3. Kochasz mnie?

458 45 3
                                    

-Mamo, po co pobierali ci krew? Coś ci jest? Kiedy dostaniemy wypis? Chcę już do domu- córka wciąż zadaje pytania, ale nie dostaje na nie żadnej odpowiedzi. Sophia jest zbyt zmęczona psychicznie, aby cokolwiek jej tłumaczyć, ale czy kiedykolwiek będzie w stanie powiedzieć Anastazji, że ta jest chora na białaczkę? Jak matka ma to powiedzieć własnej córce? Kiedyś będzie musiała to zrobić, jednak za wszelką cenę próbuję odwlec ten moment w czasie, jak najbardziej się da. Jakby to miało zmniejszyć jej cierpienie.

-Dzisiaj jeszcze tu zostaniesz, dobrze? Ja wrócę do domu po kilka rzeczy, a ty tu na mnie poczekasz- chciała powiedzieć to tak, aby córka nie wyczuła, że coś jest nie gra, lecz chyba jej się to nie udało.

-Mamo, co mi jest? Proszę cię! Powiedz mi- Anastazja nie jest głupia. Otaczają ją ludzie mili, ze współczuciem w oczach, do tego jeszcze musi spędzić tu noc, a to nie może oznaczać niczego dobrego. Z jednej strony chce znać prawdę, jednak z drugiej bardzo się boi, że usłyszy coś, co zmieni jej życie o 180 stopni. Towarzyszy jej to samo uczucie, co Sophii podczas wizyty w gabinecie lekarza.

-Kochanie porozmawiamy rano- Sophia czuje, że jeśli nie ulotni się w tej sekundzie, to zaraz rozklei się na oczach córki, ale musi zostać, bo Ana przezwyciężyła swój strach i złapała matkę za rękę, gdy ta chciała wstać. Teraz nie ma już ucieczki...

-Nie jestem dzieckiem i umiem się domyślić kiedy coś jest nie tak- kobieta naprawdę chciała wszystko wytłumaczyć córce, lecz nagle poczuła, że w ustach jej zaschło, do tego stopnia, iż odchrząknięcie sprawiło jej ból. Tylko czy to na pewno było przyczyną rozdzierającego ją bólu?

-Byłam u lekarza i on... on powiedział- zupełnie jakby ktoś odkręcił wodę w kranie, tak łzy zaczęły kapać z policzków Sophii. Kobieta czuje ból nawet w najmniejszej komórce jej ciała.

-Co powiedział lekarz?- również oczy Anastazji zaczynają się szklić, przez co wyglądają jakby łzy zatrzymały się w połowie drogi i tylko czekają, aż ktoś da im znak do startu i potem już bez oporów wyleją się potokiem.

-Masz białaczkę- to był ten znak. W pierwszej chwili nastolatka nie zrozumiała co oznaczają słowa matki. Zupełnie jakby nie znała żadnego z nich, ale po chwili zaczęły one nabierać sensu. Wszystko się zawaliło jak domek z kart. Jej niebieskie oczy posmutniały i teraz nie pomógłby nawet kit, który wciskała mamie, że oczy jej się pocą. Zawsze tak robiła, gdy chciała ukryć to, że płakała, lecz teraz nie ma szans, aby to zamaskować. Tego nie dało się ukryć, to zauważyłby nawet niewidomy.

-Mamo, kochasz mnie?- Sophia byłą zupełnie zaskoczona tym pytaniem. Spodziewała się gniewu, rozpaczy, płaczu, a zamiast tego usłyszała to pytanie, które jeszcze bardziej rozerwało jej serce. Oczywiście, że kocha swoją córkę i to najmocniej na świecie, ale czemu Anastazja zamiast zaprzeczać, krzyczeć, pyta o rzeczy tak oczywistą, jak to, że jesienią spadają liście, a niedźwiedzie zapadają w sen zimowy?

-Oczywiście kochanie. Z całych sił, przecież wiesz, że mam tylko ciebie- to prawda, miały tylko siebie nawzajem. Ojciec nastolatki już dawno przestał się nią interesować. Jeszcze przed jej narodzinami zdecydował, że nie chce mieć z nią nic wspólnego, przez to zabił miłość jaką darzyła go Sophia. Mieszkały skromnie, można powiedzieć, że bardzo skromnie, ale nie głodowały, miały w co się ubrać, to było najważniejsze. Nic nie zmieni uczuć jakimi kobieta darzy swoją córeczkę.

-To bądź ze mną zawsze- matka przytula swoją jedyną córkę i nie wypuszczała z objęć przez całą noc, którą wspólnie przepłakały. Żadna nie ukrywała łez, bo obie przeżywały to samo i były wdzięczne Bogu, że mają siebie i swoje wsparcie. Jednocześnie Sophia błagała Boga, żeby on również ich nigdy nie zostawiał.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Życie Gregora było zdecydowanie inne. Był bogaty- to rzucało się od razu w oczy, ale był też człowiekiem, czego nie można powiedzieć o niektórych milionerach, żeby nie rzec, że o wszystkich. Również ważne były dla niego dzieci- Liliana i William, które zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Urodzeni w dobrym domu, ale nie rozpieszczeni, po prostu szczęśliwi. Niestety obraz szczęśliwej rodziny został zburzony przez ich matkę. Alison to typowa kobieta biznesu, wymagająca aby jej dzieci odnosiły same sukcesy. Uczenie się na własnych błędach nie wchodzi w grę. Gregor zupełnie do niej nie pasował, a jednak wciąż się z nią nie rozwiódł, czemu? Chyba nawet on nie znał na nie odpowiedzi. On nawet nie był w stanie zrozumieć, dlaczego powiedział sakramentalne "tak". A no tak, to wina jego "kochanej" rodziny, dla której ważne są jedynie pieniądze i pozycja społeczna.

-Tatoooo, gdzie moje buty?- od konsumowania śniadania wyrywa go głos wiecznie roztrzepanej Liliany, która wręcz gubi nogi na schodach. Kiedy ona nauczy się normalnie po nich schodzić, tak aby nie przyprawiać ojca o zawał?

-Tam gdzie je ostatnio zostawiłaś- odpowiada, kręcąc z niedowierzaniem głową, że przez te 15 lat udało jej się nie zaliczyć żadnej gleby schodząc na dół. To jakiś cud.

-To mi pomogłeś, rzeczywiście- Liliana nawet nie próbowała pytać matki, bo tamta wie tylko jaki jest pin do kart kredytowych jej męża. Buty znalazła obok kanapy w salonie, po czym dołączyła do reszty w jadalni.

-Możecie tak nie krzyczeć od rana?! Głowa mi pęka- o wilku mowa. Panna zrzęda na swoim miejscu, wszyscy są, więc można zaczynać rodzinne śniadanie. W jadalni panuje taka cisza, że da się usłyszeć muchę, która za wszelką cenę próbuję wydostać się na zewnątrz. Każdy lokator tego domu wie, że jeśli chce przeżyć smutny obowiązek jakim jest jedzenie śniadania, musi powstrzymać swój język, przynajmniej do momentu, gdy Alison się gdzieś ulotni.

-Tato przyjdziesz dzisiaj na moje zawody?- Liliana jednak ma gdzieś ból głowy matki. Gdyby miała się nim przejmować, to przez całe swoje życie nic innego by nie robiła. Jest zupełnym przeciwieństwem swojego starszego brata, ale mimo to i tak świetnie się dogadują.

-Oczywiście, a teraz wybaczcie, ale praca czeka- żegna się po kolei ze swoimi dziećmi, po czym wychodzi i odjeżdża w kierunku firmy. Zabawne jest to, że wszyscy mają ich za idealną rodzinę, ale nikt oprócz ich samych nie wie, jak jest naprawdę. Może to właśnie dlatego Gregor nie ma jak rozwieść się z żoną. Nie chce rozczarować otoczenia, ale też i swoich dzieci, które względnie mają poukładane życie, którego mężczyzna nie zamierza rujnować. Poza tym jakim sędzia da rozwód takiej idealnej i dobranej parze?

-Panie Flarens, te dokumenty o które pan prosił- od razu po wejściu dopada go sekretarka, jakby tylko czekała, na moment, aż mężczyzna przekroczy próg firmy i będzie mogła mu się pochwalić wynikami swojej pracy.

-Nie teraz- szybko znika z jej pola widzenia w swoim biurze, które zamyka na klucz, aby choć na chwilę odciąć się od świata, galopującego niczym koń po torze z przeszkodami. Chwila ciszy i spokoju. Niech się nią nacieszy, bo to jedna z ostatnich takich chwil przed wydarzeniami następnego dnia...

********************

Niestety po poprawce, w tym rozdziale Sophia i Gregor jeszcze się nie spotkali, ale już niedługo. Nie wiem jak Wy, ale ja miałam momenty, gdy łzy same stawały mi w oczach.

-NiktSpecjalny

Pomyłka? Przeznaczenie?/ZAWIESZONE/Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang