*Rozdział trzeci*

9K 294 25
                                    


Dzisiaj niedziela, ubrałam się w te rzeczy co noszę zazwyczaj. Nie obchodzę tego dnia po chrześcijańsku mimo, że zostałam ochrzczona, miałam komunie i bierzmowanie, ale jak dla mnie wszystkie cuda i tym podobne wydawają się nie możliwe. Zeszłam na śniadanie, które przygotowała Anabell. Po posiłku pomogłam jej posprzątać ze stołu, a potem poszłam do mojego pokoju i położyłam się z nudów na łóżku i wzięłam do ręki mój telefon. Przeglądnęłam chyba wszystkie social media jakie posiadam. Postanowiłam, że napiszę do Marth'y, przyjaciółki mojej zmarłej mamy.

Ja:
Hejka, co tam?

Martha:
Cześć mloda, wszystko w porządku, a tam?

Ja:
Trochę nudno, ale poza tym to jest okey 😊

Martha:
Cieszę się 😘

Ja:
😘

Martha:
Dobra ja spadam, bo za chwilę się do pracy spóźnię, papa.

Ja:
Pa pa 😘

Przeglądnęłam jeszcze moje social media po czym odłożyłam telefon i zasnęłam. Obudziłam się po dwóch godzinach, przyznam, że nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zeszłam do jadalni gdzie wszyscy już siedzieli przy stole, a ja poszłam w ich ślady i usiadłam na moim stałym miejscu.

-Właśnie mieliśmy cię wołać- powiedziała Clarissa, na co ja się tylko uśmiechnęłam i usiadłam do stołu. Zjadłam pyszny makaron z sosem pieczarkowym i wypiłam sok malinowy, a następnie włożyłam naczynia do zmywarki. Ruszyłam do mojego pokoju i po krótkim ogarnięcia się wyszłam do sklepu. Kupiłam sok brzoskwiniowy i chrupki kukurydziane, gdy wracałam słuchałam muzyki i tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. Poczułam przeszywający​ mnie ból, a potem nie widziałam już nic. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam biały sufit i nie białe ściany, a w pastelowych kolorach, a po chwili nade mną pojawiło się pełno ludzi informujących innych, że się obudziłam, no tak, byłam w szpitalu, nie obchodziło mnie w tym momencie moje zdrowie tylko to, że mój soczek i chrupki poszły się jebać na środku drogi i że zmarnowałam tylko pieniądze! Wiem, jestem dość specyficzną nastolatką.

-Nazywam się Jack Burton, miałaś wypadek i jesteś w szpitalu.- powiedział młody lekarz.

-Przecież wiem gdzie jestem i co się wydarzyło do cholery!- sorry, poniosło mnie.

-Spokojnie- uśmiechnął się nerwowo i podał mi leki na uspokojenie.- pamiętasz może numery do rodziców?

-Do ojca nie pamiętam, jest w moim telefonie.

-A do mamy?

-Ale ja kurna nie mam mamy!

-No dobrze, spisze z telefonu- powiedział po czym wziął z półki mój telefon i próbował go odblokować, ale na marne.

-5062002- powiedziałam po chwili, no muszę przyznać, że posiadanie jako blokadę swoją datę urodzenia to bardzo dobry i mądry pomysł. Lekarz spisał i odłożył telefon spowrotem na szafkę. Po około godzinie oznajmiono mi, że nic poważnego mi się nie stało i że mogę już wyjść do domu. Powoli wstałam i założyłam ubrania, które przywiózł mi tata, kiedy spojrzałam w lusterko delikatnie mówiąc się przestraszyłam i doznałam szoku. Wyglądałam jak potwór, włosy rozczochrane i brudne, a buzia też jakaś taka blada i dziwna. Zrobiłam sobie kitkę, założyłam buty i czym prędzej opóściłam to głupie pomieszczenie. Chociaż muszę przyznać że było wyjątkowo ładne jak na szpital. Po drodze zatrzymaliśmy się w Starbucks'ie i mój ojciec poszedł kupić mi kawę z czekoladą. Gdy dojechaliśmy już do domu od razu poszłam do swojego pokoju aby się położyć. Leżałam i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, strasznie nudno jest cały czas leżeć w łóżku. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę- powiedziałam- ooo, widzę, że nauczyłeś się pukać.

-No weź, gofry ci przyniosłem.- uśmiechnął się mój kochany braciszek.

-Dzięki- podziękowałam tylko z czystej grzeczności i od razu rzuciłam się na jedzenie, ale w pewnym momencie przestałam jeść i spojrzałam na chłopaka.- Czekaj, a jak mi tam czegoś nasypałeś?!

-Siostro, nie gadaj tylko jedz- powiedział z bardzo poważnym wyrazem twarzy i wyszedł z pokoju, a ja powróciłam do przerwanej czynności. Po zjedzeniu poszłam się umyć, a potem znowu spać.

-Alice! To ty?- za moimi plecami usłyszałam znajomy mi głos. Zadowolona i szczęśliwa odwróciłam się i dostrzegłam mojego przyjaciela. Tak, to był Nail. Czym prędzej podbiegłam do chłopaka i rzuciłam się w jego ramiona. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku.

-To ja...- wyszeptałam w jego tors. Muszę przyznać, że trochę urósł od tamtego czasu.

***

-Nail, Nail! Co ci się stało?! Obudź się!- krzyczałam nad leżącym nastolatkiem. Leżał bezradnie na ziemi z zamkniętymi oczami.

°°°°°

Jestem w trakcie poprawiania tego opowiadania, jeśli dopiero zaczynacie je czytać, to bardzo bym chciała abyście wypowiedzieli się na jego temat i napisali czy chcielibyście jakaś grupkę na Facebooku.

Spotkanie po latach  [w trakcie zmian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz