-Dobra, dobra, tylko żartowałem! - Próbował się usprawiedliwić.

Puściłam go i jak gdyby nigdy nic udałam się do domu. Usłyszałam za sobą jeszcze głos chłopaka:

-Mocny masz chwyt, Agreste!

Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do mieszkania.

Adrien:

Siedziałem w pokoju z Marinette, która kończyła swoje projekty. Ja przeglądałem kalendarz i planowałem swoje kolejne sesje. Jako, że miałem w tym tygodniu luźniejszy grafik, wpadłem na pewien pomysł.

-Mari?

-Hmm? - Zapytała, przygryzając ołówek. Zawsze tak robiła, jak się nad czymś zastanawiała.

-Idziemy dzisiaj na spacer? Tak całą rodziną.

-Jasne. - Nakreśliła jakąś poprawkę. - Czemu nie.

Jakąś godzinę później ubraliśmy się i ruszyliśmy powoli ulicami Paryża. Szliśmy, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, wybuchaliśmy śmiechem, dokładnie tak, jak kiedyś. Wtedy od nowa poczułem, jak bardzo kocham swoją rodzinę. Przed nami przeszła jakaś kobieta. Zwróciłem uwagę na napis, jaki był na tyle jej koszulki. Był on co prawda po chińsku, jednak nie miałem problemu ze zrozumieniem. Za to odniosłem wrażenie, że ta kobieta nie miała pojęcia, co tam jest napisane. Chyba, że celowo ubrała koszulkę z napisem "Nie jestem debilem. Zatrzymałam się na etapie głupka.". Poczułem dość mocne uderzenie w bark. Odwróciłem się i spojrzałem zdezorientowany na Marinette.

-Gapiłeś się na jej tyłek!

-Co? Nie! - Odparłem zdziwiony.

-No jak nie, jak widziałam! Aż taka ładna to ona nie była.

-Marinette, jesteśmy małżeństwem od 17 lat, a ty jesteś zazdrosna o jakąś kobietę z ulicy? - Spytałem.

-Czyli przyznajesz, że patrzyłeś na jej tyłek?

-Nie! Patrzyłem na napis na jej koszulce.

-Mamo, tato! - Hugo pociągnął nas za rękawy. - Bo Emma gdzieś sobie poszła.

Dopiero wtedy rozejrzeliśmy się i faktycznie nie mogliśmy znaleźć wzrokiem córki. Zaniepokoiłem się, ale po chwili usłyszałem jakiś wybuch i zobaczyłem, jak nad nami przelatuje Biedronka.

-Emma mówiła nam, że będzie musiała pójść trochę wcześniej, bo się z kimś umówiła. - Skłamałem.

-Uuuu! Emma ma chłopaka! Emma ma chłopaka! - Zaczął krzyczeć Hugo.

-Emma ma chłopaka! Emma ma chłopaka! - Zaczął powtarzać po nim Louis.

-Csii. - Zaczęła ich uciszać rozśmieszona Marinette. - Nie krzyczcie tak, chłopcy.

Emma:

Korzystając z chwilowej sprzeczki rodziców, ulotniłam się, gdy tylko usłyszałam odgłosy złoczyńcy. Trochę żałowałam, bo w sumie byłam ciekawa, jak to się skończy. Dotarłam w końcu na miejsce, gdzie walczył już Czarny Kot. Uśmiechnęłam się na jego widok. Zaraz... Co? Czemu ja się uśmiechnęłam? Nieważne, pora walczyć. Podbiegłam do bijącej się pary. Pomagałam Czarnemu Kotu, zastanawiając się, jak pokonać Detonatora. Chłopak miał chyba jakąś obsesję na punkcie ładunków wybuchowych, bo co chwilę rzucał dynamitami, które na szczęście nie robiło nikomu krzywdy. Niestety robiły straszne zamieszanie, przez co ciężko było zobaczyć przeciwnika, a co dopiero go pokonać. Skorzystałam w końcu ze Szczęśliwego Trafu. W mojej ręcę wylądowała gaśnica. Urochomiłam ją i zaczęłam się obracać wokół własnej osi. Złoczyńca chyba dostał pianą w oczy, bo na chwilę przestał atakować i zaczął przecierać sobie twarz. Wykorzystaliśmy ten moment i zabrałam mu jakiś przedmiot, który trzymał w ręce i podałam go Czarnemu Kotu. Ten, za pomocą kotaklizmu, zniszczył go, a ja uwolniłam Akumę. Pożegnaliśmy się z bohaterem i każdy ruszył w swoją stronę. Przemieniłam się tuż przed wejściem do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu, gdzie cała moja rodzinka grała w jakąś planszówkę.

-Jak było na randce? - Zapytał Hugo. Zdziwiłam się trochę, nie wiedząc o co chodzi.

-Ale ubrać to się mogłaś trochę ładniej. - Powiedział Louis.

Spojrzałam na swoje ulubione jeansy i trochę większą bluzę. Przeniosłam swój zdezorientowany wzrok na rodziców, szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia tych zdań. Ich miny mówiły tylko "Radź sobie. My już swoją rolę odegraliśmy". Zrozumiałam i znów odwróciłam się do chłopców.

-Było świetnie. - Uśmiechnęłam się.

-A kwiatka Ci jakiegoś dał? - Dopytywał Hugo.

-A pocałował Cię w dłoń? - Wtrącił Louis.

-A wziął Cię do kina?

-Albo chociaż na kolację?

Roześmiałam się przez te wszystkie pytanie.

-A skąd wy, chłopcy, wiecie tyle o randkach? - Zapytałam.

-Ogląda się telenowele. - Odpowiedział Hugo, na co wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

-Grasz z nami? - Spytała mama, pokazując na planszówkę. - Dopiero zaczęliśmy.

-Jasne. - Uśmiechnęłam się i usiadłam w małym kole.

Graliśmy przez dwie godziny, może trzy, nie wiem, ten czas zleciał mi bardzo szybko. Mama poszła usypiać chłopców do ich pokoju, a ja i tata zostaliśmy posprzątać grę. Skończyliśmy wszystko i zaczęliśmy wchodzić po schodach.

-To kiedy przyprowadzisz swojego chłopaka do domu? - Zapytał.

Roześmiałam się i żartobliwie szturchnęłam go w ramię.

-No co? - Udał zdziwionego, ale po chwili również się roześmiał.

Kolejne pokolenie || Miraculous /BARDZO wolno pisaneWhere stories live. Discover now