Rozdział 5

1K 51 10
                                    

Obudziłam się w dziwnym pokoju. Eh... Skleroza nie boli, jak to się mówi. Aaa... No tak. Jestem w pokoju Nathana. Zaczęłam obracać się na bok, aby sięgnąć po szklankę z wodą i tabletkę przeciw bólową na stoliczku obok łóżka, ale uniemożliwił mi to całkowicie ból żeber. Zgięłam się z bólu, a to wywołało kolejną fale nie przyjemnego odczucia.
-Nathan...- zdążyłam powiedzieć, kiedy nastała ciemność.

---------©----------

Obudziłam się w... No właśnie, gdzie jestem? Biało, schludnie, pusto. To pewnie szpital. Zaczęłam się kręcić, kiedy poczułam odretwiałą część ciała. Chyba dostałam silne tabletki przeciw bólowe, bo nie odczuwam już takiego bólu.
-Bianca? Jak się czujesz???
-Ile już tu jesteśmy?
-Nie całe 5 godzin, ale twój tata Cię olał, a ja nie chciałem Cię zostawić i tak wyszło.
-Umm... Dzięki.
-Nie ma za co. Będziesz mogła wyjść za jakieś 30 minut.
-Serio?
-Lekarz mówił, że może Cię wypuścić 30 minut po przebudzeniu.
-To super. Może uda mi się wyciągnąć brata na zakupy... A która godzina?
-9.13.
-Eee.. Że co?!?
-To co słyszysz.

Po tym nie kontynuowałam rozmowy. Poczekałam do wypisu, a następnie udałam się do domu.

~~~~~~~©~~~~~~~

Przez całą drogę zastanawiałam się... Co z treningami czy będę mogła ćwiczyć. Martwi mnie to, bo mojemu tacie zależy tylko na jednym, a mianowicie koszykówce. Wiem, że jest trenerem niesamowitej drużyny, a niektórzy marzą o takim rodzicu, ale to nie dla mnie. Mój ojciec nie zwraca na mnie kompletnie uwagi, oprócz wyczynów sportowych. Czasami brakuje mi mamy... Tak rozmyślając dotarłam do domu.

Trochę mnie w mieszkaniu nie było, a rezultatem tego był okropny stan budynku.
-Chłopaki?!?
-Tutaj!- dobiegły mnie ich krzyki z podwórka.
Kiedy wyszłam na zewnątrz byłam w niezłym szoku. Chłopcy jak nigdy nic grali w koszykówkę, a mój ojciec najzwyczajniej w świecie wytykał im błędy, dawał wskazówki i doradzał. Ja nigdy nie mogłam liczyć na coś takiego... Coś mi się nie zgadzało... Zaczęłam przeliczać ile osób znajduje się na boisku. Mam dwóch braci, a graczy biegała co najmniej piątka. Wśród nich dostrzegłam chłopaków z imprezy i Nathana. Grało ich 3 na dwóch, postanowiłam się dołączyć, więc szansę były wyrównane.
-Co Ty tu robisz? Nie możesz grać- nagle zwrócił na mnie uwagę Nathan.
-Jak to? Lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń. I co z treningami?
-Jak chcecie pogawędzić, to złazić z boiska!- wydarł się mój ojciec. Tak też zrobiliśmy.
-Moim zdaniem powinnaś się oszczędzać, ale skoro lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń to i ja ich nie mam.
-No dobra... Będę uważać, ale co ja mam w takim razie robić???- w tym momencie dotarliśmy pod mój pokój.
-Nie wiem... Wymyśl coś, ale masz na siebie uważać.
-Ta... Dzięki, za wszystko.
Dałam mu buziaka w policzek, a następnie weszłam do pokoju. Zamykając drzwi zauważyłam, jak się zarumienił.

Resztę dnia spędziłam na czytaniu książki. Następnie wpadłam na pomysł, aby zacząć ćwiczyć coś więcej niż tylko koszykówka... Coś przydatnego. Uznałam, że odpowiedni będzie kickboxing. Zaczęłam szperać w Internecie, za najbliższym miejscem gdzie są takie zajęcia, okazało się, że znajduje się ono 15 minut drogi od mojej szkoły. Mam zamiar załatwić sobie następnego dnia karnet. Po załatwieniu wszystkich potrzeb usnęłam z myślą o moim nowym zajęciu.

--------#---------

Przepraszam za nieobecność, ale ze złamaną ręką ciężko się piszę. Jeszcze koniec roku i wystawienie ocen, a przez to mam dużo na głowie. Dziękuję za każde wyświetlenie, komentarze i głosy. Miłego czytania.

Koszykówka?Where stories live. Discover now