Część 7

425 21 0
                                    

Nadszedł dzień dzisiejszy! Słowa raczej dobrze wam znane, wypowiedziane przez również bardzo dobrze nam wszystkim znanego Turbogrosika. Stresowałam się, co w sumie u mnie jest normalne. Nie potrafiłam zjeść nawet śniadania, więc chłopaki bawili się w samolociki tylko po to bym zjadła tą jedną głupią kromkę chleba z masłem, co im się udało. Jak jeden trzyma ci podbródek, a drugi wypcha ta kromkę w całości...czy oni kiedyś wydorośleją zanim dojdzie do morderstwa, a tą ofiarą zapewne będę ja? Wątpię. Cały poranek, chłopaki poprawiali mi humor choć myślałam, że będzie nieco inaczej, ale jak ja mogłam zapomnieć, że ich atutem jest rozsyłanie uśmiechu i pozytywnego nastawienia w ich otoczeniu. To pod tym względem sprawia, że są niesamowici.

- Spokojnie, Oktawko. Jesteś chyba najbardziej zestresowana z nas wszystkich! - objął mnie ramieniem Mączka, ten który nagrabił sobie u mnie ostatnimi czasy. Na razie postanowiłam jemu jak i Arturowi odpuścić, w końcu było mi tak słabo,  że bałam się, że odejdę zbyt wczas do bożego świata.

- Łatwo wam mówić! - uszczypnęłam go mocno w ramię tak by zleciał z chmur z powrotem na ziemię. Syknął z bólu, szybko wziął dłoń z mojego ramienia i zaczął oglądać obolałe go miejsce. Jedynie co tam znalazł to czerwone miejsce z dwoma ryskami...nic poważnego mu nie będzie.Raczej.

- Nam chyba jeszcze ciężej bo nie wiecz czy pamiętasz, ale to my latamy po boisku byś mogła się cieszyć z pięknych akcji i goli! - krzyknął wymachując rękoma jak oszalały Artur Jędrzejczyk. Jego poczucie humoru czasem mnie po prostu przygniatało jak wielki głaz, który nie chce ze mnie zejść. W pewnym sensie jest to takie wykonywanie syzyfowej pracy jak to powiadają.

- Pamiętaj, że jak coś schrzanisz to będzie twoja wina. W końcu to ty jesteś lewym obrońcom w kadrze - przy ostatnim słowie, podeszłam do piłkarza Krasnodaru i pstryknęłam go mocno w czubek z nosa, przez co zrobił się delikatnie różowiutki. Mężczyzna speszony tym, że gapię się na jego nos, zakrył go szybko ręką co jeszcze bardziej doprowadziło mnie do śmiechu.

- Prędzej będzie to wina Wojtka bądź Łukasza jeśli tego strzału nie obroni! - powiedział żartobliwie . Ciężko było go zrozumieć, gdy zatykał swoje nozdrza, a głos zrobił się niewyraźny.

- Słyszałem! - krzyknął zza drzwi swojego pokoju. Nasza trójka ze zaskoczeniem w oczach spojrzała na wystającego zza drzwi, bramkarza. Nigdy bym nie przypuszczała, że ma aż taki dobry słuch, albo po prostu te ściany są takie słabe. Po chwili wgapiania się w Szczęsnego, mężczyzna ciężko wzdychnął, po czym zniknął za ścianami pokoju.

- A ty Arturku nie bądź pod śmiewny bo istnieje takie powiedzenie jak " jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!" - jego reakcja była godna wybuchnięcia głośnym śmiechem. Kolejny raz pstryknęłam go w nos, gdy ten tylko go puścił.

- Widzisz bynajmniej już masz lepszy humor - skwitował Krzysiek również powstrzymując się od śmiechu, który pewnie zraziłby jego przyjaciela, a potem jak dziecko by uciekł. Pomocnik Wisły Kraków nie pewnie położył kolejny raz rękę na moim ramieniu. Trzęsła się mu jak galaretka. Podniosłam gwałtownie dłoń na co podskoczył przestraszony, a następnie poklepałam go po obolałym ramieniu z bananem na ustach.

- Dziękuje wam - tyle powiedziałam, a następnie udałam się w stronę pokoju należącego do mojego taty. Chciałam z nim porozmawiać otwarcie jak się wszystko ma, a przede wszystkim jak on się ma. Zapukałam delikatnie dwa razy w dębowe drzwi. Nie musiałam długa czekać na odpowiedź. Głośne i stanowcze " Proszę!" sprawiło, że moja klatka zaczęła szybciej się unosić i opadać. Gdy tylko zauważył mnie, zostawił wszystko to co teraz robił i podszedł do mnie obejmując mocno.

- Jak tam się czujesz? - zapytał się z słyszalną troską w głosie. Z jednej strony strasznie mnie denerwowało to , że traktuje mnie jak dziecko, ale z drugiej bardzo się z tego cieszę, że tak jest, że mam takiego tatę, który mimo moich lat się mną przejmuje. Kocham go najmocniej na świecie i zawsze będzie moim najważniejszym mężczyzną w  życiu, a zaraz po nim mój przyszły mąż. Nie wiem czy będzie nim Grzesiek, czy może ktoś inny. Nie wiem co mi  jeszcze zafunduje życie, więc wole być ostrożna ze słowami.

- Już dobrze - odparłam opierając się o biurko, na którym znajdowało się milion różnych papierów. Od zawsze był zorganizowany, ale to co zobaczyłam lekko mnie przeraziło.

- Jak już dobrze wiesz - wskazał właśnie na biało- żółte papiery - już nie te lata - zaśmiał się cicho pod nosem. No tak jeszcze trochę, a będzie 60 lat na karku...boże jak to zleciało. Mój tata będzie za niedługo staruszkiem! Zaśmiałam się cicho przez co spojrzał sie na mnie pytająco, przez co nagle ucichłam, a moja mina spoważniała. Ukosem oka spojrzałam na małą, oddzieloną od innych, małą stertę starych papierów. Zmarszczyłam brwi. Gdy tylko to zauważył, szybkim ruchem stał już obok mnie, a jednym machnięciem nadgarstka zgarnął je - T-to nic takiego - uśmiechnął się, ale wiedziałam, że to co powiedział nie było szczere. Ostatnimi czasy dziwnie się zachowuje. Coraz rzadziej się uśmiecha, tak jakby jego pozytywna energia wyleciała przez właśnie otwarte okno balkonowe. Przeciąg w mgnieniu oka zrobił się silny, nawet za bardzo. Wiatr omal nie porwał żółtawej firanki. Pobiegłam pod okno wielkości drzwi, a następnie odciągając firankę z powrotem do pomieszczenia. Zamknęłam je. Mimo chłodnego powietrza temperatura w pokoju była istnie piekąca od gorąca. 58- latek stał i przyglądał się skrawkom papieru, które aktualnie trzymał. Ręce trzęsły mu się, choćby stracił nad nimi kontrolę.

Pod pretekstem udania się do łazienki wyszłam z jego pokoju w mgnieniu oka. Czułam się strasznie nie swojo w tej grobowej ciszy, zupełnie obcej mi ciszy. Nasza rozmowa po części zniszczyła mój dobry humor, ale starałam się do jak najlepiej tuszować.

***

- Hej młoda co jest? - zapytał się Wojtek dokończając swój posiłek - dzisiaj był domowy rosół..no prawie domowy. Taki rosół nie gotowany na udzie kurczaka, tylko gotowany w pełni na warzywach. Oczywiście taki również preferowałam, ale miałam taką ochotę na kurczaka...może się zapytam Tomka, czy mnie nauczyć jakiś wegetariańskich sztuczek na kurczaku?

- Nic. W zupełności nic - sztucznie się uśmiechnęłam. Wiedziałam, jednak że przed nimi niczego nie ukryję. Bramkarz AS Romy spojrzał na mnie ze znużeniem. Wyglądało to choćby mnie skanował swoimi oczami. Bałam się, że ma jakiś ukryty Redgen.

-Nas kochana nie oszukasz! - dodał momentalnie przez co wszyscy siedzący przy stoliku zrobili wielkie oczy, a niektórzy złapali się teatralnie za serce. Prychnęłam ustami do szklanki, którą trzymałam przed ustami. Starałam się zobić łyka pomarańczowej cieczy, ale każdy z osobna spoglądał na mnie i na moje poczynania. Denerwowało mnie to. Wiem, że starają się odstresować...ale przy tym stresują i mnie! A było już dobrze no! Po długich rozmyśleniach postanowiłam podzielić się z nimi moimi przeżyciami - Byłam dzisiaj po prostu u taty porozmawiać, ale był nie jak na co dzień - wszyscy uważnie mnie słuchali. Nawet nie miałam pojęcia, że mam taki wpływ na nich.

- Ale co masz na myśli? - zapytał po chwili pytanie, Robert. Wojtek nie mógł się nie oprzeć i musiał oczywiście sparodiować jego wypowiedz piosenką " What do you mean?". Chciałam im odpowiedzieć, ale po chwili, niespodziewanie do jadalni wszedł właśnie mój tata z Tomkiem Iwanem.

- Dobra panowie! Wszyscy szybko do pokoi i macie 10 minut bo zaraz wyjeżdżamy na stadion! - dodał Iwan ocierając dłoń o dłoń. Wszyscy zauważyli jednak humor swojego trenera i nie chcąc robić żadnego problemu wszyscy zgodnie z proźbą udaliśmy się przygotować. Szykuje się zakręcony wieczór.

⚽Córka Adama Nawałki 2⚽Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz