Ostatki sił

31 0 0
                                    

-Peeta, rusz się!- Krzyczała z kuchni kiedy brałem prysznic.

Zacząłem szybko spłukiwać z siebie pianę o zapachu miodu i po kilku sekundach wyszedłem z łazienki z mokrymi włosami w samych bokserkach.

Założyłem szybko pierwsza lepsza rzecz i pojawiłem się w kuchni przed Katniss w rozciągniętej szarej koszulce.

-Słów mi brak na to jak źle wygląda... PEETA, TYLKO NIE TO- Na jej twarzy malował się autentyczny gniew. Patrzyła w stronę podłogi kilka centymetrów za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem gigantyczną kałuże wody... na nowych, drewnianych panelach.

Uśmiechnąłem się niepewnie.

-Przesuń się niezdaro...-Warknęła i przesunęła mnie w bok. Chwilę potem  uklękneła i zaczęła wycierać ścierką wodę.

-Zostaw to- Powiedziałem podnosząc ja w górę za nadgarstki. Była zła. Puściłem ją.

-Uważaj, proszę Cię- Zawarczała.

-Posprzątam, za sekunde.

-Teraz mi pomóż, bo za chwilę woda zniszczy paneee...-Zamknąłem jej usta krótkim pocałunkiem.

-Nic się nie stanie, to tylko trochę wody- Powiedziałem jak się od niej oderwałem.

-Jesteś skutecznym rozpraszaczem uwagi- Jęknęła, a zaraz potem pokazała palcem wskazującym prawej ręki kałużę.

Tak oto zaczęły się godziny meczarni, które moja ukochana nazywała porządkami. Wszystko aż lśniło. Talerze, podłogi, okna. WSZYSTKO. Przesada. Niestety Katniss jest na tyle uparta, że dałaby radę poskromić moje argumenty na temat sprzątania zanim bym je w ogóle wypowiedział. Właśnie dlatego nie odezwałem się ani słowem i właśnie dlatego nasz dom w wiosce zwycięzców błyszczał na kilometr. W wiosce stało mnóstwo identycznych domów. Oczywiście tylko trzy były zamieszkałe. Nasz, mojej teściowej, która prawie cały czas podróżowała po dystryktach, i wiecznie pijanego Haymitcha. Kochałem tą wioskę. Kochałem dwunasty dystrykt. Kochałem wszystkich których wymieniłem. I kochałem Katniss. Na tyle, że gdyby chciała zostawić mnie dla Gale'a nawet nie powiedziałbym słowa. Jej szczęście było zawsze najważniejsze. TAK JAK JEJ BEZPIECZEŃSTWO. A niestety, nie oszukujmy się, Gale był lepiej zbudowany niż ja,  więc miałby większe szanse ja ochronić. Ja zawsze byłem od niego zwinniejszy. Przynajmniej dopóki nie straciłem nogi...

-Peeta- Powiedziała aksamitnym głosem.

-Hm?

-Jest już 20, więc raczej teraz nie damy rady, ale... pójdziemy jutro do Haymitcha?- Zapytała zza drewnianego ladu w kuchni. Ubrana w pasiasty komplet i z rozwalonym koczkiem na głowie wyglądała uroczo. Jak mogłem się nie zgodzić?

-Oczywiście- Powiedziałem i zaczęłem wpatrywać się w jej szare tęczówki.

"Szare. Głębokie. Piękne. Jak wiosna, jak owoce i las. Jak owoce leśne. Jak jagody, jak łykołaki. Jak Igrzyska... Jak... Jak śmierć... Jak... J-jak...". Moje myśli błądziły wszędzie. Moje ciało zaczęło drgać, temperatura wzrosła. Wszystko mnie bolało, jakby w całym moich ciele rozpływała się trucizna. Jakby... Jakby ukąsił mnie cały rój gończych os, naraz, wszędzie. Oparłem się plecami o ścianę i zjechałem ciałem na podłogę. Zacząłem szarpać się za włosy. Wszystko bolało. "Jak to zakończyć? Aaaaaaa. Jak to zakończyć?! Rozładować emocje, na kim, na kimś kto zasługuje na śmierć! K-Katniss zasługuje... Ah!" Nienawidziłem siebie za to, ale nic nie pomagało, nic nie działało. Rzucałem się po podłodze skulony szarpiąc swoje blond włosy. "NIE PEETA, TAK PEETA. ZABIJ SIĘ, NIE! ZABIJ JĄ". Wstałem. Wszystko mnie paliło. Gardło, oczy, skóra, oddech. I myśli.

-UCIEKAJ- Wywarczałem spod zębów.

Usłyszałem zatrzaskujące się drzwi, a to podziałało na mnie jak płachta na byka. Żeby się uspokoić znowu szarpnąłem się za włosy. Padłem na kolana i robiłem niewidzialne szlaczki na podłodze zplecionymi rękami.  Głowę schowałem między kolana. "NIE PEETA. Jesteś PEETA MELLARK. Nie żaden zmiech. PEETA". Nie do końca się uspokoiłem, ale wystarczająco, aby podać sobie lek z kapitolu. Podczołgałem się do szuflady w kuchni, wyciągnąłem zastrzyk ze szmaragdowym płynem i zanim mój wewnętrzny zmiech zdążył zaprotestować, poczułem ukucie a fala spokoju i zimna rozlała się po moich żyłach. Chwilę później straciłem przytomność

***

Obudziłem się w pokoju z pianką na ścianach i z tylko jedna rzeczą - dwuosobowym łóżkiem. Miał on zamknięcie od zewnętrznej strony drzwi. Słabe jeśli chodzi o złodziei, dobre jeśli chodzi o rzucającego się Peete. Po atakach mieszkałem zwykle przez kilka dni w takim pokoju na górze naszego domu. Na początku byłem sam. Na szczęście lekarze szybko zorientowali się, że musi być obok mnie ktoś na kim mi zależy, bo z powrotem dostaję szału.
Patrzyłem się w sufit. Byłem jeszcze oszołomiony po lekach. Nagle materac pode mną drgnął i poczułem coś na klatce piersiowej. Spojrzałem w dół. Burza wlosów i dłoń, przytulające sie do mnie.

-Jak tam Peeta?- nie podniosła głowy.

-Przyjemnie. Ale też trochę głodno.

-Kaleczysz język i karzesz mi wstawać, naraz? Czeka Cię wieczne potępienie.

Przytuliłem ją do siebie. "To nie wstawaj tylko zostań tutaj ze mną"- powiedziałem. Przytuliła się mocniej.

***

Gdy w końcu wstaliśmy, Katniss ze smutkiem stwierdziła, że w moim krytycznym (to jej słowa, ja czułem się dobrze) stanie nie możemy pójść do Haymitcha. I w tamtym momencie zadzwonił telefon. Katniss podbiegła do naszego klasycznego, ozdobionego drewnem telefonu domowego. "To Effie". Tylko tyle dobrego wyczytałem z twarzy Katniss. Reszta to były strach, przerażenie i niedowierzanie. Gdy skończyła była blada jak ściana i miała mokre policzki. Chwyciłem ją za ramiona i zapytałem co się stało.

-Haymitch pojechał parę dni temu do Kapitolu. Nikomu nie powiedział ani słowa. Chciał się spotkać z Effie. Upił się i... i...-  wytarła łzy - leży w szpitalu w złym stanie po zderzeniu z autem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 12, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

"Zaufaj mi"- ff Hunger GamesWhere stories live. Discover now