XII. Wróciłem, lecz nie wiem czy uda mi się zostać.

548 107 36
                                    

Zaraz wstawiam Epilog, więc wszystkich proszę o przeczytanie notki pod nim.
Naprawdę. To dla mnie bardzo ważne.

Cztery lata później.

J I M I N

— Jiminnie, zejdź już na dół! 

— Już biegnę, tato, czekaj! — krzyknąłem, wciskając na swoje ciało jasne jeansy i czarny golf. Poprawiłem jeszcze szarą grzywkę, wpadającą mi do oczu i stwierdziwszy, że jestem już w pełni gotowy, złapałem za telefon, a następnie opuściłem pomieszczenie. Zbiegłem po schodach z prędkością światła, z ledwością docierając do drzwi frontowych. 

Złapałem za pierwsze lepsze trampki i nasunąłem je na bose stopy, co ojciec skomentował cichym parsknięciem. Zignorowałem go i tak samo szybko jak wcześniej wybiegłem z pokoju, tak samo szybko wparowałem do wnętrza białego mercedesa. Siedziałem niczym na szpilkach, a powolne kroki Park Hyungbina tylko mnie dobijały, bo cholera jasna, ile można się wlec po tym chodniku?

— Rusz się tato! Ile można czekać? — pisnąłem, uchylając drzwi. 

— Yoongi na pewno wytrzyma jeszcze kilka minut, a poza tym, zrobiłbyś mi w końcu łaskę i zdał na prawo jazdy. Nie zamierzam cię wozić aż do śmierci. Nie jestem darmową taksówką. — burknął, siadając na miejscu kierowcy, tuż obok mnie. Trzasnąłem drzwiami i skrzyżowałem ramiona, patrząc przed siebie. 

— Czekam na niego już tyle lat, bądźże dla mnie litościwy, ojcze. — mruknąłem.

— Nadal zastanawiam się, co ty w nim widzisz.

— Dużo, wiesz? 

— Jeśli lecisz na niego, bo ma dużo w spodniach, to gratuluję wyboru. Będziesz musiał skakać wysoko i sprawnie. — odpowiedział Hyungbin, na co niemalże zachłysnąłem się własną śliną. Takie słowa z ust mojego ojca, to coś niecodziennego. Zresztą jest on zbyt wielkim pedantem i kulturalnym burżujem, żeby wysławiać się w ten sposób. To jakiś pieprzony cud, iż wytrzymał ze mną tyle czasu.

— Borze szumiący, tato! 

— Dobra, cicho bądź. Gderasz więcej i piszczysz bardziej niż Yerim. To okropne. — westchnął, zanim odpalił w końcu silnik. 

Podczas podróży nie odzywaliśmy się do siebie więcej. Mój ojciec był zbyt zajęty paleniem papierosów i prowadzeniem, podczas kiedy ja litościwie oddałem się wspomnieniom.

Cztery lata temu, kiedy zostałem z Yoongim sam na sam w jego samochodzie, widziałem go po raz ostatni. Obudziłem się wtedy nad ranem w swoim łóżku, wraz z toną malinek na szyi i śladami krwi na pościeli, co w tamtej chwili dość mocno mnie zaniepokoiło. Nigdzie nie było mojego narzeczonego, mimo że część jego garderoby walała się po podłodze. Pamiętam tylko, że szybko się ubrałem i zbiegłem na dół, gdzie czekali na mnie policjanci, wraz z moim ojcem i rodzicami Yoongiego. Wtedy mój świat po raz kolejny się załamał i przez kilka długich miesięcy nie byłem w stanie opuścić swojego pokoju.

W tamtym okresie czasu odwiedzali mnie Taehyung i Seokjin wraz z Jungkookiem, który miał nie lada wyzwanie, aby wejść po schodach na górę. Aczkolwiek silny Tae razem z Jinem u boku mu pomagali, i wepchanie wózka inwalidzkiego na górę nie było tak naprawdę niczym trudnym, jak mogłoby się wydawać. 

Właśnie, odnośnie vkooków. 
Kim oraz Jeon przez długi czas nie dawali nikomu oznak życia, dopóki sprawa z Hoseokiem się nie wyjaśniła. Dopiero po tym wrócili do miasta i zamieszkali razem w jednym z bloków, tuż koło naszej starej bazy wypadowej. Natomiast Namjoon wyjechał do Busan w poszukiwaniu szczęścia jako undergorundowy raperzyna, nie patrząc nawet na najstarszego Kima, który do tej pory siedzi w dołku, ponieważ nie udało mu się wyznać tak dużych uczuć względem niego. Z tego co wiem, to nadal się ze sobą nie kontaktują, a mi kraja się przez to serce, ponieważ widzę jak bardzo brunet ubolewa po jego stracie. 

Ogółem to stworzyliśmy sobie małą grupkę niespełnionych uczuciowo ukesiów (pomińmy, że w tej grupie byłem tylko ja i Seokjin, bo Taehyung co rusz zaliczał tyłek Jeongguka), i bawiliśmy się w swoim towarzystwie nadzwyczaj świetnie. Dopóki Kim nie popełnił samobójstwa. 

