IV

31 9 3
                                    

-Ed, nie potrafisz być poważny - prychnęłam odsuwając się o krok i kręcąc głową z poirytowaniem.
-Mówię serio! - zawołał krzyżując ręce na piersi. Odwróciłam się na pięcie i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko.
-Przerwa od bycia Taylor Swift, świetna rada - syknęłam zdenerwowana. Ed uniósł wzrok do sufitu, po czym odetchnął ciężko.
-Pomyśl o tym - powiedział spokojnie chwytając mnie za bark. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę i bez większego entuzjazmu powiedziałam, by kontynuował. -Zniknąć na chwilę. Wrócić do czasów, kiedy sama wychodziłaś do sklepu po mleko, bez stresu jeździłaś autobusem, mieszkałaś w klitce na kredyt. Nie tęsknisz czasem za czymś takim?
Przewróciłam oczami, ale w głębi serca czułam, że to prawda. Tęskniłam za normalnością, za spotykaniem się z przyjaciółmi, a nie paparazzi. Jednak, gdy tylko sobie to uświadomiłam, natychmiast zganiłam się w myślach. Biedna gwiazdeczka Taylor Swift.
-Wiem, że tak - rzucił Ed wzdychając. -Ja też czasem tęsknię.
-Czyli powinnam o tym bardziej myśleć i jeszcze bardziej się dołować? - zaśmiałam się nerwowo. -Oboje wiemy, że z tego punktu, w którym jesteśmy nie ma powrotu.
Ed nonszalancko uniósł brwi i stał tak patrząc się na mnie przez dobre kilka sekund, aż w końcu dodał spokojnie:
-Jest, jeśli masz dobre sposoby.
-Sposoby? - spytałam niepewnie, a on żwawo pokiwał głową wskazując dłonią na krzesło.
-Usiądziemy czy masz jeszcze zamiar iść się obrazić do kąta?
Przewróciłam oczami i nie mogąc powstrzymać się od lekkiego uśmiechu usiedliśmy na przeciwko siebie przy hebanowym stole. Przesunęłam delikatnie wazon z chryzantemami, żeby mieć czysty widok na Eda, który oparł łokcie na stole i skrzyżował dłonie jak prawdziwy rekin biznesu.
-Więc? - spytałam zadziornie będąc w o niebo lepszym nastroju niż rano. -Będziesz mnie trzymał w napięciu czy wyjawisz swoją tajemnicę na powrót do przeszłości?
-Zmiana tożsamości - rzucił Ed swoim głębokim, basowym głosem zarezerwowanym na najważniejsze okazje.
-Tożsamości? - nie byłam pewna, o co mu chodzi i czy przypadkiem znowu nie robi sobie ze mnie jaj. On jednak westchnął głośno i usadowił się wygodniej na krześle.
-Tak, T - powiedział przecierając twarz dłonią. -Tożsamość, identidad, identität, tapatybė... nazywaj to sobie, jak chcesz. Chodzi o... chwilowe zostanie kimś innym.
-Jasne - zaśmiałam się opierając brodę na dłoni. -Tak jak Superman?
-Dobra, teraz to ty się wygłupiasz - odpyskował Ed. Zauważyłam, że powoli zaczynał się irytować, bo jego prawe oko delikatnie drgało, co poprawiło mi humor jeszcze bardziej niż sama rozmowa.
-Okej, powiedzmy, że ci wierzę - rzuciłam lekkim tonem marzycielki. -Co, twoim zdaniem, powinnam zrobić?
-Runaway.
Wybuchłam nerwowym śmiechem, podczas gdy Ed bez ruchu spoglądał mi prosto w oczy.
-Strasznie hasłowo dziś mówisz - odpowiedziałam mozolnie podnosząc się z krzesła i podchodząc do barku.
-To tylko przyjacielska rada - powiedział zdenerwowany. -Widzę, jak to wszystko na ciebie działa. Jeśli dalej będziesz się tak prowadzić, dotrwasz maksymalnie do trzydziestki.
-Ed, nie mogę tak wszystkiego rzucić - protestuję wyjmując z barku czerwone wino i rozlewając je do dwóch wysokich kieliszków. -Wszystko to, co robię, robię dla ludzi, na których mi zależy. I nagle miałabym ich olać? Bo co, bo mam gorszy dzień?
-Chyba gorsze dwa lata - mruknął chłopak biorąc ode mnie kieliszek. Położył go na stole i zaczął jeździć palcem po jego czaszce. -Najlepsze, co możesz zrobić dla swoich fanów, to zadbać o siebie.
-Łatwo ci mówić - warknęłam trochę ostrzej niż zamierzałam. Z powrotem wróciłam na krzesło na przeciwko Eda biorąc łyk cierpkiego, wytrawnego wina. -Ty nigdy nie nagrywałeś popowych hitów tylko po to, żeby im się przypodobać.
-To prawda - zaśmiał się kręcąc głową. -Ale ty tak. I z tego co pamiętam, nie byli zachwyceni.
-Dzięki za pocieszenie - odpowiedziałam bez entuzjazmu pochylając się nad kieliszkiem. -Nawet... nawet jeśli tłumaczyłabym to sobie tak jak mówisz, to pozostają inne osoby. Mama. Tata. Austin. Karlie. Sel. Miałabym ich tak zostawić bez słowa?
-Nie doceniasz mnie - rzucił Ed z umiechem. -Jeśli tylko byś się na to zdecydowała, wspierałbym cię w stu procentach, Taylor.
-Och, czyli po prostu chcesz się mnie pozbyć? - na krótką chwilę wrócił nam dobry humor. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a kiedy przestaliśmy, Ed położył swoją dłoń na mojej i uśmiechnął się pokrzepiająco. Ale nie tak pokrzepiająco jak Caroline, tylko szczerze. To był jeden z tych uśmiechów, które wywołują przyjemne ciepło w każdej partii twojego ciała, a serce osiąga temperaturę wrzenia.
-Nie chcę się ciebie pozbyć, T-Swizzle - powiedział ściskając moją dłoń. -Chcę pomóc ci... odnaleźć siebie. Z powrotem. Żebyś już nigdy nie powiedziała, że to nie jesteś ty.
Niepewnie uniosłam wzrok na Eda i zobaczyłam w jego oczach pewność siebie. Wiedział, co mówi i to mnie pokrzepiło. To była jedna z tych rzeczy, które pomogły mi otworzyć usta i z cicho powiedzieć:
-W takim razie pomóż mi stąd uciec.

 To była jedna z tych rzeczy, które pomogły mi otworzyć usta i z cicho powiedzieć:-W takim razie pomóż mi stąd uciec

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przez cały kolejny tydzień praktycznie mieszkałam w studiu nagrywając jedną piosenkę po drugiej. Wszystkie jednak były mniej więcej na tym samym poziomie co Great Party i o ile normalnie bym protestowała i nie dawała się wkopać w coś takiego, tym razem pozwoliłam Caroline przejąć kontrolę. Nie dlatego, że byłam uległa, że nagle spodobały mi się jej utwory albo że zrozumiałam jej tok myślenia. Po prostu tej nocy, kiedy odwiedził mnie Ed, coś ustaliliśmy. Miałam siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, nie wychylać się i być panną na wysyłki Caroline. Nagrywać wszystko, co chciała, nie sprzeciwiać się. Wrzucać sztuczne posty na Facebooka tylko po to, żeby ją uszczęśliwić. A potem miał nadejść ten moment. Przełom. Katharsis.

Wyznaczyliśmy wspólnie datę, o której nikt nie wiedział - 14 października. Wtedy miałam odebrać fałszywe dokumenty, zmienić wszystkie potrzebne elementy wyglądu, zgarnąć najważniejsze rzeczy i wsiąść w pociąg, który wybrał dla mnie Ed. Żeby wszystko miało lepszy efekt, aż do czternastego miałam nie wiedzieć, gdzie pojadę.

Pomimo tego, że byłam cholernie zajęta uszczęśliwianiem Caroline udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik przed dziesiątym. Zaplanować mój wygląd, wymyślić, co powiemy najbliższym, fanom, ustalić, kto zajmie się kotami. Cały czas czułam, że mogę polegać na Edzie, był jedyną osobą, wiedzącą o planie, który bezwstydnie nazwaliśmy Runaway. Zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, a na mojej twarzy już wtedy częściej zaczął pojawiać się szczery uśmiech.

-Taylor, skup się - krzyknęła Caroline wyrywając mnie z zamyślenia. -Jesteś dzisiaj strasznie rozkojarzona. Przypominam, że mamy jeszcze sześć piosenek do nagrania, nie ma czasu na obijanie się!
-Przecież jest dopiero dwunasty - westchnęłam spoglądając na kalendarz z moją podobizną wiszący nad komputerem. W zmęczonych dłoniach trzymałam pognieciony arkusz z tekstem piosenek napisanych przez autora Great Party.
-Tak, ale z tego co kojarzę, jutro i pojutrze bierzesz sobie wolne - warknęła menadżerka, na co ja przewróciłam oczami. Dzień przed wyjazdem chciałam spotkać się z przyjaciółmi i wszystkimi, na których mi zależało. Nie byłam pewna, ile czasu minie, zanim znowu ich zobaczę.
-Jasne - burknęłam ulegając. Bądź miła, przypomniałam sobie. Jeszcze kilka dni i Caroline zniknie z twoich oczu, kto wie, może na zawsze. -Daj mi jeszcze raz przeczytać i możemy nagrywać.
Menadżerka kiwnęła głową i zaczęła przeglądać najnowsze trendy wśród gwiazd muzyki pop na Instagramie. Ostatni raz przeleciałam wzrokiem tekst, pociągnęłam łyk mocno za słodkiej kawy i z powrotem wróciliśmy do nagrywania.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 09, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kochanie, nigdzie nie pójdzieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz