Nienawidzę Cię.

15.6K 791 416
                                    

🔵

Wpatrywała się w ciszy w krajobraz za oknem. Londyńskie ulice były zatłoczone, a po chodnikach niespiesznie wędrowali mieszkańcy miasta kurzu i deszczu. Dzisiaj jednak pogoda była jak marzenie, choć razem ze słońcem nadciągnęła też przeraźliwa duchota. Widziała na szpitalnych korytarzach starszych z inhalatorami, którzy w tym powietrzu po prostu nie potrafili oddychać. Każdy z nich posyłał jej uważne spojrzenie, gdy szła powoli do okna z parapetem, na którym mogła usiąść. Zawsze tak robiła w Hogwarcie, gdy musiała wszystko przemyśleć i odpocząć od zgiełku swojego Domu. Podwinęła kolana pod brodę i machinalnie położyła dłoń na brzuchu. Choć nie było już po co, bo tam, gdzie jeszcze kilkanaście godzin temu spała słodko mała kruszynka, teraz panowała olbrzymia bolesna pustka, zupełnie taka sama jak wyżej, w sercu czarnowłosej kobiety, której po policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie wiadomo, dlaczego płakała. Prawdopodobnie dziecko nie było jeszcze dzieckiem i umierając, nic nie poczuło. Z resztą tak właśnie miało być, lekarze ostrzegali, że i tym razem może się nie udać. Tym razem, czyli było ich wiele. Po co więc płakać po raz kolejny? Za pierwszym razem zawsze się płacze, a każdy kolejny napycha serce surową ochroną, jaką jest obojętność. Więc można byłoby spytać: dlaczego ona płacze? 

Pansy Parkinson płakała, bo powoli sens codziennego życia rozmywał się jej przed oczyma. Po co dawać życie, skoro coś je odbiera? Po co wstawać z łóżka, skoro i tak trzeba się będzie z powrotem kłaść? Po co wychodzić z domu, skoro i tak trzeba wrócić? Zastanawiała się nad tym, a rutynowe, zwykłe czynności, które po prostu powinny być, podważała i sprzeciwiała się im. Wszystko zaczęło się dnia, gdy przyśniło jej się, że traci dziecko. I rzeczywiście po paru tygodniach tak się stało. Specjalnie utrzymywała wiadomość, że jest w ciąży w tajemnicy, powiedziała wszystkim dopiero w dziesiątym tygodniu jej trwania. Miała nadzieję, że najgorsze za nią. 

Myliła się.

Łza spadła na jej bladą dłoń, w którą wbita była kroplówka. Spojrzała na nią zmęczonymi oczami. Była wyczerpana, lecz nie fizycznie. Jej ciało było młode i pełne energii, ale jej dusza... Za dużo problemów. Od zawsze marzyła tylko o posiadaniu kochającej i idealnej rodzinie. Udało jej się to spełnić tylko w połowie. Neville był najwspanialszym mężczyzną, jakiego mogła sobie wymarzyć, troskliwy i cierpliwy, stał się oazą spokoju, w której mogła się skryć, gdy na pustyni życia panowała burza. Jednak druga połówka jej serca była wyjałowiona i dawno martwa. Marzyła o małej słodkiej dziewczynce, z kruczoczarnymi kucykami i dołeczkami w policzkach. Marzyła, by budził ją tupot małych bosych stópek, by w jej domu rozbrzmiewał melodyjny śmiech, a po podłodze walały jej lalki i pluszaki. Marzyła o tym, by po pracy stanąć w drzwiach pokoju i popatrzeć, jak jej ukochany mąż czyta ich córce bajki na dobranoc, a potem utula ją do snu. Marzyła o tym, by w wieczorne dni siedzieli we trójkę przy kominku i pili kakao. 

Kolejna łza runęła w dół, a ona nie mogła powstrzymać już bólu bezradności i rozczarowania. Rozrywało ją od środka. A najgorsze było dopiero przed nią. Neville jeszcze nie wiedział, a Pansy widziała, jak za każdym razem się cieszył, jak za każdym razem wierzył i dodawał jej otuchy, i jak za każdym razem zamykał się w sobie z powodu kolejnej porażki. Byli jeszcze młodzi, mieli całe życie, ale aurorce przeciekało ono przez palce i czuła, że jeśli nie uda się teraz, to już nigdy nie spełni swojego marzenia. Miała też świadomość, że być może nie będzie mogła dać mężowi dziecka. Kochała go i ufała mu najbardziej na świecie, ale coś złego kuło ją w głębi. Coś mówiącego, że Longbottom zostawi ją i znajdzie sobie kogoś, kto da mu to, czego chce. Wyganiała to uczucie, miała wrażenie, że w ten sposób rani męża, mając wobec niego wątpliwości. A przecież Neville ani razu nie dał jej powodu do smutku czy złości.

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz