Niepowodzenie

58 7 1
                                    

Okno wychodziło na rozległy ogród, stworzony na otoczonym ze wszystkich stron murem dachu niższej kondygnacji wieżowca. Równo przystrzyżony trawnik oddzielały symetryczne alejki, przeplatające się i łączące z placykami. Błękitne światła zadaszonych altanek przebijały się przez rozłożyste drzewa. Rozrośnięte krzewy porastały brzegi sztucznych stawów pełnych kolorowych rybek. Miejsce wytchnienia pośrodku wielomilionowego, rozświetlonego miasta w najpilniej strzeżonym budynku. Istna utopia dla nielicznych wybranych.

Sonda podleciała do stojącego z rękoma splecionymi na plecach mężczyzny w mundurze. Vilkanin przeniósł spojrzenie na zachmurzone niebo. Kłębiące się obłoki przesłaniały jego ulubiony widok nocnego nieboskłonu. Przez nieliczne prześwity wpadało blade światło, by w połowie drogi rozproszyć się i stać niewidocznym dla oczu.

- Przyszedł porucznik Padavet Luvius – oznajmiła sonda.

Mężczyzna spojrzał na swoje odbicie, ignorując granatową soczewkę maszyny. Głębokie bruzdy powstałe od trosk i pojedyncze blizny bitewne znaczyły surową twarz mundurowego. Dla niego były pamiątką lat młodości, dla innych sygnałem do okazywania należnego szacunku i respektu. Vilkanin poprawił odznaki i wygładził rękawy. Wyprostował się i uniósł wysoko głowę. Musi prezentować się w sposób nienaganny i budzący respekt. Zawsze, niezależnie od miejsca i sytuacji. Pozycja zobowiązywała.

- Niech wejdzie – polecił.

Do nowocześnie urządzonego gabinetu wkroczył wysoki żołnierz w uniformie charakterystycznym dla marynarki galaktycznej. Zasalutował do pleców zwierzchnika i stanął na baczność. Zerknął kątem oka na zakamarki ciemnego biura. Jedyne źródło światła stanowiła lampa składająca się z dwóch spiralnych pręcików izolacyjnych naszpikowanych elektrodami, pośrodku których skakały i krzyżowały się wątłe ładunki elektryczne.

- Spocznijcie, poruczniku.

Mundurowy rozstawił szerzej nogi i skrzyżował dłonie na lędźwiach. Wypiął szeroki tors do przodu i przywdział maskę pewności. Tak naprawdę w środku cały się gotował. Na pozór przyjazny ton przełożonego nie ukoił skołatanych nerwów i rosnących obaw, zwłaszcza w obliczu informacji z jakimi przychodził.

- Rozumiecie, panie Luvius, czemu chciałem, żebyście osobiście przekazali mi informacje?

- Tak jest! Oczywiście, kontradmirale.

- Jak się sprawy mają? Chcę usłyszeć szczegółowy raport, bez zbędnych ubarwień i przeciągnięć. Liczą się konkrety. Na konkretach zbudowaliśmy naszą cywilizację i staliśmy się potęgą po Wielkiej Wojnie. Zapamiętajcie to, Luvius. Zwięzłość przekazu to klucz do sukcesu – uniósł boczny płat żuchwy. – I mówcie normalnie – dodał surowym głosem.

Sonda podleciała bliżej Padaveta. Skaner soczewki oświetlił twarz vilkanina. Pi'ad na przedramieniu wyglądającego przez okno mężczyzny mignął, łącząc się z maszyną i pobierając nagrywaną rozmowę.

- Tak jest! – skinął głową.

Rysy twarzy porucznika odtworzyły się dokładnie na hologramie. Z tą różnicą, że zielone odbicie poruszało ustami w niemej odpowiedzi.

- Straciliśmy trzech komandosów podczas akcji przeprowadzanej w Odwróconym Suwerenie. Dwóch brało udział w próbie zatrzymania zbiegów na piętrze, jeden należał do głównej grupy uderzeniowej – mimowolnie zerknął na osobliwą lampkę. –Trzech odwieziono do szpitala, z czego dwóch odniosło powierzchowne obrażenia, jeden został na dłuższej obserwacji – Luvius skrzywił się nieznacznie. Światło skanera zaczynało powoli działać mu na nerwy. – Sprawy mają się gorzej, jeśli chodzi o pościg.

Linnutee: Obiekt PatriarchaWhere stories live. Discover now