Epilog: Gdyby nie Ty

14.3K 719 551
                                    

📷

Była jego wszystkim. 

Dzień, w którym zobaczył ją inaczej niż zawsze, dzień, w którym dostrzegł, że jest esencją jego życia pamiętał tak dobrze. Był wtorek, a on sam nie miał do zrobienia niczego oprócz załatwienia kilku gównianych Gryfonów. Wszystko było już gotowe, pułapki rozprowadzone, a on leżał w pokoju wspólnym, czekając aż pierwszoroczni posikają się ze strachu na swoim hogwarckim chrzcie. 

Coś jednak poszło inaczej niż zaplanował. Pamiętał, że do pokoju wpadła rozczochrana Pansy, z zakrwawioną i wykrzywioną twarzą. Zerwał się z kanapy.

- Co jest?

- Szumowina Weasley! Przyłapała mnie i uwolniła trójkę dzieciaków! Macha teraz jak opętana różdżką i wszystko psuje! Nott próbował ją unieszkodliwić.

Zerwał się do biegu, myśląc o tym, ile pieniędzy zmarnował na te pułapki. Nie mógł teraz pozwolić, by jakaś ruda wsza wszystko mu zniszczyła. Odpychał uczniów, gnając na trzecie piętro i modląc się, by Święta Trójca nie odkryła niczego podejrzanego, inaczej natychmiast wszczęliby raban.

Była tam. Stała na środku pola magicznego, machając nad głową różdżką. Za nią dyndało przy suficie paru pierwszoroczniaków obwiązanych magicznymi linami. Mimowolnie zatrzymał się, wpatrując się w rozwiane rude włosy, w zezłoszczoną twarz i błyszczące oczy.

Jest taka piękna.

- Blaise?

I znowu te oczy. Niebieskie, jak czysta, morska woda. Ale nie pełne złości i nienawiści, tylko miłości i zaufania. Ciepłe, jak ogień w kominku w mroźny wieczór. Pełne uczucia. Pełne odbicia przyszłości. W te oczy chciał spoglądać do końca życia. 

- Blaise?

Strzeliła w niego upiorogackiem. Zawsze była w tym dobra. Uchylił się tylko dlatego, że była zbyt wściekła, by dobrze wycelować. Odrzuciła rude włosy do tyłu, jakby już dawno przestała być grzeczną dziewczynką. 

- Blaise?

Tamtą rundę wygrała. Odpuścił, zbyt zauroczony, by walczyć. Dostał potem szlaban, zadbała o to, a on nie mógł wyrzucić jej z głowy. Wszędzie widział te miedziane fale, niebieskie, rozzłoszczone oczy. Wypaliły mu się w myślach.

- Blaise?

Uśmiechnął się leniwie i odwrócił w stronę małego wulkanu, który siedział na fotelu pasażera.

- Powiesz mi, gdzie jedziemy?

- Nie.

Uniosła brew.

- Nie?

- Nie - odpowiedział z uśmiechem, wyjeżdżając z Londynu. Był idealny listopadowy poranek. W nocy spadł śnieg, przykrywając wszystko białą skorupą, a mróz tak ściskał, że ubarwił wszelakie powierzchnie tysiącami wzorów. Drzewa wyglądały jak przyozdobione zamarzniętymi kwiatami, a niebo było idealnie niebieskie. Dawno nie mieli takiej pięknej zimy, a fakt, że tym razem spędzał ją z Ginny, sprawiał, że aż chciało mu się śpiewać. - Po prostu czuj i patrz.

- Czuj i patrz - powtórzyła z rozbawieniem i odwróciła się w stronę szyby, obserwując biały świat za oknem. Blaise tymczasem skupił się na drodze, która dzisiaj była wyjątkowo śliska. Na każdym zakręcie czuł łapiącą ich nadsterowność, w dodatku ciągle zamarzała mu szyba. Musiał udać się do mechanika, bo w ogóle nie działało ogrzewanie. Ginny siedziała z czapką na głowie, dmuchając w dłonie okute rękawiczkami. 

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz