Rozdział 13

2.4K 255 8
                                    

Thor pojawił się w Asgardzie niemal niezauważony, tak jak planował. Wolał uniknąć niepotrzebnych pytań na które nie mógłby odpowiedzieć.
Niezależnie jednak jak bardzo postarał się o niepostrzeżone przybycie, istniała osoba która od samego początku wiedziała o jego obecności. Mężczyzna ten był szczerze zawiedziony postawą przyjaciela, nigdy nie przypuszczał, że Thor zdradzi swego ojca a przede wszystkim swój lud.
─ Wiesz, że nie mogę pozwolić ci przejść. Przeznaczeniem twojego brata jest umrzeć w celi. ─ głos Heimdalla na pozór zdawał się być spokojny, podobnie jak postawa obu mężczyzn. Obaj prowadzili niezwykle zręczną grę pozorów, w której stawką była w gruncie rzeczy Flavia.
─ Muszę sprowadzić Lokiego na Ziemię. To będzie część jego resocjalizacji.
Thor doskonale wiedział, że Heimdall będzie próbował go powstrzymać. Był jego serdecznym przyjacielem od niepamiętnych czasów, i mimo, że darzył go szczerym szacunkiem, niejednokrotnie ich poglądy diametralnie się różniły. Strażnik bez reszty poświęcił się swojemu powołaniu, stawiając dobro Asgardu ponad wszystko inne.
─ Ona ma twoje oczy, Heimdallu. Włada czymś, nad czym nie ma kontroli. Gdy jej moc osiągnie apogeum...
─ Ona umrze, zanim do tego dojdzie. Chcesz zniszczyć planetę i zaryzykować przyszłość Asgardu dla wątpliwej przyszłości midgardzkiej dziewczyny. - głos strażnika stał się stanowczy i zimny jak lód, jego postawa również nieznacznie się zmieniła. Był gotów bronić portalu choćby własnym życiem. Uważał, że Thor najzwyczajniej oszalał, bo o ile rozumiał jego uczucia względem Jane, o tyle nie rozumiał co teraz nim kieruje.
─ Ważą się losy Ziemi i miliardów jej mieszkańców, a Jotunheim od wielu lat jest tylko pustą, lodową skorupą. Minęły już czasy, gdy Midgardzkie wojny nas nie dotyczyły. Ludzie pragną zapanować nad czymś, co znacznie ich przerasta. Jeśli im się to uda, Asgard będzie miał na głowie hordy oszalałych magów. - Thor uważnie obserwował przyjaciela, ze smutkiem zauważając, że ten gotów był do starcia. Zrozumiał też natychmiast, że żadne tłumaczenia nic tu nie wskórają.
─ Twój brat stanowi równie duże zagrożenie, dlatego nie pozwolę Ci go zabrać. Przysięgałem chronić Asgardu.
─ Wiem o tym. Zawsze byłeś lojalny... Dlatego robię to z bólem w sercu. ─ zanim Heimdall zdążył zareagować na jego słowa, Thor zamachnął się Mjolnirem i z całej siły rzucił nim w mężczyznę, przygważdżając go tym samym do ziemi. Waśń z wieloletnim przyjacielem napawała go smutkiem, jednak nie mógł ryzykować, że ten przeszkodzi mu w powrocie na Ziemię.
Thor ruszył w stronę portalu, nie oglądając się na uwięzionego pod ciężarem młota przyjaciela.
─ Ona umrze. Twój brat ją zabije. ─ cichy głos złotookiego mężczyzny dobiegł uszu blondyna, gdy ten otwierał portal. Wiedział, że Heimdall nie żartuje, i powinien wziąć do serca jego słowa.
─ Więc ja zabiję jego, zanim to zrobi. ─ powiedział w końcu, spoglądając przez ramię na przyjaciela. Na jego twarzy widniała troska oraz złość, spowodowana bezsilnością. To dało Thorowi nadzieję, że jeśli następnym razem się spotkają, wciąż będą braćmi. Wyciągnął dłoń, w której po chwili wylądował młot.
To, co miał zamiar zrobić było niewybaczalne, ale był to jedyny sposób aby uniemożliwić Heimdallowi podążenie za nim. Gromowładny wszedł w portal, a zanim ten zdążył się zamknąć mocno uderzył w jego jądro. Wir czasoprzestrzenny wciągnął go, a portal zamknął się za nim na zawsze.

*

Thor wylądował na skamieniałej ziemi z głośnym hukiem, swoim ciałem tworząc niewielki krater. Z niewielkim trudem dźwignął się na nogi, rozglądając się uważnie po opustoszałym terenie. Mimo, że dostał się tu bez problemu,wciąż musiał pokonać wiele zabezpieczeń, aby dotrzeć do swego brata. Jego jedyną szansą na dotarcie do celi Lokiego było zniszczenie całej planety, nie przedrze się przez siatkę pułapek. Musi dotrzeć do jądra planety, a potem użyć całej mocy Mjolnira aby wysadzić ją od środka... Wtedy zyska kilka sekund, aby przedrzeć się do celi brata i skłonić go aby przeniósł ich na Ziemię.
Nie chciał niepotrzebnie tracić czasu, więc z przeszywającym łoskotem uderzył młotem w ziemię. Błyskawice rozeszły się po całym niebie, kaskadą spływając na kamienną planetę. Ziemia pod jego stopami się rozstąpiła, a on powtórzył uderzenie. Z każdym kolejnym uderzeniem pioruny waliły jeden po drugim w ziemię dookoła niego, a kłęby dymu wzbijały się w powietrze tworząc duszącą mgłę. Kilka skalnych ścian runęło, co zmusiło go do dodatkowej ostrożności. Thor zdawał sobie sprawę, że lada moment Asgard zostanie zaalarmowany, a hordy strażników wyruszą na Jotunheim aby go powstrzymać. Z rozkazu Odyna mają zabić każdego, kto spróbowałby odbić więźnia, a mimo zniszczenia portalu wciąż istniały inne sposoby aby dostać się na lodową planetę. Były one bardziej czasochłonne, ale wciąż stanowiły zagrożenie.
Po kilku ciągnących się minutach, uznał, że pęknięcia są wystarczająco głębokie. Mocniej złapał Mjolnir i wzbił się w powietrze, szukając miejsca w którymi powinien znaleźć celę. Gdy w końcu je namierzył, bez wahania ruszył ku ziemi, taranując sobie drogę młotem. W tym samym momencie potężne uderzenia piorunów trafiły wprost w liczne pęknięcia i kratery, prowadząc energię aż do środka ziemi.
Bóg z ulgą wylądował na zlodowaciałej posadzce, w jaskini znajdującej się setki stóp pod ziemią. Mimo, że ostre odłamki skał poraniły jego ręce i tors, nie odczuwał bólu. Jego uwaga skupiła się całkowicie na postaci siedzącej na kamiennej pryczy.
─ Witaj, bracie. ─ sztucznie miły ton Lokiego nie zmienił się ani trochę od czasu ich ostatniego spotkania. Wciąż był tako samo dumny i pewny siebie, jak wtedy gdy widzieli się ostatnim razem.
─ Wybacz, że wyglądam tak niewyjściowo. Nie spodziewałem się rodzinnego zlotu. Chociaż... Z chęcią zobaczyłbym teraz minę twojego ojca. Musiałby być niesamowicie dumny, w końcu nie na co dzień pierworodny syn wysadza w powietrze podbitą planetę.
─ Musimy się stąd wynosić. Nie mamy czasu na twoje docinki. ─ Gromowładny w ciągu kilku sekund znalazł się tuż obok więźnia i mocno zacisnął dłoń na jego ramieniu ─ Zabierz nas stąd.
─ Daj mi jeden powód, dla którego nie miałbym zostać tu z tobą i obserwować twojej śmierci. ─ przebiegły, na pozór niewinny uśmiech pojawił się na twarzy bruneta, nadając jego twarzy szaleńczy wyraz. Thor poczuł pod stopami jak ziemia drży naładowana energią, pociągnął brata na nogi i pociągnął go w swoją stronę, aż stanęli twarzą w twarz.
─ Zrób co każę, a odzyskasz wolność. Zrób to dobrze, a dostaniesz tron Asgardu.
Bóg kłamstw przez chwilę patrzył na przyszywanego brata, po czym wyszarpnął swoje ramie z jego uścisku i odwrócił się od niego z niewielkim, kpiącym uśmiechem na twarzy. Gdy stanął do niego plecami, nagle gwałtownie się odwrócił i mocno uderzył pięścią w szczękę Thora.
─ Nigdy nie próbuj mnie okłamywać - warknął wściekły do zaskoczonego mężczyzny, chwytając krawędź jego peleryny. Jaskinia zadrżała w posadach, a strop runął na ziemię. Dopiero wtedy runęły wszelkie bariery otaczające tamto miejsce, a Loki łaskawie postanowił ich stamtąd przenieść.
Thor nie chciał jednak bezgranicznie zdać się na łaskę brata, dlatego zadbał o to, żeby wszelkie tunele czasoprzestrzenne otwarte w tamtym miejscu przeniosły podróżnych prosto do bazy Tarczy. Na szczęście tylko on był na tyle szalony, by tam się znaleźć.
Mężczyźni z impetem wylądowali w salonie Starka, a towarzyszący ich pojawieniu się podmuch wiatru przewrócił stojące nieopodal krzesła. Przypadkiem, który jak Thor podejrzewał był celowy, razem z nimi w pokoju opadło kilka niewielkich kamieni a także chmura pyłu.

Całe towarzystwo obecne w pokoju poderwało się na nogi, bynajmniej nie spodziewając się takiego zajścia. Loki natychmiast rozpoznał wszystkich pachołków Fury'ego, oraz dwie kobiety. Jedna z nich trzymała się zdecydowanie zbyt blisko Starka, druga natomiast wyglądała na przestraszoną.
To musiała być ona.

─ Widać kto tu kogo przyprowadził. ─ mruknął cicho Steve, który chyba jako pierwszy otrząsnął się z szoku. 

W istocie, sytuacja przedstawiała się dość niespodziewanie. Klęczący Thor ocierający krew lecącą z wargi i jego brat, trzymający go za pelerynę niczym właściciel trzymający psa na smyczy. Ich teleportacja trwała zaledwie ułamek sekundy, blondyn więc nie zdążył się zreflektować po nagłym uderzeniu. Szybko jednak zebrał się w sobie na tyle, by zakuć brata w magiczne kajdanki.
─ Więc po to mnie tu sprowadziliście? Głupcy. Mogliście ją po prostu zabić. ─ Loki omiótł wszystkich pogardliwym spojrzeniem, które w końcu zatrzymał na czarnowłosej dziewczynie. Więc to ona dała mu wolność... Uśmiechnął się do niej szeroko, przeszywając ją przy tym wzrokiem. Z satysfakcją zauważył, że odruchowo się cofnęła. 
─ Wyjaśni mi ktoś, dlaczego jeszcze nie zabiliśmy jego? ─ warknęła Natasha, stając obok Flavii. Uznała, że przyda jej się wsparcie, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu z tym psychopatą.
─ Ponieważ zgodził się współpracować. Będzie ją uczył. ─ Thor wolał nie wspominać, że w gruncie rzeczy nie omówił jeszcze z Lokim po co sprowadził go na Ziemię. Nie pozwolił mu na to czas, ale uznał, że sam fakt, że jeszcze żyje jest dostatecznym potwierdzeniem chęci brata do współpracy.
─ On ma mnie uczyć? ─ wydusiła z siebie w końcu dziewczyna, z niedowierzaniem patrząc na Starka i Thora. Za wszelką cenę próbowała uniknąć spojrzenia przerażających, zielonych oczu. 
Flavii ten pomysł wybitnie się nie spodobał. Jeszcze chwilę temu ten mężczyzna wywołał u niej chwilowy paraliż spowodowany szczerym strachem. Wyglądał na obłąkanego, a przynajmniej niepoczytalnego. 
─ Tylko on ma odpowiednio dużą wiedzę. ─ Stark spojrzał na nią przepraszająco, z trudem wypowiadając te słowa. Zwyczajnie nie chciały przejść mu przez gardło. ─  Nie musisz się go bać. Zadbamy o to, żeby nie sprawiał problemów. W ostateczności dostaniesz Glocka. 
Mina Flavii wyraźnie dała mu do zrozumienia, że w najmniejszym stopniu jej to nie uspokoiło. 
─ Zabiorę go do celi. ─ Thor złapał brata z ramię i popchnął go w stronę drzwi. Aż do momentu w którym za nimi zniknął, Flavii towarzyszyło jego spojrzenie. 
Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że to pogardliwa wyższość w jego oczach tak ją przerażała. Wyglądał jak żebrak, a mimo to w jego postawie dostrzegała coś, co zupełnie do takiego wizerunku nie pasowało. Nie potrafiła tylko określić co to takiego. 
─ Przepraszam, ale chyba straciłam apetyt. ─ mruknęła dziewczyna, starając się wyglądać swobodnie ─ Pójdę do siebie. Dziękuję za miłą kolację, Pepper. I wam. ─ nikły uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny, gdy ta spojrzała na zatroskane miny pozostałych. Wieczór naprawdę należał do udanych, jeśli nie liczyć incydentu który go zakończył. Flavia poczuła się dużo pewniej w ich otoczeniu, luźna atmosfera i alkohol który Tony wszystkim wmuszał podziałały kojąco na nerwy kumulujące się w czasie ostatnich dni. 
─ W razie czego, wiesz gdzie nas szukać. ─ Natasha położyła dłoń na ramieniu dziewczyny i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, jak Loki potrafi wpływać na ludzi...
─ Wiem. Dobranoc.─ Flavia odpowiedziała jej uśmiechem i pośpiesznie opuściła salon. Nie chciała, żeby widzieli jak ogarnia ją niepokój i irracjonalne przeczucie nadchodzącego niebezpieczeństwa. 

Mockingbird || PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz