2

10 2 0
                                    

-Ależ to tylko perfum!- zaczęła bronić się Lèa.
-Tyy.. Będziesz tłumaczyła się przed królem.
Lèa próbowała jeszcze rozmawiać z tą kobietą ale ta nie chciała wierzyć w ani jedno jej słowo. Z resztą, wcale nie wierzyła że zwykłej kobiecinie, takiej jak ona uda się zaciągnąć Lèę przed króla. A jednak, kobieta nie wycofywała się. Z daleka było widać piękny, kremowy zamek. Zakładał się z trzech wierz o purpurowych i  bogato zdobionych złotem kopułach i ogromnego samego już pałacu również jego dach był w królewskich kolorach. Przed wejściem do budynku rozciągała się kamienna ścieżka a z każdej jej strony wiły się różnokolorowe kwiaty. Lèa nigdy nie widziała tak pięknego miejsca. Mieszka tutaj od urodzenia ale nigdy nie było jej dane zobaczyć zamku. Przed mahoniowymi, ogromnymi wrotami stało sześciu strażników ustawionych w coś w rodzaju trójkąta. Każdy z nich był dobrze uzbrojony. Lèa zauważyła że wysunęli miecze pod swój pas kiedy zobaczyli kobietę która ją tu ciągnie.
-Witaj Isolde. - powiedział strażnik stojący na czele trójkąta. - co to za dziewucha?
-Idę z nią do króla, chciała zabić mi córkę!
-Niebywałe.- rzekł strażnik z nutą ironii w głosie a inni obrońcy pałacu zakryli dłońmi usta żeby się nie zaśmiać.- Isolde, zajmij się kuchnią a nie wymyślaniem. Jak taka filigranowa osóbka miałaby zabić ci córkę? Wierzysz w to, co mówisz?- roześmiał się.
-Zejdz mi z drogi!- wrzasnęła wrogo Isolde.
Szli teraz przez piekne, długie złoto-białe korytarze.
Co chwila mijali pięknie ubrane służące i dostojnych strażników.
Isolde zapukała do potężnych i pięknie zdobionych drzwi.
Rozległo się wyraźne "wejść" trochę obojętne...właściciel tego jedwabistego a jednocześnie stanowczego i męskiego głosu wyraźnie nie miał ochoty na odwiedziny. Isolde skinęła głową na strażnika aby otworzył drzwi. Kobieta wraz z córką weszły pierwsze a potem ciągnęły Lèę do środka Isolde i Laure skłoniły się nisko, tylko Lèa stała bez ruchu czuła na sobie również wzrok króla. Król Marcel...pomyślała. Więc​ tak on wygląda. Miał czarne jak noc oczy, cera była ani blada ani ciemna...taka...kremowa. Włosy króla były w kolorze drzewa rozjuszonego promieniami słońca taka sama była delikatna broda. Jest taki przystojny.. pomyślała Lèa. Król patrzył na nią i na początku pomyślał że śni.. że anioł zstąpił z nieba aby załagodzić jego sen. Patrzyli na siebie i nie dowierzali. Czy zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia? Czy to w ogóle możliwe? Oboje poczuli że miękną im nogi. Zakochali się w sobie.

Zapach królowejNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