- To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie poradzę sobie bez ciągłej opieki. Bez umiejętności strzelania długo nie pożyję.
- A jednak nadal tu jesteś.
- Bo cały czas miałam obok siebie kogoś, kto nie był taką trzęsidupą jak ja! Maggie, mnie nawet odrzut Glocka powalił na ziemię!
- Skarbie, to był twój pierwszy raz z bonią palną...
- Jakże udany! - odparła Aileen i pokiwała głową, nadstawiła lewy policzek ku brunetce - Zrób to szybko i miejmy to z głowy.
Symfonia krzyków wypełniła cały schron. Beth zatkała sobie uszy dłońmi, niektórzy przyłożyli poduszki do małżowin, Rick złapał się za głowę, Carl przymknął oczy, a Daryl puścił najgłośniejszy strumień wody pod prysznicem.
Po pół godzinie, Aileen wyszła z kuchni. Jej policzek pulsował, a w niektórych miejscach czuła, jakby powietrze wpadało wprost do jej ust. Westchnęła i poszła do pomieszczenia naprzeciwko. Usiadła na jednym z łóżek.
- Jak się czujesz? - zapytał Rick. Nie odpowiedziała, postanowił nie kontynuować. - Wracajcie do swoich obowiązków - odparł i wraz z resztą opuścili sypialnię. Dziewczyna dotknęła delikatnie trzech świeżo zszytych ran. Jęknęła.
"Powinnam była wtedy dać się zabić oprawcom mojej matki" - pomyślała, a z jej prawego oka spłynęła pojedyncza łza.
Drzwi sypialni otwarły się, a do środka wszedł Daryl. Odwróciła głowę w przeciwną do niego stronę. Zablokował klamkę wykręcając ją do góry i wkładając do zamka gruby patyk, który chwilę wcześniej zabrał z "góry".
- Nie musisz się z tym kryć, nadal jesteś śliczna - usiadł obok niej, zarumieniła się. Chwycił ją z brodę i odwrócił jej głowę w jego stronę. - Boli cię to, prawda? - kiwnęła głową - Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało, wiesz o tym? - uśmiechnęła się delikatnie - Potrzebujesz chwili, by choć przez chwilę nie myśleć o całym tym pierdolniętym świecie, ja zresztą też - powiedział powoli zbliżając swą twarz do niej. Spojrzała mu głęboko w oczy. Pocałował ją ostrożnie i delikatnie, by nie naruszyć świeżo zszytej rany. Położył dłonie na jej ramionach popchnął je do tyłu. Aileen leżała na plecach cały czas spoglądając na jego błękitne oczy.
- Nie bój się - uśmiechnął się, po czym ściągnął jej dżinsową kurtkę.
~•~•~•~•~
Mała dziewczynka mocno ściskała dłoń swojej rodzicielki. Podeszły do przydrożnej budki z lodami.
- Trzy gałki, proszę - odparła kobieta - wybierz sobie smaki, kochanie.
- Smerfowe - umieściła wskazujący palec na szybie zostawiając ślad - czekoladowe - przeniosła palec - i cytrynowe! - wesoło oznajmiła. Odebrała wafelek od sprzedawczyni i usiadła przy obskurnym, zakurzonym, białym stoliku. Kobieta zapłaciła i spoczęła obok córeczki.
Mężczyzna w brudnym, potarganym ubraniu zasiadł z impetem za stolikiem oddalonym o dwa metry od kobiety i dziewczynki. Obserwował przeciwległy chodnik. Czekał na sygnał od swojego brata.
- Nienawidzę swojego życia - mruknął do siebie pod nosem. Nie lubił robić tego, co miał w zwyczaju kazać mu jego brat. Skierował wzrok na kobietę i małą dziewczynkę.
- Mamo, chciałabym, aby było więcej taki dni jak dzisiaj - powiedziała, a niebieska substancja spłynęła po jej rączce.
- Wiem słoneczko, ale wiesz jak to jest, muszę pracować byśmy miały za co żyć, dziadkowie nie mogą nam wiecznie pomagać - dziewczynka kiwnęła głową i zlizała trochę lodów cytrynowych - poza tym nagyapa (dziadek) teraz musi kupować lekarstwa drożej, bo zaprzestali refundacji jego medykamentów.
CZYTASZ
Koliber | TWD✔
Fanfiction❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...
~15~
Zacznij od początku