- Skończyłaś? - spytała, spoglądając na mnie przez ramię. Przytaknęłam w odpowiedzi z rozszerzającym się uśmiechem na ustach.

Ostatniej nocy mój szop najwyraźniej przeszedł na nocny tryb. Po wyrazie jej twarzy jednoznacznie stwierdziłam, że w pewnym momencie była bliska zaśnięcia. Aczkolwiek jej mięśnie reagowały za każdym razem, kiedy muskałam je dłońmi. Z niechęcią zeszłam z tymczasowego siedziska, wycierając niepierwszej czystości ręce. Chwyciłam ciemną koszulkę, wiszącą na krześle przy biurku oraz podałam prawowitej właścicielce.

- Sama oceń - poleciłam, gdy usiadłam na łóżku.

Wstając schowała piersi za odzieżą oraz podeszła do lustra. Fakt półnagiej Lexy, uprzednio leżącej pode mną był wysoce dekoncentrujący. Kuszący zaledwie swoją obecnością deser, bytujący tuż przed oczami. Jakbym powróciła do młodzieńczych lat, a rodzice krzyczeli na mnie, że zanim dobiorę się do słodkości muszę zjeść obiad. Wielokrotnie przegryzałam wargę bądź gryzłam wewnętrzną stronę policzka, aby nie zainicjować kontaktu między moimi ustami a jej seksownym ciałem.

Przyznaję się bez bicia, pozwoliłam sobie na wypicie paru drinków. Jednakże pilnowałam się na tyle, by pamiętać wydarzenia, mające miejsce po naszym powrocie z imprezy urodzinowej. Nie miałam intencji upić się do nieprzytomności. Nie popełnię więcej tego błędu, nic dobrego z tego nie przychodzi, nigdy. Taką lekcję wyciągnęłam z Mount Weather, baru zlokalizowanego w świecie rzeczywistym.

Pamiętałam doskonale pożądanie odzwierciedlone w szmaragdowych tęczówkach, nierówny oddech uciekający z płuc w czasie krótkotrwałych przerw między namiętnymi pocałunkami. Zachowałam w pamięci reakcję jej organizmu na styczność z moimi dłońmi, drżące pod palcami ciało. Zaś najbardziej zapadł mi w pamięć moment, w którym naparła na mnie na tyle mocno, żeby moje nogi spotkały się z drewnianymi częściami łóżka. Pomimo ciemności w pokoju moje źrenice zwężyły się.

Wypowiedziała słowa, na które czekałam z upragnieniem. Aczkolwiek nie posiadałam stuprocentowej pewności, czy jest ze mną szczera. Równie dobrze mogły być to skutki wypitych procentów. Ja również nie byłam bez winy. Skoro oczekiwałam na nasz pierwszy stosunek tyle miesięcy, mogłam również zaczekać kilka następnych dni.

Ten wyjątkowy, wyczekiwany dzień przypadał dzisiaj. Upewniłam się, że moja matka pod wieczór będzie nieobecna w domu, a Woods posiadała niezagospodarowany czas. Dla dodania romantycznego aspektu mogłam zakupić zestaw świeczek, ale nie było to konieczne, ponieważ spora ich ilość aktualnie porozstawiana była po kątach mojego pokoju. Tożsamość osobnika, który cichaczem je przytaszczył była mi znana, aż nazbyt dobrze. Nie miałam o to do niej pretensji, oszczędziła mi wizyty w sklepie.

Nawiązując do nocy po przyjęciu, zasnęłam przytulona do Woods. Jej obecność uspokajała mnie i pozwalała momentalnie zasnąć, bez obaw przed koszmarami. Przykre czy też śmiercionośne wydarzenia związane z postapokaliptyczną Ziemią nie nawiedzały mnie od niemalże miesiąca. Owego zmierzchu przyśniła mi się okrutna zmora. Nie miała ona jednak związku z uprzednimi snami, które łączyła wspólna fabuła

Miejsce akcji było zupełnie odmienne. Zawodna pamięć nie pozwoliła mi zapamiętać szczegółów, lecz najważniejsze utkwiło mi w głowie niczym gwóźdź wbity w kawałek drewna. Późną porą spacerowałyśmy po wyludnionym mieście. Niespodziewanie wyskoczył zakapturzony osobnik, żądał pieniędzy. Nie miałyśmy przy sobie portfeli, ale jego to nie obchodziło. Wymierzył pistolet w moją klatkę piersiową. Kiedy rozległ się huk zamknęłam oczy. Nie poczułam bólu, wszak Lexa zasłoniła mnie własnym ciałem, przyjmując pocisk. Wykrwawiała się na moich kolanach. Uczucie niemocy rozrywało mnie na kawałki. Obudziłam się nad rankiem. Na policzkach pozostały ślady po łzach. Przestałam zamartwiać się snem, gdy ujrzałam smacznie śpiącą oraz zdrową Woods obejmującą mnie ramionami.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz