była już szkoła.

Sebastian w końcu odnalazł gaśnicę, której użył na dymiące coś pod maską. Nie byłam znawcą czterech kółek, więc nawet nie potrafiłabym określić, co mogło się zapalić. Gdy tylko samochód przestał wydawać dziwne odgłosy i niezidentyfikowane kłęby białych chmurek, chłopak podszedł do mnie i uważnie się przyjrzał mojej twarzy. Zaczął ponownie działać na moje już i tak mocno nadszarpnięte nerwy.

Broken AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz