Trójka

48 3 1
                                    

1

Kiedy zapadł wieczór, Sam poczuł nagły przypływ siły. Z początku nie podejrzewał, czym to może być spowodowane. Dopiero po czasie uzmysłowił sobie, że znajdując się w ciele wampira, z całym prawdopodobieństwem przejął jakieś cechy należące do zbihrowego ciała. Sam czuł, że może wszystko. A jeśli nie wszystko, to na pewno więcej niż dzień wcześniej jako zwykły śmiertelnik. Moc buzowała, zbierając się w wampirzym cielsku, tylko czekając, aż zostanie użyta.

Jestem wampirem, pomyślał sucho Sam. Jeśli Dean nie odrąbie mi głowy, mogę nazywać się Szczęście.

Wtedy chłopak uświadomił sobie, że przespał cały dzień. Musiało tak być, skoro żaluzje odsłonięto (Swoją drogą, zastanawiał się, ciekawe, kto je odsłonił?), a za oknem świecił księżyc w pierwszej kwarcie.

Zmarnował cały dzień na niczym. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Tym bardziej, że te paręnaście godzin temu nie odczuwał zmęczenia. Dlatego uznał, iż znowu zostało to spowodowane przez ciało Zbihra. W końcu środowiskiem naturalnym wampirów były nie dnie, a noce. Tak to sobie tłumaczył.

Jednak Sama dręczyły wyrzuty sumienia. Co zrobił? Nic. Nie znalazł brata ani nie dowiedział się, jak i czy w ogóle może wrócić do swojego ciała. A może już nigdy mu się to nie uda? A może Dean właśnie teraz się gdzieś wykrwawia, bądź, co gorsze, wącha kwiatki od spodu?

Ale nie, myśl rozsądnie, napomniał się Sam. Wampiry, nawet jeśli mu coś zrobiły lub, o zgrozo, zabiły, nie zakopały go. Na pewno nie na zewnątrz. Przecież w czasie dnia musiały siedzieć zamknięte w tym budynku. Na pewno. Tak więc... Albo znajdę żywego Deana, albo truchło...

Boże, jak on chciał wierzyć, że jednak to pierwsze.

Sam z pewnymi trudnościami dźwignął się z podłogi; to ciało nie chciało go słuchać. Było takie... Wielkie, że chłopak nie potrafił nad nim zapanować. Kiedy podchodził do drzwi, to jak pijany, chwiejąc się na boki niczym skoczek na linie.

Z jeszcze większymi trudnościami nachylił się nad klamką, rozkładając ręce w poziomie, by zachować równowagę. Przyjrzał się zamkowi i wiedział, że bez problemów zdołałby go otworzyć, gdyby posiadał wsuwkę lub coś podobnego.

Wbrew zapewnieniom Zbihra, że nic takiego nie znajdzie, Sam wybrał się do łazienki. I rzeczywiście, próby poszukiwawcze spełzły na niczym. Szafki nad umywalką przepełniały maszynki do golenia oraz wody kolońskie, żele pod prysznic i nic więcej. Czy Sam mógłby coś zdziałać żyletką? Nie wydawało mu się. Co najwyżej zdołałby poranić Zbihra, a tym samym siebie samego. Taka wersja odpadała z góry. Sam musiał utrzymać Zbihra przy życiu, a nie jeszcze go okaleczać.

Wtedy chłopak przypomniał sobie o scyzoryku w cholewie buta. Gdyby udało się go wykraść, nie budząc Zbihra...

Sam wypełzł z łazienki, coraz lepiej radząc sobie w wampirzym ciele. Wreszcie przestał się kołysać na boki.

Jednak także ten plan Winchestera okazał się nie do wykonania, bo drzwi szafy skrzypnęły, a Zbihr wyszedł na zewnątrz i przeciągnął się.

– Cholera by to... – Chrupnęło kilka kości.

Sam aż się wzdrygnął. Wlepił wzrok w siebie.

– Nie połam mnie.

– Masz kruche kości. Może być ciężko.

Sam zaparł się w sobie i zaciskając pięści zażądał:

– Wypuść mnie.

Ku zdziwieniu Sama, Zbihr podszedł do kasety przy drzwiach. Poklikał guzikami, kilka kontrolek zmieniło kolory, blokada w zamku przeskoczyła. Zbihr wychylił się na korytarz, by sprawdzić, czy nikt nie pałęta się po holu.

Supernatural - FantasmagoriaWhere stories live. Discover now