Prolog

725 99 12
                                        

— Boże?

— Tak, chłopcze?

Szatyn nieśmiało mierzy wzrokiem wysokiego, postawnego starca. Rozgląda się po otoczeniu, jakby chciał zebrać jeszcze myśli, ale już po chwili ponownie przenosi wzrok na swojego rozmówcę. Zaplata on dłonie za plecami i wpatruje się błękitnymi, inteligentnymi oczami w Ziemię, widoczną za mlecznymi obłokami i pasmem iskrzących się delikatnie gwiazd. Jego biała szata okrywa bose stopy, pomarszczone równie mocno, co reszta jego starczego ciała, które ledwie już trzyma się na nogach.

— Zastanawiam się od... odkąd tu jestem... — Chłopak o ciemnych oczach stara się ubrać w słowa to, o czym myśli już tyle czasu. — Dlaczego właściwie zabijasz tych wszystkich ludzi za młodu?

Bóg w końcu przenosi wzrok na swojego gościa, który wydaje mu się bardzo zdezorientowany. Gładzi w zamyśleniu swoją długą, siwą brodę i wzdycha, zaciągając się dymem ze swojej ulubionej, złotej fajki,która jednak z każdym dniem lśni coraz mniej, odliczając koniec jego złudnej iluzji wieczności.

— Jesteś tu nowy, prawda? — Starszy pyta w końcu ochrypłym głosem, siadając na miękkim krześle, które chwilę wcześniej zmaterializowało się w tym miejscu znikąd.

— Tak, i w dodatku to właśnie ja mam pokierować twojego następcę — odpowiada, kiwając lekko głową. — Chciałbym wiedzieć jak najwięcej, ale... twój czas kończy się tak szybko... Nie rozumiem, dlaczego mogliśmy się spotkać dopiero teraz...

— Pierwszy ci zabronił?

— Przyjść tu wcześniej? Tak. Nie rozumiem dlaczego. Poza tym... Nie stawił się nawet osobiście na spotkanie ze mną.

— Nie musisz rozumieć, dlaczego się tak stało. Jeśli Pierwszy tak zdecydował, miał w tym jakiś cel.

— Nie wątpię, ale... co z moim pytaniem, o panie? — Spogląda na Boga ciemnymi oczami, oblizując dolną wargę, jak miał zawsze w nawyku. Przez delikatny powiew wiatru, który roztrzepuje nieco włosy starca,młody chłopak zauważa, że władca nie ma jednego ucha. Dziwi go to na tyle mocno, że przez chwilę zapomina, po co właściwie tu przyszedł i co chciał powiedzieć. — Myślę, że powinienem znać odpowiedź chociaż na to.

— Wiesz, chłopcze... usiądź. — Starzec jednym ruchem ręki tworzy identyczne krzesło, co swoje, i macha ręką na wysokiego, młodego mężczyznę, aby ten usiadł. Ciemnowłosy dość niepewnie, jednak pozwala sobie w końcu zająć miejsce obok władcy, jak równy z równym. — Co widzisz?

— Kosmos, chmury, planety, Ziemię... — Młodszy zaczyna wyliczać rzeczy, które ma przed oczami, nie mogąc się nadziwić, jak niesamowity widok prezentuje się z najwyższego punktu nieba. Przyzwyczaił się już do ogólnego życia w otwartej, wiecznie błękitnej przestrzeni pełnej miękkich chmur, jednak widok, jaki ma na co dzień Pan tego świata, jest po prostu nieporównywalny z niczym, co do tej pory widział.

Ma w tej chwili wrażenie, że cały jego świat po raz pierwszy kręci się właśnie wokół niego.

Że świat leży u jego stóp.

— Ludzi — dokańcza za niego staruszek, uśmiechając się do siebie lekko. Ponownie zaciąga się swoją fajką, aby następnie wypuścić z ust turkusowy dym. — Ludzi, którzy grzeszą. Często nie doceniają szczęścia, jakim jest życie. Sam niezbyt je doceniałem zawczasu... To normalne, ale... muszą ponieść karę.

— Przecież często umierają niewinni! To niesprawiedliwe, prawda? Dlaczego jedni mają ponosić winę za drugich? — Anioł spogląda na Boga z wątpiącym wyrazem twarzy. — Nie możesz zaprzeczyć, panie, że to nie jest normalne. Moja śmierć również nie była sprawiedliwa.

— Nie mogę. Niestety i ja nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. — Białowłosy kieruje spojrzenie na swoje chude, sine dłonie i wzdycha cicho. — To tak zabawne, że tylko jedna osoba wie, dlaczego świat jest tak nielogicznym w różnym rozumieniu miejscem. Dlaczego świat nie może być idealny. Być... dobry. A ja przez całą kadencję nie byłem wstanie go zmienić na lepsze... Niedola będzie trwać wiecznie.

— Jedynie Pierwszy to wszystko wie?

— Zapewne tylko on.

— Gdzie on teraz jest?

— Tego najpewniej nie wie nikt.

𝐠𝐝𝐳𝐢𝐞 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐦𝐨𝐣𝐞 𝐧𝐢𝐞𝐛𝐨? | 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤Where stories live. Discover now