Z tamtego dnia pamiętam tyle co nic, wszystko jak przez mgłę. Jedynie same głupie śmiechy z Taehyungiem i nagłe znalezienie Seokjina, który wisiał na potężnym, szklanym żyrandolu w jego mieszkaniu. Do tej pory nie wiemy dlaczego to zrobił, ponieważ list, który zostawił był tylko i wyłącznie skierowany dla Namjoona, i to on miał stwierdzić czy podzieli się z nami tą informacją, czy będzie miał wyjebane i tego nie zrobi. 
Oczywiście byłoby fajnie, gdyby przyjechał na pogrzeb oraz do notariusza, aczkolwiek tego nie zrobił. Nawet jeśli wysyłaliśmy do niego miliony smsów dziennie.

A Hoseok? Hoseoka już nie ma.

W noc, w czasie której straciłem Yoongiego, zniknął także Jung pod osłoną srebrnego noża z rąk Mina, który w napadzie szału zrobił z niego nowoczesny kalendarz. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nie znaleziono konkretnych dowodów, iż dokonał tego blondyn, a i tak został wciśnięty za kratki. Nie mam wielkiej wiedzy w kwestiach sądów oraz procesów, ale do tej pory coś mi nie pasuje w całej tej sytuacji.

***

—No idźże w końcu, Jimin! 

— Ale tato, tam jest Yoongi.. Mój Yoongi, rozumiesz?— powiedziałem cicho, starając się panować nad głosem, który tak czy inaczej na sam koniec mi się załamał. Nagle cała radość ze mnie wyparowała, a zastąpiło ją przerażenie i smutek, który odczuwałem te cztery lata temu, widząc, jak mojego narzeczonego zamykają w więzieniu.

— Kurwa, albo to zrobisz, albo sam cię stąd wyrzucę, zaprowadzę do niego osobiście i łapiąc was obydwóch za łby, zrobię upragniony yaoistkowy pocałunek! — przełknąłem ślinę, patrząc na stojącego chłopaka kilka metrów dalej. Min zmienił kolor włosów na miętowy, a jego waga po raz kolejny uległa zmianie. Nabrał po prostu masy i nie topił się w ubraniach, tak jak za czasów liceum.

W końcu wziąłem wdech i otworzyłem drzwi, zaraz je za sobą zamykając. Podniosłem wzrok i napotykając kocie oczy Yoongiego, normalnie wrosłem w podłoże. Nie wiem ile tak stałem i wpatrywałem się w niego, ale kiedy w końcu Min się do mnie uśmiechnął, po czym rzucił torbę gdzieś w bok, w końcu się ocknąłem. Przygryzłem dolną wargę, widząc jak ten się do mnie zbliża. Czy byłem szczęśliwy? Gdzieś w głębi na pewno, bo w końcu czekałem na niego jak ten mały, wierny pies i nie dochodziła do mnie nawet myśl, iż wcześniejszy blondyn może już nie wrócić. Czy byłem zły i przestraszony? Jak cholera.

— Jiminnie.. Tak cholernie za tobą tęskniłem.— usłyszałem jeszcze, zanim wyższy objął mnie ramionami i mocno do siebie przytulił. Tym razem wszystkie uczucia jakie się we mnie skumulowały, dały upust po niecałej sekundzie. Wtuliłem się w ciało wyższego i rozbeczałem jak dziecko, zaciskając dłonie na jego bluzie. 

— Nie zostawiaj mnie więcej, rozumiesz?! Nigdy więcej tego nie rób! — krzyknąłem zdruzgotany. Min tylko głośno westchnął, po czym przejechał smukłymi palcami po moich plecach, opuszkami palców wykonując na nich różnorakie wzory.

— Wiesz, Jimin, wróciłem. Lecz nie wiem, czy uda mi się zostać.   

— Co masz na myśli? — wyszeptałem. — Nie rób ze mnie durnia, bo osobiście ci przypierdolę i żaden ortodonta nie wstawi ci nowych zębów, kiedy nawet dziąsła rozniosę. — zagroziłem, odsuwając się od niego na krok. Min uśmiechnął się dziąsłowo, po czym ujął moją twarz w swoje kościste dłonie i starł z niej łzy tymi swoimi bladymi knykciami.

— Wróciłem do ciebie, ale nie wiem czy uda mi się zostać, ponieważ zaraz znowu zatopię się w miłości do ciebie.  

— Jesteś kretynem. — fuknąłem.

— A ty moim małym mochi. A teraz poczekaj, muszę zrobić coś, na co czekałem tak bardzo przez te pieprzone cztery lata.  — powiedział szybko, zanim przycisnął swoje rozgrzane wargi do moich. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tym pięknym stanem i objąłem szyję wyższego, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej.   

— Wszędzie pedały. Dobra, wszystkiego gejowego na nowej drodze życia! — usłyszałem tylko głos ojca, po czym kompletnie oddałem się ciepłym ustom mojego narzeczonego. 

❝PRZEZNACZENIE SAMOTNOŚCI❞  yoonmin + yoonseokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz