01 | Paul

186 33 2
                                    

To był mój pierwszy dzień w ostatniej klasie. Wchodząc do szkoły nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w tym roku wszystko się całkowicie zmieni. Gdybym tylko wiedział jak sprawy się potoczą... Nie wiem czy nie wolałbym uciec na bezludną wyspę. Tak było z każdym z nas. Może gdyby Parker Clifford nie pobił dzieciaka, który przez nieuwagę prawie wpadł mu pod koła samochodu... Może gdyby Isaac Shaw nie wziął winy na siebie... Może gdyby Jayden Montgomery wrócił wieczorem do domu... A może gdybym ja, Paul Drake, nie pocałował przed wakacjami tamtej dziewczyny... Ale wszyscy zrobiliśmy swoje. I tak się zaczęło. 

Parker podwinął rękaw bluzy, a jego pięść spotkała się ze szczęką pierwszoklasisty. Ten dzieciak jeszcze nie wiedział jak wygląda życie w liceum, a zwłaszcza w tym liceum. Pod siłą jego uderzenia chłopak stracił równowagę i przewrócił się, upadając na maskę samochodu. Zakrył dłońmi twarz, a Park złapał go za szyję. Nawet się nie bronił. Albo był za słaby, albo wiedział, że inaczej oberwie jeszcze mocniej. 

- Następnym razem uważaj jak łazisz, pedale - warknął mój przyjaciel. 

Głupi dzieciak. Poprawił bluzę, zarzucił plecak na jedno ramię i poszedł w stronę szkoły. Zostawił pierwszaka ze łzami w oczach. Był od niego starszy o jakieś trzy lata, ale tamten wyglądał na dużo młodszego. Tylko dlatego nie dostał mocniej. Parker nie przepadał za biciem dzieci. Tym razem się pilnował. Chłopaki i ja już czekaliśmy na niego przed budynkiem. Widzieliśmy całe zajście. Kazanie za trzy, dwa, jeden...

- Jesteś popierdolony, Park - rzuciłem. 

- Spierdalaj. Mało co mi nie wlazł pod koła - odparł. W czwórkę weszliśmy do środka. - Odebraliście już plany zajęć? 

- Tak, przed chwilą. Twój też wziąłem. - Isaac sięgnął do kieszeni i wyjął z niej lekko pomiętą kartkę papieru. 

- Dzięki - mruknął Park, zerkając na rozpiskę. - Któryś z was ma teraz rozszerzoną matmę?

Tak się składało, że ja miałem. Zostawiliśmy Isaaca i Jaya i ruszyliśmy do sali 103. Tam mieścił się gabinet, w którym od trzech lat odbywały się moje zajęcia z matematyki. Pan Ravens nie był idealnym nauczycielem, ale chociaż się nikogo nie czepiał. Mówił to, co miał do powiedzenia, a potem dawał nam spokój. Niestety z jego tłumaczeń nie potrafiłem zrozumieć przedmiotu, więc w zeszłym roku prawie nie zdałem - dwa lata temu również... I jeszcze wcześniej... Gdyby nie korki, na które chodziłem przez ostatnie dwa semestry, nie znalazłbym się w ostatniej klasie. 

Weszliśmy do klasy i zajęliśmy wolne miejsca w czwartym rzędzie: Park pod ścianą, ja tuż obok niego. 

- Drake, zapytam po raz setny - odezwał się mój kolega, zwracając się do mnie po nazwisku. - Co ty robisz na rozszerzonej matmie? 

- Ojciec mi kazał - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. 

- Gówno prawda. Twój ojciec jest spoko, niczego nie każe ci robić. 

- A jak mam przejąć po nim firmę, jeżeli nie będę umiał liczyć? 

- Od czego są księgowi i sekretarki? - spytał głupio. 

- Sekretarki? Od sypiania z szefami - rzuciłem, nawiązując do ostatniego romansu ojca Clifforda. 

Przyjaciel pokazał mi środkowy palec, ale zauważyłem jak się zaśmiał. Czy to dziwne, że bawiły go takie rzeczy? Może. Ale stary Clifford był dupkiem i wszyscy o tym wiedzieli - nawet jego żona. 

W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje - pierwszy w tym roku. Nie tęskniłem za nim po wakacjach... Czekałem już tylko, aż pan Ravens wejdzie i rozpocznie zajęcia. Ale to nie nastąpiło. Zamiast nauczyciela w średnim wieku z kozią bródką, do którego już każdy zdążył się przyzwyczaić, weszła kobieta.

Bulletproof. KuloodporniWhere stories live. Discover now