Jest mocny w udawaniu, że nie jest słaby

13.5K 772 213
                                    


Z westchnięciem zamknęła laptopa i chwyciła za łyżeczkę, zanurzając ją w świeżej herbacie. Mieszała napój machinalnie, myślami będąc gdzieś w innym świecie, a dokładnie w Londynie w miejskim sierocińcu. Przed oczyma miała dzieci, które przed chwilą widziała na zdjęciach, a jej umysł poszukiwał tego jedynego. Wiedziała, że musi poczuć Tknięcie i wtedy będzie pewna, że to właśnie temu małemu człowiekowi chce oddać swoje serce. Ramiona jej drżały z wyczerpania, bowiem Pansy Parkinson nie mogła spać, cały czas rozmyślając o tym, co powiedział jej mąż. Nie zasugerował wprost adopcji, potwierdził jednak taką możliwość. Potrzebujemy czasu - powiedział, przypomniała sobie, ale ona czuła, że czas jej ucieka i że na gwałt wszystko musi być teraz. Przeglądała więc strony internetowe pobliskich domów dziecka, szukając tego jedynego. Wiedziała, że źle się za to zabrała, ale Neville nie chciał na razie opuszczać Hogwartu. Co chwila przyjeżdżały nowe sadzonki, by na wrzesień wszystko było gotowe i ukochany cały czas był zapracowany. Pans nie chciała sama jechać tam, gdzie chciała, a gdy podzieliła się swoimi rozmyśleniami z Longbottom'em, ten spojrzał jej głęboko w oczy i westchnął przeciągle.

- Jesteś kąpana w zbyt gorącej wodzie, Pan - stwierdził, ocierając czoło z potu i zdejmując grube rękawice. - Czy to wszystko nie może poczekać?

Nie mogło. Jak miała mu wytłumaczyć tę potrzebę dziecka, która była w niej głęboka i paląca? Jak miała wytłumaczyć mu, że każdy jej dzień był torturą, a ona nie miała niczego, co dawałoby jej życiu sens? Nawet małżeństwo stało się dla niej czymś ciężkim, a pieszczoty przymusem. Wiedziała, że i tak nic z tego nie wyjdzie, więc nie widziała sensu, by to kontynuować. Kochała męża z całego serca, dlatego próbowała wykrzesać z siebie cokolwiek, gdy obejmował ją mocno, gdy konsumowali swój związek. W lędźwiach czuła uporczywy ból potwierdzający, że nie powinna tak szybko współżyć po poronieniu, ale i to miała gdzieś. Przyznajmy szczerze, Pansy Parkinson fiksowała i jedyny swój ratunek umieściła w dziecku, które musiała znaleźć.

Rozległo się pukanie, a ona podniosła zamglony wzrok na drzwi i zawołała "proszę", próbując zrobić coś ze swoimi nieuczesanymi włosami. Do środka wszedł Blaise, co zdziwiło ją, zważywszy na to, że nie było nawet siódmej rano. Jednak jeszcze większy szok przeżyła, gdy za nim powoli i ostrożnie weszła Granger. Pansy aż wstała, wpatrując się w Gryfonkę, która miała na sobie czarne, sportowe spodnie i taką samą bluzę. Krótkie kosmyki, które wyglądały jakby żyły własnym życiem i w tym momencie umierały, niechlujnie spięła spinką. Hermiona wciąż była okropnie blada, a pod oczyma widniały jej głębokie cienie. Ubrania zwisały na niej, uświadamiając Ślizgoncę, że dziewczyna schudła co najmniej połowę tego, ile ważyła. Na jej ciele rysowały się rysy, których pani Pomfrey nie umiała wymazać. 

- Cześć, Pan - Blaise przygarnął ją do siebie, a ona poczuła miętową wodę. Pachniał zupełnie jak na Balu Bożonarodzeniowym w piątej klasie, gdy przez przypadek utknęli w jednej toalecie. Co to była za noc. Objęła go zaskoczona, czując miłe ciepło rozchodzące się po jej ciele. Zabini spojrzał na nią zawadiacko i puścił jej oko, a Parkinson poczuła, że się rumieni. Nie wiedziała, dlaczego. Speszyło ją to, więc spuściła głowę, udając, że poprawia swoją sukienkę. - Przyprowadziłem ci kogoś.

- Widzę - odetchnęła z ulgą, gdy chłopak odsunął się, a z nim jego zapach. Zerknęła przez okno, gdzie jej mąż cierpliwie rozsadzał roślinki o czerwonych, wąskich liściach, które raz po raz dawały mu w twarz. Uśmiechnęła się, ale nie potrafiła przegonić dziwnego uczucia, które ją ogarnęło. Przeniosła spojrzenie na dziewczynę, która stała cicho przy drzwiach. Granger wyglądała, jakby jedyne o czym marzyła to położyć się i umrzeć. Biedna dziewczyna. - Napijesz się czegoś?

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz