1.List

18 3 0
                                    

James
Siedziałem przy moim ciemnym drewnianym biurku. Krzesło też zostało wykonane z ciemnego drewna. Nad stolikiem wisiała półka. Za krzesłem stało ogromne łóżko, na którym leżało sporo poduszek. Po prawej stronie łóżka była szafa oraz kufer. Zielone ściany pokoju były poobklejane plakatami najsłynniejszych graczy Quidditcha. Na kufrze leżał mój ukochany Nimbus 1000. Osiągał prędkosć do 100 mil na godzinę! Jako jedna z nowszych mioteł miała zdolność do obrotu 360° (próbowałem; zakończyło się upadkiem, ale jeszcze mi wyjdzie- czuje to). Miotła była już lekko zniszczona, ale napis trochę poszarzały to ciągle był widoczny. Na środku podłogi leżały porozrzucane ubrania.
Czytałem właśnie Baśnie Barda Beedle'a , kiedy usłyszałem stukanie w moje okno. Zwróciłem orzechowe oczy w stronę hałasu. Zauważyłem Heraklesa, tak naprawdę Herakela, ale nazywam go tak jak wcześniej wspomniałem. Herakel był starą, rudopiórą sową mojego taty.
Otworzyłem okno i ptak wleciał do pomieszczenia, upuszczając list. Gdy go podniosłem, omal nie krzyknąłem z radości. Na kopercie widniało moje imię i nazwisko oraz adres. Jednak powodem mojego zachwytu była czerwona pieczęć. Każdy młody czarodziej z pewnością wiedział, że jest to pieczęć Hogwartu Szkoły Magii i Czarodziejstwa. W tym roku skończyłem jedynaście lat, a ten wiek oznaczał tylko jedno - Hogwart.
Z wielką radością zbiegłem po schodach, trzymając kopertę w ręce.
- Mamo! Mamo!- wołałem, szukając jej po całym domu.
- Jestem w kuchni!- odkrzyknęła moja rodzicielka.
Wszedłem do pomieszczenia. Moja mama nazywa się Euphemia. Jest szczupła i ma orzechowe oczy. Długie brązowe włosy okalały jej jasną twarz. Ma wyraziste usta i spiczasty nos. Ubrana była w mugolskie dżinsy, bordową koszulkę, a na nogach miała kapcie króliczki, których szczerze nienawidziłem. Czasami wydaje się ona, jakby nie miała tych 46 lat.
Stała przy stole machając różdżką to w stronę naczyń, to w stronę samokrojącej się cebuli. Podniosła na mnie wzrok, unosząc brwi. W odpowiedzi wysunąłem kopertę zza pleców, a mama wydała zduszony okrzyk. Rzuciła różdżkę na stół, co spowodowało, że naczynia z hukiem wylądowały w zlewie, a nóż wbił się w deskę do krojenia. Podbiegła do mnie i wzięła mnie w objęcia.
- Fleam! -zawołała, całując mnie w policzek.- James dostał list z Hogwartu!
Do kuchni wparował mój tata, Fleamont. Miał stale rozczochrane, kruczoczarne włosy, czekoladowe oczy, rumiane policzki, chudą twarz, wąskie usta i zadarty nos. Wysoki mężczyzna miał na sobie czarną koszulkę i ciemne dżinsy. W ręce trzymał gazetę, na której poruszały się zdjęcia. Mugole patrzą dziwnie na nasze ( czytaj: czarodziejskie😉) gazety.
Ojciec podszedł do mnie i przytulił,po czym jednak odchrząknął. Lekko się skłonił i uścisnął mi dłoń, uprzejmie gratulując, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- To kiedy na Pokątną?- zapytałem, przeglądając listę potrzebnych przedmiotów do szkoły.
- Kiedy tylko zechcesz!- odparła mama.
- Możemy jutro? - uśmiechnąłem się jak aniołek, wiedząc gdzieś w głębi duszy, że się zgodzi.

***

Lily
Kiedy to się stało, jedliśmy obiad. Mama rozmawiała z tatą mówiąc coś o polityce. Natomiast Petunia krytykowała do mnie Severusa Snape'a. Miałam trochę żalu do niej o to, że nie lubi go za majętność jego rodziców. Był dość miły wobec mnie, ale też w bardzo zabawny sposób wyjaśniał moje nadnaturalne umiejętności. Mówił, że jestem czarownicą i wciąż zaznaczał, że wielce uzdolnioną. Wspominał także o jakiejś śmiesznej szkole, gdzie patykiem będziemy czarować czy zmieniać coś w inny przedmiot. Ciekawiły mnie te bajki i te nazwy ludzi, co nie są tacy jak "my". Z jednej strony nie wydawało mi się, żeby to była prawda i w ogóle to się nie trzyma kupy.
-... Lily, czy ty mnie słuchasz?- zapytała mnie z poirytowaniem siostra. Pokiwałam głową i zaczęłam ją słuchać.- No i Snape, jak ty poszłaś po piłkę, to on wyszedł z krzaków. I wiesz co powiedział? Powiedział, że niszczę Twój talent! Nie rozumiem o co mu chodzi, a on dalej nawijał, że jesteś świetną wiedźmą i tak dalej. A co ty o nim myślisz? Bo widzę, że tobie jakoś specjalnie nie przeszkadza.
- Ja... - zaczęłam, ale wtedy otworzyły się drzwi i naszym oczom ukazał się Severus. Miał na sobie za dużą koszulkę i za długie spodnie. Na jego chudej, bladej twarzy malował się niecodzienny uśmiech i jasne rumieńce, a z czarnych oczu tryskały niewidzialne iskierki.
- O wilku mowa -szepnęła zgryźliwie Petunia.
- Dzień dobry- przywitał moich rodziców chłopak.
- Witaj Severusie- odparła uprzejmie mama.- Co Cię do nas sprowadza?
- Właściwie to przyszedłem do Lily- i to powiedziawszy wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Na migi wyjaśniłam w pośpiechu domownikom, że zaraz wracam.
Sev stanął na środku naszego ogródka. Puścił moją rękę i wyciągnął przed siebie drugą, w której trzymał jakiś list.
- Sev co to...- Snape uciszył mnie i wręczył kopertę. Wyglądała dość interesująco. Taka postarzała lekko, wypisane kaligraficznie: Severus Snape ul. Bonweel 6 pokój trzeci na piętrze. Trochę byłam zdziwiona, że nadawca wiedział, gdzie on ma pokój. Oczywiście mógłby to być jakiś jego znajomy, ale wydawało mi się to raczej dziwne, żeby pisał kaligrafią. Otworzyłam list i ogromnie się zdziwiłam.
- Sev...- powiedziałam, spoglądając to na list to na niego.- No bo... Hokf coś tam istnieje...
- Hogwart - wyszczerzył zęby.
- No właśnie. Hogwart istnieje. Różdżki i czarodzieje też istnieją. I ty jesteś jednym z nich...- na każde stwierdzenie, radośnie kiwał głową.- Mówiłeś, że jestem też czarownicą i też tam się dostanę- on ponownie pokiwał głową.- Severusie... Ja nie dostałam listu.
Chłopiec spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, ale po chwili, jakby sobie coś uświadamiając, uśmiechnął się szeroko.
- A może przeganialiście przed obiadem jakąś natarczywą sowę?- zachichotał Snape.
- No tak, ale jaki to ma... Czekaj, czekaj... Sowa... Ona... List! Ale jak?! Przecież odleciała!
- Czyżby?- Severus tłumił śmiech.
-Ale jak.... Okno!- wrzasnęłam i pobiegłam w stronę domu. Za mną unosił się śmiech mojego przyjaciela.
Wpadłam do domu z takim impetem, że rodzice i Petunia podskoczyli na krzesłach. Nie zwracałam na nich uwagi. Teraz liczył się tylko list. Otworzyłam gwałtownie drzwi pokoju i poszukiwałam wzrokiem koperty. I dostrzegłam ją. Leżała jak gdyby nigdy nic na moim pomarańczowym kocu. Podeszłam powoli i podniosłam kopertę. Tym samym pismem co u Severusa Lily Eveans ul. Bonweel 11 Pokój po lewej stronie kuchni. Otworzyłam list i przeczytałam te same słowa co u Severusa :

Szanowna pani Eveans,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się
1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z poważaniem
profesor Minerva McGonagal.

