1

11 2 0
                                    

Lèa wpadła do swojej małej chatki cała rozradowana. Znalazła w lesie kwiaty o których dotychczas nie miała pojęcia! Natychmiast zabrała się do tworzenia zapachu którego miała już wizję.
-Jesteś!- zawołała jej mama, Grâce. - przesiedzałaś w lesie cały dzień!
- Nie zmarnowałam go, mamo. - powiedziała słodkim głosem a potem wyjęła że skórzanej sakwy mały flakon. - to dla ciebie.
Grâce wzięła od niej delikatny przedmiot ze fioletowo-różową delikatnie mieniącą się w słońcu cieczą. Zbliżyła nos do flakoniku.
-Piękny..- nie mogła oderwać się od magii tego perfumu, był inny niż wszystkie. Nieokreślony. Magiczny.
-Jakże się cieszę że podoba ci się to, co tworzę! - westchnęła Lèa z zadowoleniem.
-Teraz zanieś swemu bratu i ojcu jedzenie na pole. Biedni pracują w pocie czoła.
Dziewczyna bez wahania wykonała polecenie. Idąc przez miasto zauważała zamykające się z rozkoszy oczy. Może powinnam otworzyć jakiś stragan z perfumami. Ludziom chyba się podoba... Przynajmniej pomogę jakoś rodzinie. Chyba naprawdę mam talent, pomyślała. Zbliżała się już do pola. Brat, Igor przywitał ją głośnym okrzykiem:
-Co dzisiaj?
-Jak zawsze- zaśmiała się ironicznie dziewczyna- kasza, chleb i woda.
Igor wydał pomruk niezadowolenia.
-Witaj, moja piękna- powiedział zbliżający się ojciec.
Lèa powitała go serdecznym uśmiechem.
-Muszę już iść, po drodze wpadłam na świetny pomysł i muszę go zrealizować!- rzekła w pośpiechu i pobiegła w stronę domu. Lèa była średniego wzrostu. Miała drugie, krecone, lśniące orzechowe włosy niesfornie opadające na twarz i ramiona. Wydawało się że nie ma nic piękniejszego niż jej głęboko bursztynowe oczy które wytwórnie komponowały się z jej bladą cerą przyodzianą różowym rumieńcem i wiecznie roześmianymi delikatnymi ustami. Była ubrana w ładną, skromną szarą suknię z falbanami przy talii i dekolcie. Normalnie jej strój byłby zwykłym szarym łachmanem ale Grâce była szwaczką i dbała o wygląd swej rodziny. Lèa była uważana za jedną z piękniejszych panien w mieście, zazdroszczono jej tego, więc miała tylko jedną, najserdeczniejszą  przyjaciółkę równie piękną jak ona. Inès, bo tak miała na imię była troszkę wyższa od Lèi. Miała kruczoczarne włosy do ramion w które został figlarnie wpleciony różnokolorowy wianek. Inès miała cerę usianą piegami które dodawały jej uroku i pyły powodem do dumy. Inès najpardziej kibicowała Lèi w jej zapachowej pasji. Kiedy Lèa szła przez miasto podbiegła do niej mała dziewczynka wyglądała może na cztery lata. Złapała ją za skrawek sukni i zamknęła oczy. Po jakimś czasie odezwała się:
-Jesteś królową?
Lèa roześmiała się.
-Ja nie, a ty? Dlaczego uciekłaś z pałacu?- rzekła z uśmiechem kucając by zniżyć się do poziomu nieznajomej.
Nagle do roześmianych dziewczyn podeszła najwyraźniej matka małej przybyszki.
-Laure! Ile razy prosiłam byś nie zaczepiała obcych?- skarciła córkę.
-Nic nie szkodzi!- Lèa szybko wyciągnęła z sakwy kolejny flakonik z tym razem złotawym płynem- Trzymaj! Zawołała szybko do Laure.
Rozwścieczyło to jej matkę.
-Chcesz otruć moją córkę?!

Zapach królowejWhere stories live. Discover now