- To twój kot? – spytał wyższy, unosząc na rękach szarego włamywacza.
- Tak. Cały czas ucieka, boi się ludzi – brunet pokręcił głową zrezygnowany.
- No popatrz, ze mną jakoś wytrzymała – starszy zaśmiał się, trzymając kotkę jak małe dziecko, a ta wtuliła się w jego tors ufnie, mrucząc cichutko przez palce, które smyrały ją za uszkiem, tak jak to kotki lubią najbardziej.
- To chłopiec! – oburzył się niższy, nadymając słodziutko w mniemaniu lekarza policzki i tupnął nogą jak przystało na każdą obrażoną dziewczynkę.
- Jestem weterynarzem, więc wydaje mi się, że coś takiego jak określenie płci kota nie powinno sprawiać mi problemu. To samica, około dwóch miesięcy, gatunek europejski krótkowłosy, nieszczepiona.
- Łoo – młodszy spojrzał z podziwem na mężczyznę. – Skąd to wszystko wiesz hyung?!
- Gatunek widać na pierwszy rzut oka, wiek po wielkości, płeć po dziurach z tyłu, a skoro nie wiedziałeś to domyśliłem się, że szczepiona nie była – tym razem to wyższy się zaśmiał, opierając kota o swoje ramię, a ten najzwyczajniej w świecie zasnął. – Jeśli chcesz, może być moją pierwszą pacjentką. Poświęciłem pół pokoju, na przerobienie go w gabinet. Jutro powinien przyjść sprzęt.
- A ile taki zabieg kosztuje?
- Hmm wszystko, co powinienem z nią zrobić, łącznie będzie jakieś 70600 won, ale dla ciebie mogę dać jakiś rabat.
- Nie będę tyle wydawał na kota. Kocham ją i bardzo się nią opiekuję, na pewno wystarczy ją zaszczepić!
- Ten kot, to twój przyjaciel. Dobrze, że chcesz się nią zająć, ale ona też potrzebuje co jakiś czas iść do doktora. Sprawdzę tylko, czy wszystko jest z nią w porządku, w końcu malutka potrzebuje kilku szczepień i odrobaczania. Naprawdę to nie jest dużo, w porównaniu do tego, co możesz później zapłacić, jeśli coś będzie z nią nie tak. Zaufaj mi, kocham te puchate kuleczki jak nic w świecie.
- No... Dobrze. Aish! Zapomniałem! Kim TaeHyung – zakłopotany chłopiec ukłonił się nisko, okazując szacunek starszej osobie
- Kim NamJoon. Chciałbyś może pokazać mi okolicę?
- Huh? Ale tu nie ma nic ciekawego. Tylko pola i łąki. W mieście musi być pięknie. Te duże wieżowce... reklamy... dużo ludzi, różnych ludzi, każdy wyjątkowy i o innych poglądach, mknący przez ruchliwe ulice w pośpiechu...tyle możliwości pracy i kształcenia...ahh chciałbym pojechać do miasta...
I tak właśnie wylądowali na wspólnym spacerze, po trawiastych zakątkach tego miejsca, odizolowanego od miejskiego zgiełku, o którym TaeHyung tak bardzo marzył, a od którego NamJoon chciał właśnie uciec.
Każdy z nich żywił niby zupełnie różne uczucia względem dużej metropolii, jednak były one zupełnie tak samo silne.
Przechadzali się powoli, ciesząc miłą chwilą. Zachodzące słońce tylko wzmagało przyjemną atmosferę, która utworzyła się między nimi. Starszy starał się jak najlepiej opisać miejskie życie, a młodszy łaknął opowieści z życia drugiego, prawie tak mocno, jak samego wyjazdu do stolicy.
Mimo takiej możliwości, nigdy nie był dalej niż w okolicznych wsiach, gdyż ich szkoła mimo swojej lokalizacji utrzymywała równy poziom z tymi najlepszymi, więc musiał starać się o dobre oceny, aby potem wyjechać na studia. Jego plany niestety nie miały szansy się spełnić, przez nagłą śmierć matki TaeHyunga, która zostawiła mu pod opieką połowę gospodarstwa, a ojciec jako już starszy człowiek, nie mógł poradzić sobie z takim brzemieniem sam. Tak więc, młody Kim postanowił zostać jednak w rodzinnej wsi, zapominając o swoich marzeniach, takich jak życia w małej kawalerce, będącej częścią jednego z tych imponujących wieżowców. Co wcale nie znaczyło, że nie chciał nadal wyjechać. Chciał i to bardzo, ale już dorosły Tae, świadom jest, jak wielka spoczywa nad nim odpowiedzialność, a i samo sumienie przypomina o pomocy ojcu, kiedy ten jej potrzebuje.
Jednak weterynarz zdawał się wcale nie przeżywać teraz tęsknoty za Seulem, a jedynie radość z możliwości wyrwania się od tych przepełnionych brakiem czasu i uczuć ludzi. Cieszył się, mogąc wreszcie zostawić książki i poczuć się w końcu wolnym. Nikt nie siedział nad jego zmęczoną głową i nie zmuszał do cięższej niż jego możliwości pracy. Nikt nie mówił mu, co ma robić, na kiedy i jak. Teraz jest tutaj i będzie robić wszystko po swojemu. Z myślą, że teraz tylko on jest panem swojego życia, podziwiał piękne, naturalne widoki, jakie oferowała mu wieś.
Mężczyźni bardzo dobrze się dogadali, tak jak mówiła ekspedientka, polubili się i to nawet bardzo. Nam już wiedział, że każdy jego dzień tutaj, musiał będzie być przyozdobiony chociaż cieniem tego kwadratowego uśmiechu, który poszerzał się ilekroć starszy wspominał cokolwiek o codziennym staniu w korkach, czy też biegających środkiem ulicy ludziach.
Młodszego to fascynowało, ciekawiło, chciał zobaczyć to na żywo, a nie tylko w dramach. Może i NamJoon nie wychwalał zbytnio swojego poprzedniego miejsca zamieszkania, jednak brunet pewien był co do swoich marzeń. Życie w mieście musiało być o niebo ciekawsze, od monotonnego wstawania rano, wypasania krów, sprzątania i tak w kółko.
- NamNam hyung... zabierzesz mnie kiedyś do Seulu?
- Znamy się dobre pół godziny, nie mów do mnie hyung.
- Dlaczego? Przecież jesteśmy teraz sąsiadami, będziemy się pewnie często widywać.
- Po prostu to dla mnie trochę dziwne, że przy pierwszym spotkaniu nazywasz mnie swoim hyungiem
- Yah, czy wszyscy miastowi są tacy sztywni?
- Szczerze mówiąc, to ja jestem z tych luźniejszych – zaśmiał się, obejmując niższego ramieniem – Nadal tak ci spieszno do miasta?
- Tak! Chcę zobaczyć jak tam się żyje!
- Głupek. Żeby naprawdę poczuć miasto, musiałbyś tam mieszkać dobre dwa miesiące. Kto się zajmie krówkami?
- No... to znajdę kogoś na zastępstwo!
- Ajajaj, twoja główka chyba nadal jest dziecięca, co?
- Dużo osób mi to mówi. Ale wiesz co?! Podobno dzięki temu jestem jeszcze bardziej uroczy! – Faktycznie. Młodszy wyglądał przeuroczo. W głowie NamJoona zrodziła się myśl, że ten chłopiec mógłby z nim założyć śliczną rodzinkę.
Taki właśnie był Kim NamJoon. Wybiegał planami daleko w przyszłość, nie myśląc nawet o prawdopodobności ich realizacji. Ile to już razy jego przyjaciele, czy nawet rodzice słuchali o planach ślubu, wizjach wspólnego mieszkania i adopcji dziecka. Nigdy nawet nie doszło do dłuższego związku. On lubił planować, czuć, że ma jakiś cel. Cel odnośnie tej jedynej, jego zdaniem osoby. Każdy chłopak, który chociażby się do niego uśmiechnął, stawał się potencjalnym kandydatem na męża.
I to wcale nie tak, że chciał szybko brać ślub i się ustatkować. Po prostu, zawsze, kiedy kogoś poznawał, miał nadzieję, że to właśnie ta jedyna osoba. Jego serduszko zbyt łatwo przywiązywało się do ludzi, którzy po prostu odchodzili jeden za drugim, raniąc niczemu niewinnego Nama.
A on? Nie załamywał się. Sprawiał pozory całkowicie nieruszonego, kolejną porażką. Dopiero, kiedy w nocy uświadamiał sobie, że miejsce obok jest puste i pewnie jeszcze długo będzie, docierało do niego, iż nie chce być samotny. Potrzebuje osoby, która się nim zajmie i którą on będzie mógł się zająć. Dlatego postanawiał od nowa szukać, od nowa się zakochiwać i od nowa być ranionym, przez zbyt wybiegającą w przyszłość wyobraźnię.
Taehyung wydawał mu się być idealny. Śliczny, zabawny, uroczy i ciekawy świata. Każdy jego uśmiech, czy też westchnięcie padające z jego ust były dla weterynarza kolejnymi i kolejnymi argumentami za tym, dlaczego musi za niego wyjść. I mimo tego, że znają się od niecałej godziny, on już wyobrażał sobie jak ich dzieci biegają radośnie po tej łące, którą właśnie się przechadzali. Tylko dlaczego, skoro nawet sam NamJoon wiedział, że te plany skończą się jak zwykle, porażką?
YOU ARE READING
This is my cat
Fanfictionparing - VMon gatunek - fluff rozdziały w niedziele opis - Co się stanie, jeśli do mieszkania młodego weterynarza włamie się kot jego nowego sąsiada?