Przetarłam oczy z niedowierzaniem. Znalazłam też kartki, na których miałam listę książek i magicznych przedmiotów. Omal nie krzyknęłam z radości. Wciąż nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, jednak gdy w mojej doniczce, wyrósł piękny kwiat w jednym momencie, już nie mogłam mieć wątpliwości.
Zerknęłam przez okno i ujrzałam Severusa, który pomachał mi. Gdy pokazałam mu kopertę, klasnął w dłonie i zaczął tańczyć taniec zwycięstwa, kręcąc się wokół własnej osi. Wybuchnęłam donośnym śmiechem.
- O co chodzi?- podskoczyłam na dźwięk głosu mojej siostry. Gwałtownie odwróciłam się w stronę Petuni i nim zdążyłam otworzyć usta do wytłumaczenia się list znajdował się w jej rękach. Stałam lekko zawstydzona, ale czułam satysfakcję, że w końcu odczepi się od Sev'a i nie będzie oskarżała mnie o kłamstwa. Petunia ściskała papier z każdym słowem mocniej i twarz zachodziła raz bordem, raz purpurą.
-Myślisz, że Ci uwierzę?-szepnęła, łapiąc oddech.- Ty i ten od Snape'ów. Wymyśliliście, że ja będę waszą podwładną, a wy bedziecie robić te zwariowane rzeczy z niczego? Chorobę się zwalcza, a nie udaje się, że nie ma problemu.
- Ależ Tuniu... To prawdziwy list, nie miałabym powodu kłamać. Wszystko się zgadza z tym co mówił Sev...
-Kłamiesz wariatko!- wrzasnęła czerwieniejąc się jeszcze bardziej.- Dziwię się, że nie trafiłaś jeszcze do psychiatryka...
-Petuniu- usłyszałyśmy oschły głos taty. Tunia zamarła w bezruchu, twarz zbladła, ale na policzkach wciąż widniały rumieńce wstydu i złości.- Pójdź do swojego pokoju.
-Ale tato ona...- oczy Petuni zaszkliły się.
- Idź do pokoju, zaraz tam przyjdę- powtórzył odrobinę łagodniej, a moja siostra niechętnie wyszła, pociągając nosem.
Mój tata miał wtedy ciemną koszulę i ciemne dżinsy. Jego złote włosy kontrastowały się z idealnie zielonymi oczami, które sama po nim odziedziczyłam.
-O co się pokłóciłyście?- zapytał i usiadł obok mnie na łóżku.
Bez zbędnych słów dałam mu list, a gdy skończył czytać, opowiedziałam po krótce o co chodziło.
-... i Petunia nie chciała mi uwierzyć, ale to nie jej wina. No bo ja sama nie wiem... Och tatusiu! Co my zrobimy?
Tatuś przez chwilę się zastanawiał, zanim cokolwiek powiedział :
-Z tego co widzę, jedynym rozwiązaniem tego bałaganu jest dotarcie na tą magiczną ulicę. Jeśli ją znajdziemy to okaże się, że mamy w domu niesamowicie uzdolnioną czarodziejkę!
-O jakich czarodziejkach mówimy?- dostrzegłam mamę opartą o farmugę drzwi z kubkiem herbaty w ręce.
-Konkretnie to o jednej... O Lily- odrzekł tata podając zdziwionej mamie list.
-

Och!- tylko tyle była ona w stanie wykrztusić. Podeszłam do niej i objęłam.- Kochanie nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Nie za bardzo wiem dlaczego, co i jak -zachichotała.-Ale będę cię wspierać w każdym momencie, jeśli tylko mnie będziesz potrzebować.
-A więc Severus też jest czarodziejem? -zapytał mnie ojciec, spoglądając przez okno prawdopodobnie na Seva. Kiwnęłam twierdząco głową, na co mój tato delikatnie się uśmiechnął.- Więc nie będziesz sama.
Rodzice opuścili mój pokój, a ja podeszłam do okna. Podniosłam list z parapetu i przytuliłam go do piersi. W końcu już nie będę dziwadłem. Będą tam ludzie tacy jak ja... jak ja. Tak?

***
Hej! Nie wierzę, że to zrobiłam, ale wstawiłam to. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Miłej lektury 😊

Wszystko ma swój początek ~ Everything has a beginingWhere stories live. Discover now