2: łydki

1.7K 263 142
                                    

Taehyung bez humoru wpatrywał się w niekształtny omlet przed swoimi oczami. Musiał przyznać – ta breja imitująca jedzenie była niespecjalnym dowodem wdzięczności. Szczególnie w zamian za przygarnięcie pod swój dach praktycznie obcego człowieka.

Do teraz Taehyung nie miał pojęcia, jak jedna noc zamieniła się w miesiąc. Nawet trochę więcej. Pamiętał, jak w jednej chwili był spanikowany i chciał uciec jak najszybciej, a w drugiej gościnność Namjoona sprawiła, że naprawdę nie mógł się zdobyć na opuszczenie tego miejsca.

To było wręcz śmieszne. Taehyung nie należał do ufnych i naiwnych ludzi. Zwykle był czujny i wszędzie szukał jakiegoś podstępu. A typ, który bez pytań i zająknięcia po prostu cię przygarnia do siebie, chociaż masz całą koszulę we krwi i wyglądasz na obłąkanego, jest co najmniej podejrzany. Bo nie oszukujmy się, samarytanie nie istnieli w prawdziwym świecie. W prawdziwym świecie nawet mile wyglądająca staruszka może kopnąć cię laską w krocze i uciec z twoim portfelem.

Ale Namjoon? Cholera. Namjoon chyba urwał się z innego świata, bo przez cały ten czas był po prostu – bez żadnego podstępu i ściemy – miły. Naprawdę chciał pomóc. I Taehyung nie pamiętał, kiedy ostatnim razem ktoś był taki opiekuńczy względem niego. Bo po pierwsze to się nie zdarzało, a po drugie nawet na to nie pozwalał. Miał obsesję na punkcie samowystarczalności. Chryste.

Pamiętał, gdy zobaczył go po raz pierwszy pierwszego dnia po przebudzeniu się w tym miejscu – z aspiryną i szklanką wody na jego skacowaną dupę wyglądał prawie jak książę.

Taehyung od czasu do czasu naprawdę marzył o tym, by tamtego przeklętego dnia w klubie wypić dostatecznie dużo, by zapomnieć o całej tej feralnej nocy. W końcu nie powinien mieć wyrzutów sumienia, tak sobie przynajmniej wmawiał, bo w innym wypadku chybaby już dawno oszalał. Ale nie, skądże. Oczywiście, że wspomnienia miał tak ostre, jakby ktoś robił je lustrzanką. A bez kaca i tak się nie obyło, pomyślałby kto.

Obrazy z tamtego dnia wydawały mu się wygrawerować w głowie pernamentnie. Nie chciały zniknąć, tak samo jak czerwone plamy z jego koszuli. Namjoon kazał mu ją zostawić, wyrzucić, mówił, że pożyczy mu swoją albo kupią nową, ale Taehyung dalej maniakalnie ją szorował silnymi jak cholera detergentami, klęcząc na podłodze w łazience.

Po wszystkim miał całe poranione dłonie.

Długo nie mógł się zdobyć na to, by włączyć telewizję. W końcu jednak to zrobił. I wszystko okazało się prawdą – to nie był sen, to nie były figle zmęczonego umysłu.

Jednak dni mijały, a nikt go nie szukał. Nikt nie połączył go ze sprawą.

I dlatego ten poranek był taki groteskowy. Wszystko było nie tak. Była sobota, a niebo było bezchmurne. On – Taehyung – stał sobie przy kuchence i pichcił śniadanie. Miał na sobie za dużą i rozpiętą koszulę, która oczywiście należała do Namjoona i starszy chodził w niej do pracy w jakichś biurze dla ważniaków. Cholernie droga i elegancka, trzeba było dodać, Taehyung nigdy nie miał na sobie czegoś bardziej przyjemnego w kontakcie ze skórą. W powietrzu unosił się zapach świeżo sparzonej kawy, a na stole prężyły się dżem i pokrojone owoce. Nawet stał na nim wazon z pieprzonymi kwiatkami.

Nic nie było w porządku, więc czemu wszystko naokoło zachowywało się tak, jakby było?

Namjoon musiał o tym wiedzieć. Cholera, nie był głupi, właściwie Taehyung zdążył go poznać na tyle, by stwierdzić, że facet miał łeb nie od parady i naprawdę potrafił nim ruszyć. A jednak wciąż o nic nie pytał. Nic nie było w porządku, ale oboje chyba byli zbyt dobrymi aktorami. Można było powiedzieć, że codziennie układali dekoracje na swoje miejsce i grali idealnie według scenariusza.

roommates | yoonseok, vmonWhere stories live. Discover now