Rozdział ósmy

187 11 6
                                    

Wpadłam do domu z zaróżowionymi policzkami i rozczochranymi włosami, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Ani na to, jak długo mnie nie było. Tylko mama wychyliła głowę z kuchni, spojrzała na mnie z ponurą miną i spytała:

— A gdzie zastawa?

Prawie podskoczyłam, gdy ją usłyszałam. To musiało wywołać w niej jakiejś podejrzenia, bo zmrużyła oczy i zaczęła mi się uważnie przyglądać. Odchrząknęłam, żeby brzmieć jak najbardziej normalnie i odpowiedziałam:

— Zac ją przyniesie. Tylko się... przebierze.

Mama pokiwała głową i zniknęła w kuchni. Najwyraźniej już zapomniała o moim wcześniejszym wybuchu i nie interesowało ją, skąd u mnie taka nagła zmiana nastroju. Mimo to odnosiłam wrażenie, że moje policzki się paliły, a to wszystko przez to, że kiedy się ubierałam, Zac leżał kompletnie nagi w łóżku. Gdy zaczęłam się zbierać do wyjścia, wstał, żeby znów mnie pocałować i nawet nie zawracał sobie głowy, żeby się czymś zasłonić. Potem poszedł pod prysznic.

Pognałam na górę i czym prędzej zamknęłam się w łazience. Musiałam zmyć z siebie te jego pocałunki, które wciąż na sobie czułam. I wcale nie mówiłam o ustach czy o dekolcie. On całował całe moje ciało. Bardzo długo. I robił ze mną wiele różnych rzeczy, o których Meg Cabot nigdy nie pisze, zatem ja też nie będę.

Powiem tylko tyle: nie miałabym nic przeciwko, gdyby to się jeszcze powtórzyło.

Po kąpieli, podczas której nie przeszkadzała mi zasłona prysznicowa po raz pierwszy od powrotu, wróciłam do swojego pokoju owinięta puchowym ręcznikiem. Plakat Jonasów też przestał kuć mnie w oczy. Zapewne dlatego, że zobaczyłam u Zaca plakat Księżniczki Lei nad łóżkiem.

Chociaż to porównanie nie miało żadnego sensu, bo Jonas Brothers to przeżytek, a Gwiezdne wojny to nieśmiertelność. Zac przyznał mi rację i dodał, że brakowało mu mojego specyficznego punktu widzenia.

W zamian za to pozwoliłam mu znów się do mnie dobrać.

Podczas wybierania stroju na kolację przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze na szafie i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zaszła we mnie jakaś znacząca zmiana. Jakby Zac pozytywnie na mnie wpłynął, a nawet odjął mi kilka lat, bo ja przez ciągłe zmęczenie wyglądałam na znacznie starszą. Chyba że to była sprawka Virginii...

Nie, to przez seks.

W końcu zdecydowałam się na bordowe spodnie od garnituru, białą koszulę i czarne szpilki. Włosów postanowiłam nie prostować; naturalnie one są bardzo kręcone, więc zrobiły się jeszcze krótsze i teraz ledwo sięgały mi za podbródek. Ale wyglądałam niebrzydko.

Na dół zeszłam akurat, gdy pojawili się Ashley i Chris, oboje ubrani dość elegancko — Ashley spięła włosy i założyła czarną sukienkę, a Chris garnitur. Gdy moja przyjaciółka mnie zobaczyła, pisnęła i przytuliła mnie mocno. Stała się strasznie wylewną osobą, bo kiedyś w ogóle się nie dotykałyśmy, a teraz robiłyśmy to bez przerwy.

Zac przyniósł zastawę i przebrał się w garnitur, tyle że bez krawata. Fryzurę miał zmierzwioną, a na mój widok uśmiechnął się szeroko. Dylan dał sobie spokój z marynarką i wyglądał na znudzonego, podobnie jak babcia w lawendowej garsonce. Tata włożył ciemny sweter z Mikołajem, pan Efron koszulę z długimi rękawami, mama biały komplet ze spódnicą, a pani Efron granatową suknię. Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy zebrani wyglądali pięknie.

W Minnesocie się nie liczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz