- Ilu?

- Czterech nie żyje, a ośmiu ciężko rannych. Na szczęście, chwalić przodków, ich stan jest stabilny. Lekarze mówią, że dobrze rokują, ale w pięciu przypadkach nie obejdzie się bez rehabilitacji.

Kontradmirał obejrzał się nieznacznie. Jego twarz nadal pozostawała w cieniu, jedynie bystre oczy odcinały się od sylwetki. Uśmiechnął się półgębkiem.

- Rozumiem. Przekażemy kondolencje rodziną ofiar i wspomożemy pokrzywdzonych. Junta dba o swoje zbrojne ramie.

- Tak jest! Pozwoliłem sobie przesłać zrobiony przeze mnie wykaz poszkodowanych i zabitych. Pogrupowałem ich i w jasny sposób wymieniłem poniesione przez nich szkody.

- Bardzo dobrze, poruczniku. Dziękuję – mężczyzna oparł dłoń na parapecie. Model CSV34I Nivin, pierwszego vilkańskiego statku kosmicznego, wyglądał jakby miał zaraz wystartować. Kontradmirał pogładził dokładnie odwzorowany kadłub i skinął głową. – Kontynuujcie.

Padavet przestąpił z nogi na nogę. Nie zwykł mówić do czyiś pleców. Równie dobrze mógł zdawać meldunek do lustra albo próżni.

- Po stronie cywilów straty wynoszą dwóch zabitych w strzelaninie vilkan, siedmiu akrosian i czterech neklorian. Rannych ponad dwadzieścia osób. Na zapleczu znaleziono martwą amakankę. Striptizerkę z lokalu – uściślił. – Współpracownice zeznały, że pomimo zakazów zakrwawionej evoinki, próbowała się skontaktować z osobami z zewnątrz. Wymieniły parę zdań, po czym Qamisha miała zsunąć się na ziemię i skonać w mękach. Wstępna sekcja wykazała, że spłonęła od wewnątrz.

Kontradmirał wzdrygnął się nieznacznie. Przejechał pazurzastym palcem wzdłuż blizny ciągnącej się przez cały lewy policzek i boczy płat żuchwy.

- Więc naprawdę zdjęli suce obrożę – mruknął pod płaskim nosem do siebie.

- Straciliśmy pięć najnowocześniejszych aut, trzy inne muszą natychmiast zostać oddane do naprawy. Do tego uszkodzenia budynków, zniszczenie licznego mienia publicznego i prywatnego – wymienił na jednym wydechu. – Zdam szczegółowy raport po dokładniejszym zbadaniu sprawy.

- Co z nagraniami z rozmowy Viktima, Quelen'talar i Agrira?

- Zgrane na osobny rdzeń i przesłane do wskazanych osób.

- Nagrywający? – spytał głuchym głosem.

- Nie żyją. Wypadek w drodze do domów.

Kontradmirał westchnął ciężko i zgarbił się. Nie podejrzewali, że wrogowie publiczni numer jeden poruszą nieporządne tematy i zagrają z kapitanem Inferno w otwarte karty. Nie było winą pracowników łączności, że usłyszeli coś, czego nie powinni. Vilkanin spojrzał na przedzierające się przez drzewa światła altanki. Wielka władza to odpowiedzialność, niosąca ze sobą wielkie tajemnice, a one ogromne możliwości i często haniebne decyzje, przez które ręce są zbroczone krwią niewinnych.

- Tamci vilkanie nie powinni byli zginąć – mężczyzna zacisnął szczękę, uderzył pięścią w parapet. – Wiesz, czym jest śmierć, która nie powinna mieć miejsca?

- Nie.

- Zapowiedzią złych i okropnych czasów.

Zapadła cisza.

- Kontynuuj, poruczniku.

Padavet przysłonił wargi pięścią. Odchrząknął.

- Znaleziony w aucie pi'ad Viktima został przekazany do analizy. Jutro dostarczą up'ada, dostarczonego na komisariat przez tuziańskiego robotnika z przedmieść przemysłowych. .

Linnutee: Obiekt PatriarchaWhere stories live. Discover now