Całym ciężarem pchnęłam drzwi z plastikowymi szybami. Częściowo znudzona, częściowo zdziwiona recepcjonistka spojrzała się na mnie, po czym ponownie skierowała wzrok na ekran telefonu. Świetnie. Podeszłam do broszurki dostępnej na stoliku obok przetartej kanapy. Ta jedna, konkretna sala znajdowała się na trzecim piętrze na końcu korytarza. Schowałam ulotkę do kieszeni, po czym w szaleńczym pędzie wbiegłam po schodach. Nie tylko ja słabłam. On też. Ale ja mniej. Sapałam, pociłam się, stękałam podczas coraz wolniejszej wspinaczki. No cóż, kondycja u mnie nie była na jakimś wybitnym poziomie. Powoli uchodziła ze mnie siła. Ale nie mogłam w tej chwili stanąć. To by było nie w porządku wobec Isaaca. Ile on dla mnie zrobił? A ile ja dla niego? Różnica była drastyczna. Bo on oddał 4/5 swojego życia.
Sala 34 b. Szarpnęłam na metalową klamkę. Drzwi ustąpiły, więc zanim zamknęły się samoczynnie, wykonałam popisowy, niezbyt udany wślizg do środka. Zobaczyłam go na szpitalnym, metalowym łóżku. Nikt przy nim nie stał, nikt go nie pilnował. Uklękłam przy łóżku.
-Proszę...
-Greta, jesteś jakaś niepoważna. To się nie uda. OSZALAŁAŚ.
-Dobrze to ująłeś. - wyciągnęłam go siłą z łóżka. Nie stawiał oporu.
To była jedna, cudowna chwila.
Która zbyt szybko się skoczyła.
YOU ARE READING
Caramel Coffee
Short StoryPoczątek serii o samotnych ludziach znajdujących swoją bratnią duszę...