1: na lodzie.

2.9K 300 116
                                    

Umówmy się – to wcale nie tak, że Yoongi był zdesperowany. Skądże znowu.

Przecież to tylko wyrzucono go z mieszkania na mroźny jak cholera bruk. W środek zimy stulecia. Aktu, zresztą bardzo uroczyście, dokonała jego, zresztą już była, dziewczyna. Żegnając się, cisnęła mu w twarz plecakiem, a w swej wielkoduszności sama mu go nawet dzień wcześniej spakowała. Anioł, nie kobieta, naprawdę.

W ten sposób raz na zawsze pozbyła się go ze swojego życia, odcinając od ciepłego łóżka i pieniędzy.

Z dobrych wiadomości: miał tak mało rzeczy w plecaku, że z boku wyglądało to tak, jakby wyjeżdżał na kilkudniową wycieczkę, a nie został wyrzucony z domu. Przy odrobinie wyobraźni i dobrej woli mógł sobie wyobrazić, że znowu jest w podstawówce i wybiera się z klasą na kolonie.

Szkoda tylko, że rzeczywistość była mniej kolorowa, bo zakładała brak dachu nad głową w środku grudnia, gdzie dupa przymarzała do chodnika, tworząc nieodłączną i kultową parę jak keczup z frytkami.

Nic dziwnego, że jak wreszcie dowlókł swoje mizerne zwłoki do mieszkania Namjoona, przyjaciela z podwórka, to nie czuł już żadnej części ciała, a z tak czerwonym nosem mógł na spokojnie konkurować z Rudolfem o pierwsze miejsce w orszaku Świętego Mikołaja.

Zapukał więc do drzwi skostniałą dłonią, a gospodarz raczył mu ich uchylić całe piętnaście minut później. Yoongi liczył.

Nie bawiąc się w konwenanse czy powitania, znali się za długo na takie głupoty, wskoczył do środka, robiąc piękną mokrą plamę na środku przedpokoju. Dla efektu otrzepał się w tym miejscu ze śniegu, ignorując długie spojrzenie, jakie posłał mu Namjoon – niech sobie patrzy, jak lubi, na Yoongim to wrażenia tak czy owak nie robiło.

Zanim padło chociaż jedno słowo rzucił się na najbliższy kaloryfer, oplatając go ciałem jak spragniony miłości koala. W końcu był singlem, nikt mu nie mógł zabronić szukania nowej miłości. Ta na ten przykład była przykuta do ściany, więc nie mogła wymienić zamków w drzwiach i zablokować numeru komórkowego.

Jakiś postęp po jego ex, a minęła dopiero godzina od ich rozstania. Nikt nie mógł zarzucić Yoongiemu, że nie starał się wyciągać odpowiednich wniosków.

Tymczasem Namjoon zamknął za nim drzwi bez słowa. Zamiast cokolwiek powiedzieć czy skomentować skierował się do kuchni, gdzie wlał mleko do garnka, po czym postawił je na ogień. W międzyczasie, zanim zrobiło się ciepłe, zmył podłogę mopem i wrócił, by zrobić Yoongiemu gorącego kakao.

Prawdopodobnie tak postępowali przyjaciele względem siebie.

Mężczyzna poszukał mu jeszcze grubych zimowych skarpet i zrobił coś do jedzenia, na miarę swoich kiepskich umiejętności kulinarnych, po czym pozwolił chłopakowi na odzyskanie częściowego czucia w kończynach, zanim w końcu zapytał.

A Yoongi, jak zwykle, opowiedział mu o wszystkim.

- I co masz zamiar teraz zrobić, hyung? – spytał Namjoon z troską, gdy ten skończył mówić.

Yoongi skończył zasysać gorący makaron do ust, po czym odstawił miskę na stół z brzdękiem. Coś do zalania – specjalność Namjoona na każda okazję, urodziny, wesela czy chrzciny.

- A co, wyrzucasz mnie? – spytał, mlaszcząc. – Tej przybłędzie pozwoliłeś tu zostać na zawsze, a swojego najlepszego ziomka od lepienia kozackich babek w piaskownicy chcesz, nie wspominając nawet że geniusza, wykopać za próg?

- Ogólnie rzecz biorąc te ściany nie są na tyle grube, by cię zagłuszyć. A nawet gdyby były, to jecie przy otwartych drzwiach – odezwał się ze zrezygnowaniem jakiś głęboki i niski głos, którego właściciel gnił sobie na skórzanej kanapie przed telewizorem. Nogi miał rozłożone jak do rodzenia, na brzuchu trzymał wielką misję z czipsami, a oglądał jakiś dokument o rozmnażaniu zwierząt w egzotycznych zakątkach świata. Był w całkowicie domowej wersji: luźne portki i kaptur na głowie.

roommates | yoonseok, vmonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz