16.Somebody to live for

1K 35 3
                                    


- Wszystko się zmieniło... - mruknął Chris, drapiąc swoją ogoloną głowę. Dopiero teraz zauważyłam, że pozbył się włosów. Jego słowa trafiały w sedno sytuacji - Hope ma faceta, w końcu!

Rechotał, wskazując palcem na mnie i Camerona. Staliśmy oparci o ścianę naprzeciw kanapy, gdzie siedział z Maxem. Para która wcześniej tam siedziała, już się zmyła. A tamci drudzy... są zapewne w łazience. Zapomniałam wogóle zapytać Chrisa kim są ci ludzie, bo nie znałam ich.

Pokazałam kumplowi środkowy palec. On, rechocząc odpowiedział mi tym samym. Był już nieźle najarany choć była dopiero godzina 19.

Wokół nas grała muzyka, jednak ciszej niż przedtem. Gdy przestaliśmy się wygłupiać, Max ściszył stojącą na podłodze, srebrną wieżę.

Cameron, słysząc uwagę Chrisa tylko nerwowo się uśmiechnął. Był sympatycznym chłopakiem i raczej nie obraziłby się za coś takiego. Trzymał w dłoni opróżnioną do 3/4 wysokości butelkę piwa, podczas kiedy ja kończyłam swoje. Wydaję mi się, że będę musiała dać temu chłopakowi korepetycję z dobrej zabawy.

Chris tylko się zgrywał, jednak w jego słowach wyczułam przepowiednię przyszłości. Nigdy nie zależało mi na związkach z mężczyznami, jednak ten tu całkowicie zmienił mój światopogląd. I chciałabym żeby naprawde był moim chłopakiem.

Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. Jest rzadka, ale jest. A ja, jestem tego najlepszym przykładem.

Wyszłam po jakimś czasie na papierosa. Korzystając z okazji, zadzwoniłam do taty. Przeszkodziłam mu w przygotowywaniu kolacji i poinformowałam, żeby nie czekali na mnie. Żeby zjedli z Jennifer, jak normalna para nie mająca dzieci.

Ojciec przygotował leczo, o czym powiedział mi przez telefon. Zawiadomiłam go, że wrócę później i... że będziemy musieli o czymś porozmawiać, jutro przy śniadaniu. Wypoczęta, będę gotowa na tę rozmowę. Chodzi o matkę.

Wróciłam do domu. Zamykając drzwi, zerknęłam na Camerona. Stał w tym samym miejscu co wcześniej, na luzie gadając z Chrisem. Lody zostały przełamane, obaj się uśmiechali, nie zwracając nawet na mnie uwagi.

Przyniosłam z kuchni kolejne piwo dla siebie. Usiadłam na kanapie, przy okazji dotykając ciałem Chrisa. Ten, od razu założył mi ręke na szyję, przyciągając do siebie.

- Co tam maleńka? - zapytał z typowym uśmiechem pijanego, napalonego chłopaka.

- Nic, dobrze się bawię. Tyle - Mruknęłam, otwierając piwo. Wydało charakterystyczny dźwięk, a kapsel odłożyłam na stolik.

- Tak sobie myślę... On jest nawet spoko... Cameron - powiedział Chris. Z  butelki, przerzuciłam wzrok na niego i upiłam pierwszy łyk.

Cieszyło mnie, to co powiedział. Mój przyjaciel zniknął akurat w kuchni, na szczęście nie słysząc tej uwagi. Mógłby poczuć się speszony.

- Lubie go, fajny chłopak. Chociaż prawie nic o nim nie wiem - zaśmiał się.

- Dowiesz się więcej, pewnie będziemy tu częściej przychodzić.

Cameron akurat wrócił... z kolejnym piwem w dłoni. Ucieszył mnie ten widok - W końcu się wyluzował.

Po godzinie, czy dwóch, oboje byliśmy już lekko pijani. Dochodziła 23, kiedy opuściliśmy dom Chrisa, choć impreza trwała w najlepsze.

W centrum miasta, gdy księżyc wzejdzie, jego pojawienie się dostrzegamy tylko po spojrzeniu w górę. Jednak tu, gdzie nie ma żadnych budynków, może w najlepsze oświetlać łąki i las, wprawiając ludzi w niezwykły nastrój. Pełnia, gdy nadejdzie, uwielbiam chodzic po tych okolicach. Jest tak magicznie, tylko że zwykle robię to sama.

Cameron kroczył obok, niewzruszony ciszą która trwała między nami. W końcu, gdy naszej buty szły już po asfaltowej drodze, którą można wyjechać z miasta, zapytał "Jakieś plany na weekend?".

- Żadne... Rozmowa z tatą, potem leniuchowanie - Kończąc wypowiedź, uśmiechnęłam się, spuszczając głowę. Nigdy nie przesiedziałam sobotniego wieczoru w domu. Zawsze gdzieś wychodziłam, czy to z Ally, czy z Robertem, uciekając z domu od matki. Albo po prostu samotnie zwiedzałam kluby w mieście. Poznawałam tam typów, dla których liczył się tylko beznamiętny seks w toalecie. I... czasem się z nimi w to bawiłam.

Dla osoby, w którą się przemieniam, to wstyd. Ale cóż, czasu nie cofniesz. Nie wymażesz wspomnieć. Jedyne co możesz to wyciągać wnioski z błędów i parsknąć "Jaka ja byłam głupia!".

Stąd do miasta,  o tej porze nie kursuje żaden autobus. Ostatni jechał przed 22, kiedy to tańczyłam z Cameronem na środku pokoju. Zerwałam się, kiedy z głośników popłynęła moja ulubiona piosenka. Pewnie Chris specjalnie wrzucił ten kawałek na playlistę, wiedząc że przyjdę.

I... jakoś pociągnęłam za sobą Camerona. Też wywijał, jakby nikt na niego nie patrzył. Pierwszy raz widziałam go pijanego i takiego... innego. Wesołego.

Czekał nas długi spacer. Na szczęście, nie pojawił się nocny chłód. Jest czerwiec. Czasem noce są jeszcze wiosenne, temperatura spada. Jednak, na szczęście zdarzają się i takie. Idealne na nocne spacery.

Obok nas, nie przejechał żaden samochód. Przynajmniej, dopóki nie zagłębiliśmy się w przedmieścia, zabudowane domkami z białą okładziną. Wszystkie na ulicy, którą szliśmy, wyglądały podobnie. Pogaszone światła, zielona dachówka i zasłonięte firanki. W niektórych paliły sie lampy i słychać było muzykę i krzyki. Pewnie młodzież korzystała z piątku.

Byliśmy już zmęczenie, dlatego żadne z nas nie siliło sie na rozmowę. Czasem Cameron zagadywał, jednak odpowiadałam tylko uśmiechem i spojrzeniem.

Po ponad godzinnym spacerze, stanęliśmy w końcu pod mieszkaniem taty. Obok latarni, niedaleko przystanku z którego jeżdżę do szkoły.

Nikt nam nie przeszkadzał. Ludzie o tej porze siedzieli w domach albo w knajpach na mieście.

Po krótkiej rozmowie, na pożegnanie Cameron przytulił mnie. Tak, jak ostatnio gdy się żegnaliśmy. Był przyjazny i nie oczekiwał nic w zamian. W dzisiejszych czasach, ta cecha jest rzadkością w ludziach. Gonią za majątkiem, sławą, jedyne rozmowy jakie przeprowadzają to biznesowe albo czerpiąc z tego korzyści. A ten chłopak był po prostu ludzki. Rzadko trafiam na takich.

- Wyluzowałem się - stwierdził, trzymając podbródek na moim ramieniu.

- Wiem. I dobrze -  powiedziałam, ściskając go mocno. Uśmiechnęłam się, wiedząc że jest zadowolony.

Zanim się rozstaliśmy, zapytał czy widzimy się w szkole, w poniedziałek.

Odparłam, że tak. W końcu mam powód żeby tam chodzić.

Uśmiechnęłam się do niego, gdy odwrócił się, idąc już w swoją stronę. Czy ktokolwiek w moim życiu dał mi tyle szczęścia?

Cicho weszłam do mieszkania. Było ciemno, w korytarzu, w kuchni, naczynia pozmywane, sprzątnięte całe mieszkanie... Wszyscy spali.

Dołączyłam do nich, czując się najszczęśliwsza dziewczyną na świecie. Bo w końcu mam powód, żeby żyć.  Mam dla kogo żyć.

Cześć.

Czy zauważacie już, jak bardzo Hope sie zmieniła? Opowiadanie idzie w dobrym kierunku, mam nadzieje że wam sie to podoba.

Miłego weekendu, kochani. Oby wasz był lepszy niż mój, niestety... U mnie wszystko sie sypie, chyba znowu mam depresję, ale walczę :)

Proszę was, udostępniajcie to opowiadanie na fejsie, twitterze itp :)









SufferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz