Rozdział 13.

169 13 6
                                    

Tym razem uderzyliśmy na Dallas. Kolejny hotel, kolejne studio i kolejny koncert. Wszystkie schematy się powtarzały, ale za każdym razem było inaczej, każde miejsce miało swój wyjątkowy klimat. Dzięki temu nigdy się nie nudziłam, o reszcie ekipy nie wspominając.

Czas między występami i wywiadami a pracą w studiu spędzaliśmy wszyscy razem na zwiedzaniu miasta oraz na szukaniu jak najlepszych restauracji i kawiarni. Po paru takich wypadach zaczęłam już pamiętać imiona ich wszystkich i wiedziałam z kim można pożartować, a z kim interesująco podyskutować. Jedyną osobą, która jawnie mnie nie trawiła była druga (i zarazem ostatnia) kobieta w towarzystwie - Sandra, nazywana pieszczotliwie Sandy. Dopóki trzymała się z dala od Ryana nie zamierzałam przejmować się jej dziwacznym zachowaniem.

Po tygodniu w Dallas przyszedł czas na Nowy Jork. Na ten moment podróży czekałam z utęsknieniem nie tylko z powodu wizyty w klinice, ale też dlatego, że... To Nowy Jork, do cholery! Zawsze chciałam poczuć jego magię i w końcu miałam okazję.

Już w samolocie ledwo mogłam usiedzieć z podekscytowania i co rusz wyglądałam za okno. Siedzący w fotelu obok blondyn obserwował mnie z rozbawieniem. W końcu ściągnął z uszu słuchawki i ścisnął lekko moją rękę, abym zwróciła na niego uwagę.

- Jen, chciałem o czymś z tobą porozmawiać. - zaczął rzucając mi przeciągłe spojrzenie i uśmiechając się tajemniczo.

- Więc słucham uważnie, panie Tedder. - powiedziałam oficjalnym tonem trzepocząc zabawnie rzęsami.

Poruszył się na fotelu siadając bardziej przodem do mnie i skupił swoje uśmiechnięte oczy na moich.

- Tak sobie pomyślałem... - tu uśmiechnął się nieśmiało. - Jutro masz ten zabieg... Po nim może cię boleć ręka i będzie ci trudniej cokolwiek zrobić samej. Mogłabyś mnie potrzebować. - spuścił wzrok w dół i przesunął dłonią po moim gipsie, po czym dotarł do palców, którymi zaczął się bawić. - Wiem, że nie tak się umawialiśmy, ale myślę, że mogłabyś przemyśleć taką opcję... Żeby dzielić ze mną apartament. - znowu podniósł na mnie oczy, które teraz były zaniepokojone. - Mam świadomość, że wszystko zepsułem tymi pigułkami, ale jeśli się zgodzisz to obiecuję, że do niczego nie będę cię zmuszał. - serce zaczęło mi bić jak szalone na samą myśl o tym jak było nam razem dobrze w jego domu w Denver. Mimo przykrych konsekwencji oczywiście. - Będę grzeczny, daję słowo. - jego oczy błysnęły znacząco, gdy uniósł moją dłoń do ust i musnął wargami lekko wystające zza gipsu palce.

Chciałam potrzymać go chociaż trochę w niepewności, choćby z czystej przekory, ale jak zwykle doprowadzał mnie do stanu, w którym nie potrafiłam myśleć logicznie. Tak naprawdę brakowało mi go obok każdej nocy, której zasypiałam w swoim własnym pokoju. Sama nie chciałam jednak poruszać tego tematu, aby nie burzyć tego co budowaliśmy od czasu wpadki ze szpitalem w Las Vegas. Metoda małych kroczków, ot co. Ale skoro teraz sam proponuje...

Ostatecznie pokiwałam powoli głową, co wywołało triumfalny uśmiech na twarzy blondyna.

- Mam tylko jedno „ale". - powiedziałam robiąc groźną minę. Zaciekawiony przekrzywił głowę nie przestając się uśmiechać. - Ty... - tu dźgnęłam go palcem wskazującym w pierś. - ...masz zajmować się przede wszystkim sobą, swoimi potrzebami i zespołem. Nie wolno ci się dekoncentrować. A pomagać będziesz mi bardziej przy okazji i to tylko kiedy cię o to poproszę. - uniósł jedną brew, spojrzał na mnie powątpiewająco i otworzył usta chcąc coś wtrącić, ale złapałam go za kołnierz koszulki i pociągnęłam lekko. - Bez dyskusji, Tedder. Przyjechaliśmy tu pracować, tak? - zmrużyłam niebezpiecznie oczy i od niechcenia puściłam jego ubranie.

W końcu nie wytrzymał i roześmiał się w głos. Nawet siedzący po ukosie Eddie i Brent odwrócili głowy w naszą stronę uśmiechając się głupio. Próbowałam zachować powagę, ale czułam, że kąciki ust drżą mi coraz bardziej.

Unbroken (Ryan Tedder/OneRepublic ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz