Przetarłem dłonią twarz, zaciskając mocno powieki. Odchyliłem się na krześle, nie chcąc myśleć o stercie papierów, które leżą na moim biurku. Westchnąłem głęboko i wstałem, aby podejść do szklanej szyby, z której było widać panoramę Londynu. Kocham ten widok. Mogłem dostrzec kilka innych wieżowców podobnych do mojego, duże centrum handlowe i mniejsze budynki będące kawiarnią czy piekarnią. Z daleka można było zobaczyć Tower Bridge. Ulice były pełne aut, a ludzie zapełniali chodniki. Londyn tętnił życiem. Zawsze coś się w nim działo.
Tak samo było z moim życiem. Od sześciu lat, odkąd zamieszkałem na stałe w tym pięknym mieście, nie miałem chwili dla siebie. Cały czas coś się działo. Zarządzanie firmą, kontrakty, wyjazdy służbowe i mnóstwo ludzi. Lubię swój tryb życia, jednak momentami jest on męczący. Od dłuższego czasu chciałem mieć trochę spokoju. Móc odetchnąć od całego tego zgiełku i nabrać nowej energii. To zabawne, mam dopiero dwadzieścia pięć lat, a już jestem zmęczony wszystkim.
Zaśmiałem się pod nosem. Przeczesałem dłonią włosy i skierowałem się do mojej asystentki, której miejsce znajdowało się przy recepcji.
- W czym mogę pomóc, panie Styles? - zapytała, gdy tylko mnie zobaczyła. Zlustrowała mnie swoimi niebieskimi oczami, po czym poprawiła swoje brązowe włosy i uśmiechnęła się.
- Sprawdź mi, kiedy w najbliższym czasie mam jakieś spotkania służbowe - pokiwała głową, całą swoją uwagę skupiając na komputerze.
Amelia pracuje u mnie od paru ładnych lat. Nie mam zastrzeżeń co do jej pracy. Swoje obowiązki wykonuje rzetelnie, jestem prawie pewny, że bezbłędnie. Niepoprawne są jedynie jej spojrzenia posyłane w moją stronę, jednak sam nie jestem jej dłużny. Owszem, jest piękną kobietą. Zgrabną figurę uwydatnia eleganckimi sukienkami, włosy często spina w koka, a oczy podkreśla delikatnym makijażem. Większość facetów ogląda się za nią, czemu wcale się nie dziwię. Nie będę kłamał, sam co nieco podpatrzę. W końcu jestem mężczyzną, tak? Pamiętam jednak, że to wciąż moja pracownica, a romans na biurku jest nieprofesjonalny.
- W przyszłym tygodniu ma pan dwa spotkania, jedno we wtorek, a drugie w czwartek. Kolejny tydzień jest wolny, ale za to czternastego odbędzie się bankiet.
- Dobrze - odchrząknąłem i poprawiłem swój krawat. - W takim wypadku, zadzwoń do obu prezesów i ustal nowe daty spotkania. Obojętnie kiedy, byle pod koniec miesiąca i aby nie gryzły się z innymi. Powiadom również innych o braku mojej obecności na przyjęciu. - Amelia pokiwała głową, notując wszystko, co jej zadałem. - Dzisiaj wyjeżdżam z Londynu, wrócę około dwudziestego lipca. Nie będzie mnie przez trzy tygodnie, mam nadzieję, że nie zrujnujecie mojej firmy. Poproszę pana Horana, aby miał nad wami nadzór. W razie czego, będę pod telefonem. Wszystkie inne możliwe dokumenty, będę uzupełniał na bieżąco i wysyłał mailem do firmy. Zrozumiano?
- Oczywiście. Czy coś się stało, że tak nagle pan wyjeżdża? - kobieta nachyliła się nad kontuarem, patrząc mi głęboko w oczy. Dłonią delikatnie bawiła się złotym naszyjnikiem, który ozdabiał jej szyję, wyeksponowaną przez białą koszulę. I, cholera, nie byłbym sobą, gdyby mój wzrok choć na chwilkę nie zjechał nieco niżej.
- Sprawy prywatne - mruknąłem, wycofując się do mojego biura.
Zarzuciłem na siebie moją marynarkę, wszystkie potrzebne mi klucze schowałem do kieszeni, a ważne dokumenty zacząłem chować do teczki. Kiedy skończyłem z papierami, wsadziłem jeszcze laptop do specjalnej torby. Odszukałem mój telefon i skierowałem się do drzwi z wszystkimi ważnymi rzeczami. Zlustrowałem szybko pomieszczenie, upewniając się, iż wszystko jest na swoim miejscu i niczego nie zapomniałem. Zamknąłem za sobą drzwi, zamykając je na klucz. Chwilę później byłem już w swoim samochodzie.
CITEȘTI
Return [Harry Styles]
FanfictionPo sześciu latach spędzonych w tętniącym życiem Londynie, Harry postanawia na jakiś czas wrócić do swojego rodzinnego domu. Gotowy do czterogodzinnej podróży, wsiada w auto i kieruje się do Holmes Chapel. Ma nadzieję, że jego krótkie wakacje pozwolą...
![Return [Harry Styles]](https://img.wattpad.com/cover/112986487-64-k684578.jpg)