2.

38 3 0
                                    

Anglia, Crossgates

Słońce już powoli zachodziło. Temperatura wcale nie była taka niska. Było dość ciepło. Tak przynajmniej uważała Rebecca. Od dłuższego czasu nie odczuwała ciepła czy zimna. To było ostatnie, o co się wtedy martwiła.

W tym roku wigilia miała być bez śniegu. Ja zawsze. A ona tak dawno nie czuła tego górskiego mrozu, nie obserwowała spadających płatków śniegu. I tak bardzo chciała poczuć prawdziwą zimę. Ten ostatni raz.

Weszła do ich małego mieszkania, trzymając w ręce prezent dla swojego męża. Chciała mu podarować coś praktycznego. Ten ostatni raz.

- Jesteś już? - usłyszałam pytanie mężczyzny stojącego do niej tyłem i robiącego ostatnie danie na wigilię. Ona nigdy nie była mistrzem w kuchni.

Podeszła do niego i oplotła go w talii swoimi chudymi i bladymi rękoma.

- Jestem. - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.

- To dobrze. - odłożył narzędzia kuchenne i odwrócił się w jej stronę. Patrzyli sobie gleboko w oczy, po czym mocno ją przytulił. Ona wtuliła się jeszcze bardziej. Chciała w niego wejść i nigdy już nie wychodzić. Ale była w nim. Była w jego sercu. I zostanie już na zawsze.

Poluźniła uścisk, by ponownie spojrzeć w jego zielone oczy i wpleść palce w jego kruczoczarne włosy.

- Kocham cię, Garett. - jej głos się łamał.

- Kocham cię bardziej. - mężczyzna uśmiechnął się przez łzy. Ucałował czule jej czoło, trzymając drobną kobietę w swoich ramionach. Nie chciał jej puścić. Nigdy.

***

- Jak tam chemia? - młodsza siostra Rebecci zapytała ją, odkładając łyżkę. Wszyscy przy stole zamikli.

Tato dwóch kobiet siedział i patrzył na starszą z troską, chłopak Keiry zerknął na Garetta, który chwycił pod stołem dłoń małżonki.

- Dobrze.

- Jasne. - odparła oschle. Starsza blondynka odważyła się podnieść wzrok z nad talerza, by spojrzeć na brunetkę. - Nie mów, że jest dobrze. Ty się po prostu nie chcesz leczyć. - uniosła głos. - Nie badź, jak matka! Mówisz, że nie ma szans na poprawę, że nie dożyjesz czterdziestki. Ale ty nie chcesz tej szansy.

- Keira...- upomniał ją ojciec.

- Nie, tato. Dobrze wiecie, jak było z mamą. I z tobą będzie to samo, bo tobie łatwiej jest umrzeć. - blondynka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale jej siostra miała rację. - Rebecca, do cholery. Masz męża, trzydzieści sześć lat i jeszcze możesz mieć dzieci. Pomyśl czasami o innych, dobra? I choć raz, w święta, błagam, nie kłam.

Kolejna łza spłynęła po policzku kobiety.

- Keira, proszę...

- Zamknij się, Alex. - jej narzeczony zacisnął usta w linię. - Tato. - starszy mężczyzna podniósł wzrok.- Powiedz jej coś.

- Ale naprawdę nie ma co mówić. Dzisiaj rano dostałam wyniki. Ja umieram, Keira.

- Nie...- w proteście pokiwała głową, zanosząc się płaczem.

- Kochanie, nie w twoim stanie. - Alex chwycił dłoń dziewczyny, a ta wyrwała się i z hukiem opuściła pokój.

- Jakim stanie? - zdezorientowana Rebecca pytająco popatrzyła na szwagra. Ten uśmiechnął się smutno.

Spojrzała na tatę, potem na swojego męża, po czym wybiegła za siostrą.

Znalazła ją w swojej małej pracowni, siedzącą na biurku w stronę okna.

Winter love storiesWhere stories live. Discover now