- A więc wracajmy, im szybciej tym lepiej - bez czekania na odpowiedź ruszył przed siebie, a Aileen starała się dotrzymać mu kroku.



Podniósł klapę włazu. Zwrócił się do niej.

- Schodzisz pierwsza?

- A n i  d r g n i j c i e - usłyszeli głos mężczyzny, który dokładnie oddzielił każdy wyraz - ręce do góry i przodem do nas - skierowała wzrok na Carl'a, ujrzała pioruny, wykonali jego polecenie. Ujrzeli mężczyznę ze skierowanym w ich stronę karabinem i kobietę z pistoletem AEG'iem.

- Ty, młody - skierowała broń na chłopaka w kowbojskim kapeluszu - zawołaj resztę, faceta z kuszą, lidera, Koreana, samurajkę, brunetkę z włosami do brody i blondynkę co z kusznikiem kręci.

Aileen skrzywiła się na tą uwagę. Carl westchnął, po czym zawołał wszystkich według wskazanej kolejności. Echo rozległo się po podziemnym budynku, a z jego głębi wyjawiły się kolejne twarze.

- Ręce do góry! Żadnych gwałtownych ruchów! - wyniosłym głosem oznajmiła Brenda, nikt nie ośmielił się przeciwstawić.

- Brenda oraz George Brown'owie. Kojarzycie to nazwisko? - zapytał z wymierzonym karabinem. Pokiwali głowami.

- W takim razie sprawa jest prosta, opuszczacie schron w tym stanie, w jakim aktualnie przed nami stoicie, po czym znikacie gdzieś w dalekim świecie, byśmy nigdy więcej nie musieli widzieć waszych twarzy - odparła Brenda na jednym wydechu. Rick spojrzał kątem oka na twarze członków grupy. Były oblane strachem. On sam również nie był zadowolony z tej sytuacji.

- Słuchajcie, my rozumiemy, że zajęliśmy wasz - pauza - dom, jak mniemam, ale posłuchajcie, możemy - zawahał się na chwilę - możemy podzielić się schronem, miejsca jest przecież wystarczająco, możemy wspólnie...

- Nie ma żadnego wspólnie, ani nie ma żadnego dzielenia - przerwał mu George - już wystarczająco poczęstowaliście się naszymi zapasami i wykorzystaliście nasze zapasy wody - podkreślał za każdym razem wyraz "nasze" wskazując dłonią ściągniętą ze spustu na swoją żonę i na siebie.

- W takim razie pozwólcie nam przynajmniej na zabranie naszych zapasów - powiedział Rick. Usłyszał cichy jęk, spowodowany bólem podniesionych rąk.

- Żartujesz sobie ze mnie?! - krzyknął George - To jakaś kpina! Żyjecie sobie na garnuszku obcych ludzi i jeszcze bezczelnie nie chcecie nic im oddać w zamian! Co za kultura!

- Wiecie, łatwiej by było, gdyby nasi bratankowie zyskali schronienie, ale niestety, tak się nie stało - na ich twarze wstąpił niepokój. Właścicielowi colt'a python'a spłynęła kropla potu po czole.

"O boże" - pomyślał.

- Hah, wasze miny wszystko zdradzają! A więc byli tu, czyż tak? - nie odpowiedzieli, George zwrócił karabin ku blondynce stojącej na prawo - blondyna, no przyznaj, byli tu, czy nie? - wymierzył w nią, Beth dygotała ze strachu - Zadałem ci pytanie! Byli tu, czy nie?! - wrzasnął.

- Ian i Logan, było ich dwóch, było ich dwóch! - powiedziała z przerażeniem.

- Ah tak, Ian i Logan, bardzo dziwny zbieg okoliczności, bo właśnie takie imiona nosili nasi bratankowie. Żądacie coraz więcej, a sami nie daliście dosłownie nic w zamian. Zeżarliście nasze zapasy, wykorzystaliście, akumulator, wodę, spaliście na naszych łóżkach, nosiliście nasze ubrania, a na dodatek, uśmierciliście naszą rodzinę. Powinniśmy was zabić, ale jako iż byliśmy zawsze dobrymi ludźmi, dajemy wam szansę odejścia bez słowa, to jak? 

- Nigdzie się stąd nie ruszamy - wtrącił Daryl zabierając głos. Starszy mężczyzna wycelował w niego karabin. Wszyscy skierowali twarze na kusznika

- Takiś waleczny, Daryl? - starał się nie wyrazić na twarzy zaskoczenia faktem, iż znał jego imię - Próbujesz zgrywać grupowego herosa, a w rzeczywistości jesteś niesamowicie cherlawy tam w środku, prawda?

- Nie oddamy wam tego pieprzonego schronu! To my tu byliśmy pierwsi i to my jesteśmy aktualnymi właścicielami i w dupie mam to, co napisane jest na tablicach! - pomiędzy członkami grupy przeszedł szmer. Każdy coś dopowiedział pod nosem.

George spojrzał na Brendę.

- Wiesz, z tego co widzę, to tylko ty wyrażasz jakikolwiek sprzeciw, reszta grupy chyba pogodziła się z waszym losem. Jeśli faktycznie zamierzacie tu zostać, bądź, czego wam nie polecam, wpadniecie na pomysł ukatrupienia nas to, uuu - mlasnęła - nie chciałabym być w waszej skórze, kiedy Negan tu przyjedzie, a to może nastąpić za około dwanaście godzin, jeśli nie nadamy sygnału radiowego.

- A co to, kolejny bratanek? - wstrzymali oddech. 

"Co ty robisz, Daryl?!" - zapytała go w myślach Aileen.

- Wolnego, to nasz siostrzeniec. Bezlitosny i potrafiący siać prawdziwy terror.

- Dajcie mi tu tego Negana, założę się, że to chojrak jakich mało! - opuścił ręce i uniósł prawą pięść. Kotłowała się w nim złość, i to na największym palniku.

Aileen skierowała wzrok na kobietę. Brenda co chwilę zmieniała cel. George cały czas miał skierowany karabin na kusznika. Jej serce biło jak oszalałe. Pomimo ogromnego bólu, który sprawiał jej od dłuższego już czasu, kochała go całym swoim sercem. 

Glenn coś krzyknął, jednak do Aileen nie dotarły te słowa.

Skupiła swój wzrok na prawej dłoni starszego mężczyzny.

Każda kość była widoczna.

Śródręcze było wyraźnie naprężone.

"On go zabije! Muszę coś zrobić!"

W lesie rozległ się odgłos krótkiej serii wystrzałów.

Jakieś teorie?🤔

Gwiazdkujcie, komentujcie, a next będzie szybciuteńko!💫

Pozdrawiam!🙌

Koliber | TWD✔Where stories live. Discover now