Epilog: Gdyby nie Ty

Zacznij od początku
                                    

Skręcił z drogi w leśną dróżkę, modląc się, by auto mu się nie zakopało. Na nieszczęście tak się właśnie stało. Auto stanęło, a on mógł tylko bezsilnie wciskać gaz.

- Świetnie...

- Spokojnie, przewidziałem to - powiedział z uśmiechem i zgasił silnik, wyskakując z auta. Po chwili otwierał już drzwi dziewczynie i podając jej szarmancko dłoń. Roześmiała się, ale wyszła z samochodu i razem ruszyli wzdłuż ośnieżonego lasu.

- Co ty kombinujesz?

- Idziemy na obiad.

- Na obiad?

- Tak, na obiad. Znalazłem świetną knajpkę.

Ginny popatrzyła na niego, jak na wariata, ale nic nie powiedziała, tylko dała się poprowadzić. Blaise stawiał duże kroki, od czasu do czasu odwracając się, by zobaczyć jak Weasley skacze po jego śladach. Spodnie miała całe przemoczone, buty najpewniej też. Skrzywił się i jednym ruchem wziął ją na ręce.

- Co robisz? - dała mu zimnego buziaka, gdy spojrzał na jej czerwoną z zimna twarz. - Dam radę.

- Facetem jestem, nosić będę. 

I szli razem, a raczej Blaise szedł, starając się nie wymiękać i stawiać kroki pewnie, ale śniegu było coraz więcej, a Ginny ciążyła mu coraz bardziej. Drzewa straciły na uroku, plecy miał spocone, a obiecanego obiadu, jak nie było tak nie było.

Nie wiedział, ile szedł, ale wiedział, że się zgubił. To było pewne. Prawdopodobnie wjechał w złą dróżkę. Knajpka, którą wybrał, była tuż zaraz, a on szedł i szedł. W końcu zmęczony odstawił Ginny na śnieg i otarł czoło.

- Poległem - wysapał i runął na śnieg, czując przyjemne zimno na policzkach.

- Blaise!

- Cicho kobieto, poległem.

- Przeziębisz się!

- To nie zmyje mojej zmazy...

Poczuł, jak dziewczyna trąca go butem.

- Kopiącego się nie leży, Gin...

- Nie kopie...

- Co?

- Nie kopie. Leżącego się nie kopie.

- Jeden kij - mruknął i przewalił się na plecy, patrząc na dziewczynę, która wyglądała, jakby nie wiedziała czy się śmiać, czy się złościć. - Piękności moje.

Parsknęła, a następnie przykucnęła, zgarniając trochę śniegu.

- Czyli wracamy?

Jęknął, zakrywając się dłonią.

- Co za idiota ze mnie.

- Trochę.

Spojrzał na nią, jak zagryzała ze śmiechu wargi.

- Śmiej się, śmiej, a ja chciałem ci się tak ładnie oświadczyć.

Jego sens i życie zamrugało oczami, jakby do końca nie rozumiejąc.

- O... co?

- Oświadczyć - podniósł się do pozycji siedzącej i zdjął rękawiczki, by pogrzebać w kieszeni, z której wyjął małe, czerwone pudełko. Ginny zbladła, a Blaise machnął jej pudełkiem przed nosem. - Wyjść za ciebie chciałem. Do restauracji zabrać. Skrzypce zamówić. Poległem.

Schował pudełko z powrotem do kieszeni i wstał, wyciągając dłoń do otępiałej Ginny.

- Wracamy - powiedział ponuro. - Wygląda na to, że ślubu nie będzie.

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz